Dlaczego Hiszpania nie wygrywa meczów na wielkich turniejach?

Odkąd Hiszpania „zdobyła potrójną” koronę wygrywając EURO w 2008 i 2012 roku, a pomiędzy – Mistrzostwa Świata 2010 kadra nie może odbić piętna na wielkich turniejach reprezentacyjnych. Każda impreza oprócz ostatnich Mistrzostw Europy kończy się rozczarowaniem. Dlaczego La Furia Roja zawodzi? Czego brakuje zespołowi, aby znów powrócić na szczyt?

Hiszpania nie potrafi wygrywać meczów

Półfinał na ubiegłorocznym EURO to oczywiście bardzo dobry wynik, aczkolwiek w fazie pucharowej eliminowali rywali, których eliminować powinni, a z 6 meczów tylko jeden wygrali w podstawowym czasie gry. Z Chorwacją w 1/8 awansowali dzięki dogrywce, a Szwajcarię w ćwierćfinale pokonali po rzutach karnych. Jeden wygrany mecz na turnieju – to hasło ciągnie się za Hiszpanami od 2012 roku. Jedynym wyjątkiem jest EURO 2016, gdzie wygrali dwa mecze w grupie z Czechami i Turcją, a w 1/8 dostali lekcję od Włochów. Mistrzostwa Świata 2014? Dwie porażki na start i wygrana w meczu o honor z Australią. 4 lata później pokonali w grupie Iran, ale w 1/8 zatrzymali się już na gospodarzu ówczesnego mundialu, Rosji, z którą również odpadli w serii rzutów karnych.

REKLAMA
źródło: TVP Sport/Twitter

Na ostatnich pięciu wielkich imprezach La Furia Roja wygrała więc zaledwie 6 meczów w podstawowym czasie gry. Raz doszła do półfinału, raz odpadła już w grupie i 3-krotnie kończyła przygodę z turniejem na etapie 1/8 finału. Jak na reprezentację, która jeszcze nie tak dawno wyznaczała trendy w futbolu i zawsze jest w gronie kandydatów do złotego medalu (nawet pomimo faktu, że nie ma już tak utalentowanego pokolenia) ich bilans wygląda naprawdę kiepsko.

Grają tak, jak rywal pozwala

W tym roku miało być inaczej. EURO 2020 pokazało, że ta kadra nie jest jeszcze gotowa, ale pod wodzą Luisa Enrique zmierza w dobrym kierunku. Mundial rozpoczęli imponująco od rozbicia w pył Kostaryki 7:0, co automatycznie nasunęło wniosek o sile Hiszpanów. Nic dziwnego, bo La Furia Roja wręcz pływała po boisku. Wyglądała, jak dobrze wytrenowany zespół klubowy, co w przypadku reprezentacji jest chyba największym możliwym komplementem. Kiedy zespół Luisa Enrique wejdzie w swój rytm – oglądanie ich gry to czysta przyjemność. Jeśli jednak rywal skutecznie zneutralizuje ich atuty – bezradnie biją głową w mur. Tak, jak z Marokiem.

Hoalid Regragui dobrze rozpracował Hiszpanów i ustawił zespół tak, aby ograniczyć atuty rywala. Już spotkanie z Japonią było znakiem, że La Furia Roja mierząc się z dobrze zorganizowanymi defensywami kreuje mało sytuacji i jałowo posiada piłkę. Wczoraj mieliśmy tego kolejne potwierdzenie. Maroko ustawiło się w systemie 4-1-4-1, który stosuje od początku mundialu. Linia defensywy i pomocy grała bardzo blisko siebie, aby ograniczyć przestrzeń w środku pola, gdzie Hiszpania ma najwięcej atutów, a pomiędzy biegał jeszcze Sofyan Amrabat, który fantastycznie gra w odbiorze i łata ewentualne luki. Napastnik En-Nesyri odcinał z kolei Busquetsa – głównego regulatora tempa gry Hiszpanów. Taka taktyka połączona z agresją i szybkim doskokiem wybijała z rytmu podopiecznych Luisa Enrique.

Braki w grze Hiszpanów

Co zrobiła więc Hiszpania, aby odmienić przebieg spotkania? Użycie słowa „nic” byłoby lekkim nadużyciem, ale niewiele. Najbardziej irytujący dla hiszpańskich kibiców pewnie jest fakt, że reprezentacja Luisa Enrique nie ma planu B. Z jednej strony to może być zarzut w stronę selekcjonera, ale z drugiej – warto zadać sobie pytanie: dlaczego Hiszpania potrafi grać tylko w jeden sposób? Podania, podania i jeszcze raz podania. Wszystko krótko, kombinacyjnie, po ziemi, z dużymi pokładami cierpliwości. Aż do przesady. Jakby to była gra na posiadanie piłki.

W świecie futbolu nie tylko Luis Enrique ma obsesję na punkcie posiadania piłki i ciągłego kontrolowania meczu przez utrzymywanie się przy niej na połowie rywala. Jest Pep Guardiola i jego uczeń Mikel Arteta, jest Xavi, Erik ten Haag, niedawno do szerszego mainstreamu przebił się Graham Potter. Wszystkie zespoły, które nastawiają się na kontrolę meczu przez posiadanie piłki łączy jedno – potrafią grać też w bardziej bezpośredni, a czasem fizyczny sposób. Pep Guardiola mówił, że dopiero po przyjściu do Anglii zdał sobie sprawę, że bez fizyczności nic nie osiągniesz w tej lidze. Arsenal, obecny lider Premier League często stosuje dalekie podania, kiedy rywal pressuje i nastawia się na zebranie drugiej piłki. Nie ma dobrego zespołu, który w ataku pozycyjnym bazowałby tylko na kombinacyjnych akcjach. Korzystają także z umiejętności wygrywania pojedynków skrzydłowych, czy zagraniach nad linią obrony rywala na wolne pole. Piłkarze Luisa Enrique takich rozwiązań próbują natomiast bardzo rzadko.

Hiszpania stała się w pewnym sensie zakładnikiem swojego systemu szkolenia.

W kraju z półwyspu Iberyjskiego na potęgę rodzą się świetni technicznie środkowi pomocnicy, ale brakuje piłkarzy, którzy byliby użyteczni w innych fazach meczu. Oczywiście, jest Nico Williams, który potrafi grać 1 na 1, czy szybki i posiadający dobry timing wbiegnięcia na wolne pole Ferran Torres. Z drugiej strony, kiedy porównamy to sobie z indywidualnościami, jakie w ostatniej tercji boiska mają inne czołowe reprezentacje – widać ogromną przepaść. Słabsza jakość piłkarzy w ofensywie to jednak nie powinno być całkowite usprawiedliwienie. Hiszpania Luisa Enrique ciągle gra tak, jakby jej planem B byłoby ciągłe trzymanie się planu A. Nawet wtedy, kiedy rywal ich rozczyta i on nie działa.

Pep Guardiola „tiki-takę” określa jako sposób gry, który zakłada posiadanie piłki dla samego posiadania. Oglądając poczynania Hiszpanii możemy odnieść wrażenie, że tak właśnie grają. Ich celem jest kontrolowanie meczu utrzymując futbolówkę na połowie rywala i dzięki świetnemu wyszkoleniu technicznemu całego zespołu potrafią robić to bez problemu. W tym wszystkim zapominają jednak o tym, o w piłce nożnej jest najważniejsze – o golach.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,722FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ