Już w niedzielę o godzinie 17:30 czeka nas jeden z najbardziej emocjonujących – na papierze – meczów w całej historii Premier League. Na Etihad Stadium Manchester City podejmie Liverpool i wynik spotkania mocno zaważy na dalszych losach walki o tytuł mistrzowski. Oba zespoły są w znakomitej dyspozycji i ktokolwiek zgarnie tytuł – będzie on zdobyty w pełni zasłużenie. Aby podgrzać emocje przed starciem szukamy argumentów na korzyść obu zespołów w tej bitwie. Dziś postaramy się odpowiedzieć na pytanie: dlaczego Manchester City zostanie mistrzem Anglii, a podobny tekst na temat Liverpoolu będzie mogli przeczytać na naszej stronie już jutro. Tak więc – dlaczego tytuł zostanie w rękach Pepa Guardioli i jego podopiecznych?
Manchester City ma 1 punkt przewagi
Najprostszy powód, czyli aktualna sytuacja w ligowej tabeli. Manchester City ma obecnie 1 punkt przewagi nad Liverpoolem, więc w niedzielę wystarcza im remis, aby dalej mieć wszystko w swoich rękach. Patrząc na najbliższy terminarz nie możemy wykluczyć, że zespół Pepa Guardioli po spotkaniu z Liverpoolem wygra wszystkie mecze do końca. Z siedmiu pozostałych meczów tylko dwa zagrają z rywalami z górnej połowy tabeli – Wolves, które może już nie grać o nic oraz z West Hamem, który niewykluczone, że rzuci wszystkie siły na Ligę Europy. W przypadku Liverpoolu kalendarz wydaje się odrobinę trudniejszy, ponieważ zaraz po bezpośrednim pojedynku zagrają z Manchesterem United, a pod koniec sezonu czeka ich starcie z rozpędzonym Tottenhamem, który będzie walczył o TOP 4. Zaletą jest fakt, że oba mecze zostaną rozegrane na Anfield.
Wracając do bezpośredniego pojedynku o mistrzostwo – czy Manchester City stać na zagranie na remis? Teoretycznie nie jest to ich filozofia, jednak niewykluczone, że zrobią wszystko, aby tak się stało. Oczywiście w swoim stylu. Nie murując bramkę, a utrzymując się przy piłce, skutecznie zabezpieczając się przed szybkimi atakami Liverpoolu i niwelując ich ofensywne atuty. Manchester City przystępuje do tego pojedynku mając teoretycznie jednobramkową zaliczkę z pierwszego spotkania. Remis ich satysfakcjonuje. A to już pewna przewaga. W wyścigu zespołów, które tak rzadko się potykają 1 punkt robi różnicę.
Solidniejsza defensywa
Możecie teraz sobie pomyśleć: „Ale jak to? Przecież to Liverpool w ostatnim czasie prawie w ogóle nie traci bramek”. Od przerwy międzynarodowej, która miała miejsce pod koniec stycznia Liverpool stracił tylko jednego gola w 8 spotkaniach Premier League. Biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywki – 4 gole w 15 meczach. Dorobek The Citizens to z kolei 6 straconych goli w 13 meczach, jednak oglądając grę obu zespołów na przestrzeni ostatnich tygodni to zespół Pepa Guardioli sprawia wrażenie solidniejszego w defensywie. Potwierdzają to także statystyki. W tym okresie w Premier League Man City dopuszczało swoich rywali do okazji wartych średnio 0,6 xG (goli oczekiwanych). Natomiast przeciwnicy The Reds kreowali sobie sytuacje na średnim poziomie 0,76 xG. Różnica nie jest duża, aczkolwiek na niekorzyść zespołu Guardioli działa przegrane spotkanie z Tottenhamem, które mocno podbija średnią.
Zespoły Pepa Guardioli zawsze charakteryzuje styl gry nastawiony na cierpliwe utrzymywanie się przy piłce i agresywny pressing zaraz po jej stracie. Jeśli zespół wypracuje te elementy na poziom perfekcyjny to rywale mają niewiele okazji do kontrataków. Guardiola wychodzi z założenia, że najbardziej efektywny sposób na czyste konto to posiadanie piłki i bronienie, jak najdalej od własnej bramki. Oceniając siłę defensywy Manchesteru City powinniśmy robić to nie tylko przez pryzmat pracy w odbiorze i ustawiania się Rodriego oraz obrońców, ale także pewność w rozegraniu całego zespołu. Dlatego śladów braku kontuzjowanego Rubena Diasa na razie nie widać. We wtorkowym ćwierćfinale Ligi Mistrzów nie dopuścili Atletico do ani jednego strzału.
Bogactwo opcji w ataku
To motyw, który powtarza się od wielu lat – żaden trener nie ma takiego kłopotu bogactwa w ofensywie, jak Pep Guardiola. W środku De Bruyne, Bernardo Silva i Gundogan. W linii ataku Mahrez, Sterling, Foden, Grealish i Jesus. Nie każdy jest przypisany do jednej pozycji, więc Guardiola może zestawiać swoją ofensywę na wiele różnych wariantów w zależności od formy poszczególnych piłkarzy i planu na mecz. Wprawdzie na przestrzeni całego sezonu nikt z Manchesteru City nie wybija się w liczbach w skali całej ligi, ale dzięki głębi składu w poszczególnych okresach zawsze znajdował się ktoś, kto swoją grą wznosił ofensywę zespołu ponad resztę. Pierwsza połowa sezonu należała do Bernardo Silvy. W październiku świetny czas przeżywał Phil Foden. W grudniu kluczowy był Raheem Sterling. Regularnie gole i asysty dokłada Riyad Mahrez. A obecnie na lidera zespołu wyrasta Kevin De Bruyne.
Tak szerokie pole manewru często prowadzi Guardiolę do przekombinowania, jednak – jak sam ostatnio mówił na konferencji prasowej – ludzie pamiętają tylko te momenty, kiedy jego zespół przegrywa w zmienionym składzie, a zapominają o meczach, w których wystawił nietypową jedenastkę i wszystko poszło zgodnie z planem. Coś w tym jest. Pep również sam przyznał, że uwielbia rozmyślać nad zestawieniem wyjściowego składu, więc przy tak szerokim składzie potencjalna rotacja w meczach Premier League przed najważniejszymi spotkaniami Ligi Mistrzów nie powinna narażać zespół na straty punktów.