Zimowa telenowela pt. „szukanie selekcjonera” nabiera rozpędu. Topowi dziennikarze prześcigają się w serwowaniu kolejnych hitowych nazwisk. Ci niezbyt topowi również próbują zabłysnąć, przedstawiając wyssane z palca plotki. W końcu kto to sprawdzi? Tak naprawdę każdego trenera świata można łączyć z naszą kadrą. Sielankowe rzucanie nazwiskami blokuje tylko jedno doniesienie. Prezes PZPN — Cezary Kulesza miałby być niechętnym na współpracę ze szkoleniowcem, z którym nie łączy go znajomość wspólnego języka. Innymi słowy, albo znasz polski, rosyjski lub w ostateczności angielski — albo nie zawracaj gitary swoimi usługami. Paradoksalnie jednak, na głównego medialnego faworyta wyrasta Francuz prowadzący ostatnio kadrę Arabii Saudyjskiej — Hervé Renard.
Nie chce mi się wierzyć, że zarzut względem Kuleszy jest prawdziwy
Inaczej, mielibyśmy iście groteskową sytuację. XXI wiek, Jacek Bartosiak nawołuje do powołania polskich sił kosmicznych, ale prezes jednego z największych związków sportowych w naszym kraju stawia znajomość języka ponad umiejętności trenerskie? Może Piotr Zychowicz załatwiłby jakąś zniżkę w promowanej aplikacji do nauki języka?
No nie róbmy sobie jaj.
Matty Cash dalej nie ogarnia polskiego i jakoś bez problemu odnalazł się w drużynie. Jeśli szukamy selekcjonera „na lata” to nie ma żadnego problemu, by spróbował nauczyć się języka, a jeśli to będzie zbyt trudne, po prostu korzystał z tłumacza. Jedyna analiza, jakiej powinien dokonać Kulesza, dotyczy zdolności przywódczych poszczególnych trenerów, ich pomysłów na naszą kadrę, umiejętności zarządzania grupą. Szukamy gościa, który zrobi z naszej reprezentacji ekipę grająca dobrze w piłkę, a nie zda celująco egzamin z twórczości Słowackiego. To wszystko jest tak oczywiste, że… możemy właśnie łykać haczyk. Taki, w którym Kulesza przedstawiany jest jako „swojak”, który nie zna języków, tymczasem on sam nie ma żadnego problemu, by zatrudnić Francuza, Hiszpana czy Niemca. I jeśli takowego zatrudni, zaplusuje w oczach kibiców.
Dochodzimy do momentu zmęczenia polskim piekiełkiem?
Zdaniem „tvpsport.pl”, prezes PZPN chciałby selekcjonera zaznajomionego z rodzimym futbolem. Tylko, czy właśnie nie to krytykuje się u Michniewicza? Jego znajomości z dziennikarzami, zbyt bliskich relacji z ludźmi ze środowiska. Jeszcze niedawno chcieliśmy kogoś takiego jak Beenhakker, kto przyjdzie z zewnątrz i będzie miał w poważaniu panujące układy i układziki. Zrobi selekcję według formy, a nie popularności nazwisk. Rodzimy szkoleniowiec będzie miał wyrobione zdanie na temat konkretnych piłkarzy. Osoba z zewnątrz powinna (przynajmniej w teorii) być obiektywna. Zatrudnienie Michniewicza przed Mundialem miało wielki sens — potrzebowaliśmy człowieka, który nie będzie szukał kwadratowych jaj, a zrobi konkretny wynik, mając dany potencjał. Jeśli nowy selekcjoner dostanie zadanie nie tylko dobrego wyniku na Euro 2024, ale i awansu na Mistrzostwa Świata w 2026 roku, to spokojnie powinien przeprowadzić gruntowany „przegląd kadr”.
Dlaczego takiej misji miałby nie dostać Michniewicz? Nie ma dnia, żeby wciąż urzędujący selekcjoner nie otrzymywał kolejnych ciosów ze strony dziennikarzy. Na światło dzienne wypływają „brudy”, które uderzają w jego osobę. To smutne, ale tak naprawdę nie ma znaczenia ile w nich prawdy — ważne jak odbiera je opinia publiczna. Wokół kadry jest dziś dużo niedopowiedzeń, a z nagłówków czołowych serwisów piłkarskich do kibiców trafiają sugestie konfliktów w reprezentacji. Przypadek czy pomysł jak wytłumaczyć brak dalszej współpracy z Michniewiczem? Każdy może odpowiedzieć sobie na to pytanie. Cokolwiek powie czy zrobi obecny selekcjoner, jest obracane przeciwko niemu. Przyjdzie obcokrajowiec, rzuci kilka frazesów i będą zachwyty. Wystarczy wspomnieć jak chwalony był Paulo Sousa za nawiązania do Jana Pawła II. Groteskowe, ale odnoszę wrażenie, że my tego po prostu chcemy. Kogoś z zewnątrz, kto da nadzieję.
Hervé Renard lekiem na całe zło
To chyba takie nazwisko, które polscy kibice kupią w ciemno. W sumie na Mundialu nie wyszedł z grupy, no ale ograł Argentynę i na słynnym filmiku trochę ochrzaniał piłkarzy. Oczywiście za pośrednictwem tłumacza. Jest idealnym medialnym kandydatem do poprowadzenia naszej kadry. Sprawia opinię „groźnego”, ma polskie korzenie, nie jest umoczony w żadną aferę. To wystarczy. Zauważcie, że w naszym kraju nie ma żadnej dyskusji na temat stosowanej przez niego taktyki czy pomysłów na grę. Hervé Renard został uznany za lek na wszelkie bolączki polskiego futbolu, co jest ogromną naiwnością. Tak na marginesie — identycznie wygląda sytuacja w Meksyku. Tamtejsze media są przekonane, że ich selekcjonerem zostanie sympatyczny Pan Francuz. Obie nacje bazują na jednym zdaniu, w którym zadeklarował, że mógłby poprowadzić silniejszą reprezentację.
Wydaje się jednak, że Hervé Renard to rozwiązanie, które sprawi, że Kulesza zyska w oczach opinii publicznej. Czy Francuz da kadrze więcej niż Czesław Michniewicz? Tego nie wie nikt. Czuć jednak, że od kilkunastu dni na Polaka spadają kolejne fale zarzutów, natomiast Renard przedstawiany jest jako wybitny fachowiec, którego zatrudnienie samo w sobie będzie olbrzymim sukcesem. Cezary Kulesza musi zdawać sobie sprawę, jaka decyzja zostanie przyjęta z euforią i w jaki sposób może „kupić” sympatię polskich kibiców.