Napoli szukało w stabilizacji w punktowaniu w rozgrywkach ligowych. Po wygranej z Bragą w Champions League przyszedł czas na Bolognę, z którą zawsze się gra niewygodnie. Przekonał się o tym Juventus w tym sezonie i niejednokrotnie w przeszłości właśnie ekipa „Azzurrich”. Podopiecznym Rudiego Garcii zależało na zwycięstwie, ponieważ inne zespoły zaczęły coraz bardziej uciekać, co może w dalszej części sezonu być stratą nie do odrobienia. Bologna to jednak bardzo niewygodny rywal, zwłaszcza gdy gra u siebie, o czym przekonał się mistrz Włoch w niedzielny wieczór.
Bicie głową w mur
Napoli w pierwszej części spotkania zdecydowanie przeważało. Widoczna była różnica klas obu drużyn i co dane zespoły chcą w tym meczu osiągnąć. Oczywiście, że zwycięstwo, jednak taki remis myślę, że zadowoliłby tylko jeden zespół. Gospodarze dążyli swoją grą obronną w pierwszej połowie do utrzymania wyniku. Następnie na ruszenie w kierunku bramki rywala w odpowiednim momencie. Czekali, kiedy Napoli się wyszaleje w ataku pozycyjnym. Swoje okazje, które udawało im się stworzyć, wykorzystywali możliwie jak najlepiej. Celem Bolognii w pierwszej połowie był tylko i wyłącznie remis. Nie chcieli stracić bramki i schodzić na przerwę z korzystnym dla siebie wynikiem. Takim, żeby w drugiej połowie dać sobie szansę na możliwe wygranie meczu.
Napoli grało bardzo wolno, pragmatycznie i przewidywalnie, co jak najbardziej pasowało zawodnikom Thiago Motty. Brakowało zrobienia czegoś nadzwyczajnego. Bologna wciągnęła w swoją grę mistrzów Włoch, z którą neapolitańczycy kompletnie nie potrafili sobie poradzić. Bologna wyglądała na drużynę nie do złamania, a „Azzurri” z minuty na minutę coraz bardziej bili głową w mur. Mimo wszystko remis po pierwszej połowie był jak najbardziej zasłużonym wynikiem. Gospodarze znakomicie tuszowali swoje braki piłkarskie i mieli plan na ten mecz, który znakomicie realizowali.
Wrzucenie wyższego biegu?
Druga połowa nie przyniosła wielkich zmian w grze obu drużyn. Bologna zaczęła co prawda grać bardziej otwarcie, ale jednocześnie nadal realizowała swój plan. Grała tutaj nie tylko o to, aby w tym meczu nie przegrać. Szukała swoich okazji i nie można powiedzieć, że była zespołem zdecydowanie słabszym. Natomiast Napoli delikatnie podkręciło tempo, lecz wciąż to nie było to, na co stać ten zespół. Brakowało dokładności i pomysłu na przełamanie obrony swoich rywali. Wydawało się, że idealną okazję na wyprowadzenie „Azzurrich” miał w 72. minucie Victor Osimhen. Jednak Nigeryjczyk nie wykorzystał rzutu karnego, nie trafiając nawet bramkę, której strzegł Łukasz Skorupski.
Mistrzowi Włoch brakowało postawienia kropki nad „i”. Podopieczni Rudiego Garcii musieli także uważać na swoich rywali, którzy nie pozostawali bierni w swoich atakach i chcieli napsuć krwi piłkarzom Napoli. Był to bardzo ciekawy mecz. Nie było to spotkanie typu „biesiada”. Dostaliśmy rywalizację drużyn, wiedzącej, co chce osiągnąć swoją grą z tą, która nie może sobie poradzić ze swoimi problemami. Brakowało tylko goli. Jednak im dłużej ten mecz trwał, tak nie można było jednoznacznie stwierdzić, że Bologna zasługiwała w tym meczu na porażkę. Remis był jak najbardziej sprawiedliwym wynikiem. Napoli traci już 7. punktów do pierwszego w tabeli Interu, zajmując 7. miejsce po 6. kolejkach. Nie tak sobie wyobrażali start sezonu kibice Napoli. Zwłaszcza jeśli popatrzymy na zeszłą kampanię, to można jak najbardziej mówić o falstarcie.