Dominik Piechota z redakcji newonce_sport napisał na swoim koncie na Twitterze, że to, co się dzieje w Lechu Poznań, nie ma prawa być akceptowane. I ciężko się z nim nie zgodzić, ponieważ obecna sytuacja jest zwyczajnie niedopuszczalna. Ale co gorsza, Pan Dominik napisał to w lutym. Sezon mija, a to się nie zmienia, niestety. Problemy powracają jak bumerang. Chociaż może to niezbyt trafne określenie, skoro nawet bumerang się na trochę oddala, a tutaj ciężko o jakikolwiek oddech spokoju.
Szkoda kibiców Kolejorza i to logiczne. Mowa o wielkim klubie w Polsce, który aktualnie nawet w najmniejszym stopniu nie wykorzystuje swojego potencjału. Większość klubów z Ekstraklasy mogłaby im pozazdrościć; stadionu, rzeszy fanów, czy możliwości finansowych. Tymczasem „nijaka” Stal Mielec czy Podbeskidzie – bez tak naprawdę niczego – gryzie trawę do samego końca, kosząc po drodze m.in. właśnie Lecha. Czy to jest normalne? Nie zrozumcie mnie źle. Oczywiście wielkie brawa dla naszych beniaminków za determinację czy walkę do ostatniego gwizdka, szanuję w opór. Tylko w przypadku Kolejorza mowa o bardzo szpetnym obrazie, obrazie rozpaczy, którego nawet najwięksi koneserzy „brzydkiej sztuki” nie chcieliby w obecnych warunkach kupić, ani przyjąć nawet za darmo. Gdzie jeszcze jesienią wszyscy byliby zachwyceni, tuż po europejskiej przygodzie.
Kibice swoją drogą, ale paradoksalnie szkoda mi również niektórych osób z zespołu. Macieja Skorży, który wpakował się w niezłe bagno, by wyciągnąć z niego „starych kumpli”. Tak naprawdę ciężko się do niego przyczepić. W końcu to nie jego wina, że podopiecznych łapie jakiś paraliż w najmniej odpowiednich momentach meczu. Szkoda mi również Tymoteusza Puchacza, którego uważam za bardzo pracowitego gościa. Ludzie śmieją się z akcji z Wieniawą i wyłapują każdy moment z instastory piłkarza, ale jak on lub jego trener personalny wrzucają codzienne filmiki z dodatkowych treningów z siłowni – to już nikt tego nie zauważa. Chłopak ma dopiero 22 lata, a już wybiega na boisko z opaską kapitańską i stara się ciągnąć drużynę jak tylko umie. Będę bronił tego gościa, nawet jeśli będzie popełniał błędy (co jest zresztą normalne), bo wiem, że jeśli ktoś z nich ma wyciągnąć wnioski – to właśnie on.
Szczerze? Nie oglądałem wczorajszego meczu ze Stalą Mielec. Wiecie jak jest – majówka, spotkanie ze znajomymi, normalne i ludzkie sprawy. Obejrzałem natomiast dzisiaj powtórkę genialnego gola z dystansu w wykonaniu Puszki na 1:0 (w dodatku 10 minut przed końcem regulaminowego czasu gry). Coś pięknego, młody kapitan, którego marzeniem była gra w Lechu, w arcytrudnej sytuacji daje oddech wszystkim poznaniakom i robi ważny krok ku uniknięciu kompromitacji. Ale następnie wchodzi Vasyl Kravets, który przyszedł z niższych lig hiszpańskich i minutę po wejściu w idiotyczny sposób ładuje piłkę do własnej bramki. Kolejny absurd, że pozwolono Stali wcisnąć bramkę na 2:1. I to w tak banalny sposób, po dalekim wyrzucie z autu przez Forsella. Żeby było zabawniej – Fin rzucał futbolówką z tego samego miejsca, co chwilę temu przy bramce kontaktowej. Paranoja.
Dla Lecha najlepiej będzie, jeśli ten sezon już się skończy. W Poznaniu zawitało coś niepokojącego – obojętność. Niektórzy już nie są nawet źli na koszmarne wyniki, a obojętni, ponieważ to już norma. Wiecie czego najbardziej szkoda? Nerwów. Dziękuję, miłego dnia.
fot. @puszka.27 /Instagram