Dołek w najgorszym momencie. Liverpool może kończyć sezon

Przed rozpoczęciem sezonu chyba każdy kibic Liverpoolu w ciemno wziąłby mistrzostwo. Po odejściu Jurgena Kloppa The Reds nie byli wymieniani jako główny faworyt w walce o tytuł. Większość przewidywała, że to pomiędzy Manchesterem City, a Arsenalem rozstrzygnie się ten wyścig. Arne Slot zanotował jednak znakomite wejście na Anfield. Liverpool był zdecydowanie najbardziej regularnym zespołem w lidze czy nawet w Europie. The Reds wykorzystali kryzys The Citizens oraz słabszy sezon Kanonierów i już od początku marca raczej nikt nie ma wątpliwości, kto w tym roku sięgnie po tytuł. Mimo wszystko, zakończenie tego sezonu tylko z mistrzostwem kraju może budzić w kibicach pewien niedosyt.

Rozbudzone nadzieje

W pierwszej połowie sezonu Liverpool notował tak dobre wyniki, że stał się jednym z faworytów każdych rozgrywek, w których brał udział. Kibice The Reds mogli mieć nadzieję, że w tym roku uda się nawet sięgnąć po potrójną koronę. Do początku lutego, kiedy odpadli z Pucharu Anglii po porażce z będącym w strefie spadkowej Championship Plymouth Argyle, przegrali jedynie trzy mecze, z czego dwa (pierwszy mecz półfinału Carabao Cup z Tottenhamem oraz ostatnie spotkanie fazy ligowej Champions League przeciwko PSG) nie miały żadnych konsekwencji. Jedyną istotną porażkę ekipa Arne Slota poniosła na początku sezonu w starciu ligowym z Nottingham (0:1).

REKLAMA

W tamtym momencie The Reds mieli sześć punktów przewagi nad drugim Arsenalem i jeden mecz do rozegrania więcej. Byli w finale Carabao Cup po tym jak w drugim półfinałowym meczu rozbili Tottenham 4:0. Ponadto w fazie ligowej Ligi Mistrzów zajęli pierwsze miejsce, pokonując m.in. Real Madryt, Bayer Leverkusen czy Milan. Liverpool był najbardziej regularną i kompletną drużyną w Europie. The Reds nie notowali praktycznie żadnych wpadek i regularnie ogrywali najlepsze zespoły. Niemniej jednak, na przestrzeni całego sezonu każdej drużynie musi zdarzyć się jakiś mniejszy lub większy spadek formy. Dla Liverpoolu przyszedł on w najgorszym momencie. Wtedy, gdy zaczęły zapadać kluczowe rozstrzygnięcia.

Liverpool wpadł w pierwszy dołek

Licząc od momentu odpadnięcia z FA Cup, Liverpool wygrał tylko pięć z dziesięciu meczów. Co gorsza, większość tych wygranych była zwyczajnie mało przekonująca. Przeciwko Wolves (2:1) w drugiej połowie nie oddali żadnego strzału i do końca drżeli o komplet punktów. Z ostatnim w tabeli Southampton (3:1) dopiero w drugiej części gry odrobili straty. Natomiast w pierwszym meczu 1/8 finału Ligi Mistrzów z PSG na Parc des Princes cudem wyszarpali zwycięstwo pod koniec meczu, mimo że przez całe spotkanie byli tłem dla rywala. Podopieczni Slota mieli 29% posiadania piłki i oddali dwa strzały, w tym jeden celny przy kolejno 27 i 10 Paryżan. Skalę dominacji ekipy Luisa Enrique obrazuje również statystyka xG (goli oczekiwanych; 1,78 – 0,27).

Jedyne mecze, które The Reds wygrali przekonująco to spotkania Premier League z Manchesterem City i Newcastle (oba po 2:0). Ponadto w tym czasie dochodzą ligowe remisy z Evertonem i Aston Villą (po 2:2), odpadnięcie z Ligi Mistrzów po porażce na Anfield z PSG (0:1) oraz przegrany finał Carabao Cup z Newcastle (1:2). Oczywiście można usprawiedliwiać Liverpool dużym natłokiem meczów, komfortową sytuacją w lidze czy wymagającymi rywalami. Przecież porażkę z PSG po rzutach karnych, które w 2025 roku wygrało 18 z 20 spotkań, można wytłumaczyć. Gdyby The Reds lepiej strzelali rzuty karne, awansowaliby do ćwierćfinału. Z drugiej strony nie zmienia to faktu, że na przestrzeni całego dwumeczu to PSG było o wiele lepsze.

Liverpool nie był sobą

Podobnie jak Newcastle, które zasłużenie triumfowało w finale Pucharu Ligi. Sroki od początku narzuciły swoje warunki, grając agresywnie i na dużej intensywności. Newcastle oddało więcej strzałów (17 do 7), częściej uderzało w światło bramki (6 do 2) oraz z pola karnego (11 do 7) i miało wyższe xG (według danych z potralu Fotmob 1,84 do 0,89). Jeszcze gorzej wyglądają statystyki The Reds do momentu goli dla Newcastle. Do pierwszej bramki Srok w doliczonym czasie gry pierwszej połowy ekipa Slota nie oddała żadnego strzału. Do drugiej bramki w 52. minucie tylko jeden. Dopiero później, gdy Newcastle cofnęło się głębiej i oddało inicjatywę Liverpool, był w stanie podejmować więcej prób. Niemniej jednak wszystko to było raczej kontrolowane przez zespół Eddiego Howe’a.

Kluczem do zatrzymania The Reds okazało się ograniczenie strat i niepozwolenie im na szybkie ataki. Ponadto dzięki intensywnemu pressingowi w odpowiednich momentach Liverpool nie był w stanie przejąć kontroli nad meczem. Zespół Slota często zmuszony był do omijania pressingu dalekimi podaniami. Aż 21 z 35 (60%) podań Caoimhina Kellehera było długimi. A to tylko ułatwiało zadanie Newcastle. Dan Burn (6/7 wygranych pojedynków główkowych) i Fabian Schar (4/5) dominowali w powietrzu, a Joelinton, Bruno Guimaraes i Sandro Tonali byli gotowi na zebranie drugiej piłki.

Podobną taktykę Arne Slot obrał w dwumeczu z PSG. Holender chciał, aby jego zespół minimalizował ryzyko przy rozgrywaniu piłki. W całym dwumeczu aż 54 z 81 (66,7%) podań Alissona było długimi zagraniami. Niemniej jednak, w wyniku takiej gry The Reds nie potrafili przenieść gry na połowę rywala i dłużej utrzymać się tam przy piłce. Slot już w swoim pierwszym sezonie wielokrotnie udowodnił, że jest trenerem elastycznym. Nie trzyma się za wszelką cenę swojej filozofii i potrafi dostosować się do przeciwnika. Niemniej jednak, w tym przypadku zmieniając swój styl gry, Liverpool sam siebie pozbawił najmocniejszych stron.

Przygotowanie formy na najważniejsze mecze

Porażka w finale Carabao Cup sprawia, że Liverpool został tylko w jednych rozgrywkach. Już przed spotkaniem było jasne, że starcie z Newcastle będzie tym najważniejszym do końca sezonu. W lidze The Reds mają na tyle dużą przewagę, że przypieczętowanie mistrzostwa wydaje się tylko kwestią czasu. Po odpadnięciu z Ligi Mistrzów pewne było to, że Liverpoolowi został w zasadzie tylko jeden ważny mecz i może kończyć sezon. Pierwszy dołek formy The Reds za kadencji Arne Slota sprawił, że na przestrzeni nieco ponad miesiąca odpadli oni z trzech pucharów.

Nieprzypadkowo mówi się, że najlepsze drużyny szczyt formy przygotowują na wiosnę i kluczowe mecze w Lidze Mistrzów. Najlepszym tego przykładem jest Real Madryt, który często słabo wchodzi w sezon, nie imponuje w fazie grupowej (teraz ligowej), ale gdy przychodzą najważniejsze spotkania, wchodzą na najwyższy poziom. Liverpool z kolei w kluczowym momencie wpadł w dołek, przez co do gabloty będą mogli włożyć jedynie mistrzostwo. Pierwszy sezon Arne Slota najlepiej potwierdza tezę, że ligę wygrywają zespoły najbardziej regularne, a w pucharach bardziej liczy się dobra forma na wiosnę.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,767FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ