Drugi tytuł mistrzowski ucieka. Jagiellonia znowu gubi punkty

Jagiellonia Białystok wraca do walki o mistrzostwo Polski po zgarnięciu kolejnego trofeum do klubowej gabloty. Białostoczanie na opustoszałym Narodowym pokonali Wisłę Kraków i zdobyli Superpuchar Polski. Mecz z Piastem Gliwice musieli bezwzględnie wygrać, aby pozostać w kontakcie z rywalami o tryumf w PKO BP Ekstraklasie. Konkurencja nie śpi – wczoraj Lech Poznań pokonał u siebie Koronę Kielce i przynajmniej tymczasowo zepchnął Jagę na 3. miejsce. Szansa na wygraną była spora, bowiem Piast nie gra w lidze w sumie już o nic. Gliwiczanie przed wyjazdem na Podlasie zajmowali 12. miejsce w tabeli, lecz od grupy 5 drużyn walczących o utrzymanie mieli 7 punktów przewagi. Zatem o dalszy ligowy byt ekipa z Górnego Śląska raczej nie musi się już martwić.

Spokojny początek, Jagiellonia otwiera wynik

Kibice w Białymstoku przywitali racami nie tylko piłkarzy, ale również przybysza z Dalekiego Wschodu, który sędziował to spotkanie. Nie często się zdarza, żeby Japończyk był arbitrem meczu Ekstraklasy, a jednak Yusuke Araki poprowadził pierwszy pojedynek polskiej elity po 8 latach. Po około 5 minutach żółto-czerwony dym usunął się znad stadionu przy Słonecznej i wreszcie zaczął się mecz. Pierwsze minuty tego starcia należały do całkiem wyrównany, lecz nieco lepiej wypadli gospodarze. Jednakże w pierwszych 10 minutach to zagrożenie sprowadzało się co najwyżej do wywalczenia rzutu rożnego. Piast z kolei szukał szczęścia w grze wysokim pressingiem oraz próbach ukłucia rywali z kontrataku. To podopieczni trenera Vukovicia oddali pierwszy strzał, a konkretnie Erik Jirka. Według statystyk, bo to zagranie Słowaka trudno nazwać strzałem.

REKLAMA

Po pierwszym kwadransie wyklarowała się optyczna przewaga Jagiellonii. Podopieczni Adriana Siemieńca mieli przebieg spotkania pod kontrolą. Jednakże przyjezdni z Górnego Śląska wyglądali, jakby byli przygotowani na taki scenariusz i cierpliwie czekali na swoją okazję. Mistrzowie Polski ani myśleli próżnować. W 18. minutach zabrakło centymetrów, żeby Jesús Imaz otworzył wynik. Hiszpan miał jednak problemy z opanowaniem piłki i dobrze, że w ogóle zdołał uderzyć. Szybko białostoczanie się poprawili. 4 minuty później Mateusz Skrzypczak posłał „lagę” w stronę Lamine’a Diaby-Fadigi. Francuz przyjął i zagrał do Darko Czurlinowa. Od Macedończyka zaczęła się ładna, kombinacyjna, koronkowa akcja, po której strzał oddał Norbert Wojtuszek. 23-latek trafił do siatki po nodze Igora Drapińskiego, po czym „przez twe bramki, brameczki strzelone” rozległo się na całym stadionie.

Bezradny Piast zdołał wyrównać

Piast porzucił swoją ostrożną mentalność i próbował odpowiedzieć w trybie natychmiastowym. Jako pierwszy podjął się tego Patryk Dziczek, lecz gliwiczanin nie zdołał pokonać Sławomira Abramowicza. Piastunki zaktywizowały się z przodu, lecz to wydawało się być za mało. W 32. minucie po groźnej wrzutce mogło być 2:0, lecz nawet najstarsi górale nie wiedzą, czemu po tym zamieszaniu Diaby-Fadiga nie wbił piłki do bramki. Przyjezdni stawiali opór, lecz tutaj trzeba było się naprawdę wysilić, żeby zabrać Jadze przewagę. Gliwiczan stać było maksymalnie na zwiększenie posiadania piłki – nic pożytecznego z nią nie uczynili. Pod koniec pierwszej połowy dobrą okazję miał ponownie Diaby-Fadiga, lecz Francuz zachował się egoistycznie i nie zagrał do Czurlinowa, dzięki czemu akcja miałaby większe szanse na powodzenie.

Drugą połowę Jaga także zaczęła lepiej, było parę okazji na zmianę wyniku. W 49. minucie kolejną szansę zmarnotrawił Diaby-Fadiga, który wkrótce potem zszedł z boiska. Następnie były chwile grozy dla białostoczan. João Moutinho popełnił banalnie wyglądający błąd, który chciał wykorzystać Thierry Gale. Barbadoszczyk miał przed sobą jedynie golkipera, lecz Abramowicz zachował zimną krew i nie dopuścił do straty gola. Piast ponownie znalazł się w posiadaniu piłki i długo nie wiedział, co z nią zrobić, aż do 62. minuty. Wówczas mistrzowie Polski z 2019 roku wyprowadzili groźną akcję, z futbolówką rozpędzał się Maciej Rosołek. Zagrał do Gale’a i reprezentant Barbadosu przepięknie umieścił piłkę w siatce. Były wątpliwości, czy gol został zdobyty prawidłowo, jednak Japończycy nie dostrzegli naruszenia przepisów.

Remis, który smakuje jak porażka

Gliwiczanie mogli szybko pójść za ciosem, bowiem 3 minuty później mogli wysunąć się na prowadzenie za sprawą Grzegorza Tomasiewicza. Pomocnik Piasta minimalnie jednak chybił. Jagiellonia jakby nie wiedziała, co się stało, próbowała wrócić do gry. Przyjezdni z Górnego Śląska skutecznie jednak bronili wyniku. Jagiellonia musiała wziąć się do roboty, bowiem w przypadku remisu Raków mógłby jej odskoczyć aż na 6 punktów. Około 80. minuty wreszcie białostoczanie podkręcili tempo. Wtedy to Czurlinow zatańczył z obrońcami, minął ich efektownym dryblingiem, ale finalizacja tej akcji… bez komentarza. Chwilę później dogodną okazję miał Afimico Pululu, lecz z bliska przymierzył w trybuny.

Jaga rozkręciła się w końcówce, lecz przegrała wyścig z czasem, co poskutkowało remisem z Piastem. Podział punktów wydaje się być sprawiedliwym werdyktem, zważywszy na statystyki. Posiadanie piłki było podobne, liczba strzałów również. Jednakże to Jagiellonia wykreowała sobie nieco więcej groźnych akcji, toteż ma prawo czuć niedosyt. Potknięcia takie, jak to, może kosztować białostoczan mistrzostwo Polski. Pewnym jest, że dali się wyprzedzić Lechowi, a i Raków dostał zielone światło na ucieczkę. Piast z kolei przeskoczył w tabeli Radomiaka, jest w niej obecnie na 11. miejscu.

Jagiellonia Białystok – Piast Gliwice 1:1 (Wojtuszek 22′ – Gale 62′)

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,838FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ