Dlaczego reprezentacja Polski na Euro może tylko zyskać?

Po losowaniu grup eliminacji do Euro 2024 wszyscy byliśmy pewni, że miejsce na mistrzostwach Europy mamy już pewne. Przy dwóch drużynach awansujących bezpośrednio na turniej oraz rywalach w postaci Czech, Albanii, Mołdawii i Wysp Owczych brak awansu wydawał się być praktycznie niemożliwy. Od reprezentacji oczekiwaliśmy pewnego wygrania grupy, na dodatek grając ładny i atrakcyjny futbol. Od nowego selekcjonera z kolei odmłodzenia kadry i wypracowania konkretnego stylu gry. Tak, aby na Euro reprezentacja Polski jechała jako gotowa drużyna, za którą nie będziemy się wstydzić. Rzeczywistość jednak napisała zupełnie inny scenariusz.

Nieudane eliminacje

Reprezentacja Polski w grupie zajęła dopiero trzecie miejsce i o miejsce w finałach mistrzostw Europy musiała walczyć w barażach. W trakcie eliminacji nasza kadra skompromitowała się wielokrotnie – jeden punkt w dwumeczu z Mołdawią, dwie szybko stracone bramki w pierwszym meczu z Czechami czy porażka 0:2 z Albanią. Zatrudnienie Fernando Santosa – delikatnie mówiąc – nie okazało się strzałem w dziesiątkę. Nie dość, że Portugalczyk osiągał fatalne wyniki, to jeszcze nie dał szansy żadnemu debiutantowi i nie wypracował jakiegokolwiek stylu gry. W skrócie: nie zrobił nic, z czego w dalszej przyszłości mogłaby skorzystać nasza reprezentacja. Symbolem jego kadencji było powołanie i wystawienie w pierwszym składzie w obu meczach ostatniego zgrupowania Grzegorza Krychowiaka.

REKLAMA

Cezary Kulesza po porażce z Albanią (0:2) stwierdził, że czara goryczy się przelała. W miejsce Santosa zatrudnił Michała Probierza, który miał za zadanie uratować eliminacje i zapewnić nam awans na wielki turniej. Z planów odmłodzenia reprezentacji i wypracowania konkretnego stylu gry nic nie wyszło. Znów liczył się tylko wynik, ponieważ brak awansu na Euro byłby dla PZPN-u katastrofą zarówno wizerunkową, jak i finansową. Ostatecznie Michał Probierz okazał się wygranym. Odbudował atmosferę wokół kadry i wywalczył miejsce w finałach Mistrzostw Europy.

Brak oczekiwań

Niemniej jednak trzeba pamiętać, że on również dołożył swoje trzy grosze do tych fatalanych eliminacji. Gdyby Polacy pokonali na własnym stadionie Mołdawię (1:1) oraz Czechów (1:1) – co jak najbardziej było w zasięgu – nie musieliby przebijać się przez baraże. Co więcej, w play-offach również mieliśmy sporo szczęścia. W półfinale mierzyliśmy się z Estonią, która dostała się tam dzięki wygranej w najniższej dywizji Ligi Narodów, a w finale pokonaliśmy Walię dopiero po serii rzutów karnych, nie oddając w całym meczu ani jednego celnego strzału. Oczywiście należy oddać Probierzowi to, że odbudował reprezentację, jednak miał też sporo szczęścia w tym, że wywalczył przepustkę na Euro. W przypadku braku awansu jego kadencja z pewnością byłaby oceniana o wiele bardziej negatywnie.

Reprezentacja Polski na trwające Euro jechała bez żadnych oczekiwań. Przed barażami wśród wielu kibiców pojawiały się nawet głosy, że lepiej gdybyśmy nie awansowali. Bo przecież i tak nie mamy po co jechać, mając w grupie za rywali Francję, Holandię i Austrię. Wygrane sparingi z Ukrainą (3:1) i Turcją (2:1) – pomimo dość przeciętnej gry – przed samym turniejem nieco rozbudziły nadzieje w narodzie. Aczkolwiek o żadnym pomopowaniu balonika nie było mowy. Przed pierwszym meczem nadal byliśmy stawiani w roli autsajdera. Wyjście z grupy nie jest traktowane jak obowiązek, a raczej miła niespodzianka.

Reprezentacja Polski nie radzi sobie z presją

Dla Michała Probierza brak jakichkolwiek oczekiwań co do jego drużyny to najlepsze, co mogło się przytrafić. Nasza kadra od wielu lat nie potrafi grać pod presją i sprostać oczekiwaniom. Wystarczy prześledzić ostatnie wielkie turnieje w wykonaniu Polaków. Najlepszy wynik osiągnęliśmy podczas Euro 2016, przed którym – podobnie jak teraz – nie było wielkiego optymizmu w narodzie. Na pozostałych mistrzostwach – kiedy oczekiwania były większe – regularnie zawodziliśmy. Wystarczy wspomnieć porażki na otwarcie turniejów z Senegalem w 2018 roku oraz Słowacją trzy lata później.

Jest jednak jeden punkt wspólny – najlepsze mecze graliśmy z tymi najmocniejszymi rywalami. Wtedy, gdy nikt na nas nie stawiał i piłkarze mogli zagrać bez presji. Tak było z Hiszpanią podczas Euro 2020 czy przeciwko Francji w 1/8 finału poprzednich mistrzostw świata. Można tutaj również wymienić oba mecze z Anglią (1:1 i 1:2) w eliminacjach do mundialu w Katarze za kadencji Paulo Sousy. Oczywiście był jeszcze mecz z Argentyną na wspomnianych mistrzostwach, jednak jego okoliczności były dość specyficzne. Po pierwsze, było to spotkanie decydujące o awansie z grupy, co już nakładało dodatkową presję. Po drugie, ze względu na wynik dający nam przepustkę do fazy pucharowej, w drugiej połowie bardziej niż grą w piłkę byliśmy zainteresowani unikaniem żółtych kartek.

Reprezentacja Polski może tylko zyskać na Euro

Pewien wyjątek mogą stanowić baraże decydujące o awansie na wielkie turnieje, które w ostatnich latach dwukrotnie wygraliśmy. Zarówno przeciwko Szwecji, jak i Walii nasi reprezentanci potrafili udźwignąć presję, choć w obu spotkaniach gra była daleka od ideału. Niemniej jednak, tak naprawdę są to nieliczne wyjątki. Nawet w ostatnich eliminacjach w naszej reprezentacji wielokrotnie brakowało liderów, którzy w trudnych momentach wzięliby na siebie odpowiedzialność. Najlepszym tego przykładem było wyjazdowe starcie z Mołdawią (2:3), kiedy w drugiej połowie rywale – pomimo gorszych umiejętności technicznych – swoją agresją i zdecydowaniem potrafili przejąć kontrolę nad meczem.

Na trwających mistrzostwach Europy reprezentacja Polski może o wiele więcej zyskać niż stracić. Już samo wyjście z grupy będzie odbierane jako duży sukces. Niemniej jednak, nawet jeżeli nie uda się nam awansować do fazy pucharowej, a w grupie przegramy wszystkie mecze, również nie będzie to oznaczało katastrofy. Po ostatnim mundialu oraz fatalnych eliminacjach wystarczy, że na tle silniejszych rywali pokażemy odwagę i to, że potrafimy grać w piłkę. Tak jak zrobiliśmy to w pierwszym meczu z Holandią. Być może Holendrzy byli lepsi i zasłużenie wygrali, jednak w narodzie panowało jednocześnie zadowolenie z postawy naszych piłkarzy oraz poczucie niedosytu ze względu na to, że przy takiej grze nie udało się ugrać czegoś więcej.

Michał Probierz w komfortowej sytuacji

Oczywiście, to Holandia miała inicjatywę w tym meczu. Częściej posiadała piłkę (66 do 34%), wymieniła więcej podań (514 do 232) i oddała więcej strzałów (21 do 12), a gra głównie toczyła się w naszej tercji defensywnej. Niemniej jednak, to Polska oddała więcej celnych strzałów (7 do 4), a wskaźnik xG (goli oczekiwanych) był dość zbliżony (1,46 – 1,32 na korzyść Holendrów według portalu Fotmob). Ponadto mieliśmy dłuższe fragmenty, w których potrafiliśmy utrzymać się dłużej przy piłce na połowie rywala i przejąć inicjatywę. Nie był to mecz, w którym ustawiliśmy zasieki obronne pod własnym polem karnym i liczyliśmy na jak najniższy wymiar kary. Spotkanie to idealnie wpisało się w historię starć z silniejszymi rywalami na ostatnich wielkich turniejach. Zagraliśmy odważnie, bez zbędnego respektu, w wyniku czego gra naszej reprezentacji została odebrana pozytywnie. Po raz kolejny nasi piłkarze pokazali, że gdy nie ciąży na nich nadmierna presja potrafią wyeksponować swoje umiejętności.

REKLAMA

Michał Probierz jest obecnie w naprawdę komfortowej sytuacji. Nikt nie będzie go rozliczał z braku awansu do 1/8 finału. Jeżeli nie wydarzy się nic niespodziewanego, to on będzie selekcjonerem reprezentacji w najbliższych eliminacjach. Dobry występ na Euro tylko wzmocni jego pozycję, pozwoli zbudować drużynę i jeszcze polepszyć atmosferę wokół kadry. Ze względu na wymagającą grupę reprezentacja Polski naprawdę ma niewiele do stracenia podczas trwającego turnieju. Jednak zarówno selekcjoner, jak i piłkarze mogą sporo wygrać. Pierwszy krok w tym kierunku zrobili już w starciu Holandią.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,075FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ