Defensywą na podbój Europy. Lech dał kibicom kolejny magiczny wieczór

Dwa czyste konta z Bodo/Glimt, a teraz mecz na zero z tyłu i dwubramkowe zwycięstwo nad Djurgarden przy Bułgarskiej. Lech jest jednym z sześciu zespołów, które na wiosnę nie straciły jeszcze bramki w europejskich pucharach, ale jako jedyny z nich zagrał już trzy spotkania, a więc ma najdłuższą serię. Skuteczna defensywa po raz kolejny była kluczem dla Kolejorza w osiągnięciu celu.

REKLAMA

Słowo klucz – organizacja

Organizacja gry. To jest u mnie słowo klucz. Szczególnie w Europie. Defensywa była ważna – mówił John van den Brom na konferencji prasowej po wyeliminowaniu Bodo/Glimt. Przez następne dwa tygodnie filozofia holenderskiego szkoleniowca oczywiście nie uległa zmianie. Podstawą funkcjonowania Lecha jako zespołu w meczu z Djurgarden również była dobra organizacja. Szwedzi to przeciwnik innego kalibru niż Norwegowie. Przyjeżdżając na Bułgarską to oni odegrali rolę Kolejorza z dwumeczu w Bodo/Glimt. Lech Poznań od początku przejął posiadanie piłki. Po pierwszej połowie w tej statystyce prowadził 69% do 31%. Piłkarze Djurgarden zostawiali środkowym obrońcom gospodarzy sporo miejsca do wprowadzenia futbolówki i ustawiali się w średnim bloku w systemie 4-5-1. Drużynie van den Broma trudno było przebić się przez ich drugą linię, więc często próbowali dalekich podań w boczne sektory. Goście zdawali się być jednak na to przygotowani.

Choć Lech nie tworzył dużego zagrożenia to z perspektywy trenera najważniejsze było zapewne, że nie tworzy go też rywal. Co więcej, poznaniacy potrafili wybić rywalom z głowy kontrataki już kilka sekund po stracie natychmiastowo odbierając futbolówkę. Jednocześnie był to też sposób Lecha na kreowanie sytuacji strzeleckich. Otwierający gol Antonio Milicia padł po dośrodkowaniu z rzutu wolnego, ale w akcji, która prowadziła do wywalczenia stałego fragmentu gry Lech dwukrotnie odzyskiwał posiadanie piłki tuż po tym, jak ją stracił. W pierwszej połowie boczni obrońcy Lecha (Pereira i Rebocho) często schodzili do środka, a akcje okazjonalnie oskrzydlali Sousa i Karlstrom. Z jednej strony miało to zapewne namieszać w szeregach rywali, ale z drugiej – zagęszczenie środka zapewniało zespołowi bezpieczne przejścia z fazy ataku do obrony.

Lech nie dopuszcza rywali do sytuacji

Trzy czyste konta w trzech meczach fazy pucharowej Ligi Konferencji. Niezależnie od tego ile zespół nie miałby szczęścia – to brzmi dumnie. Lech trochę szczęścia do skuteczności (a raczej jej braku) rywali w każdym z tych meczów miał, jednak to nie było tak, że bramka Filipa Bednarka była ostrzeliwana. Zerknijmy na defensywę Kolejorza w ujęciu statystycznym:

  • Na wyjeździe z Bodo/Glimt – 14 strzałów, 3 celne, 0,65 xG, 0 „big chances” (dużych okazji)
  • U siebie z Bodo/Glimt – 14 strzałów, 1 celny, 1,56 xG, 2 „big chances”
  • Z Djurgarden – 4 strzały, żadnego celnego, 0,75 xG, 2 „big chances”

Najlepsze okazje, jakie stworzyli sobie wczoraj przyjezdni były wypracowane po rzucie rożnym oraz dwóch dośrodkowaniach z lewej strony na dalszy słupek, gdzie znajdował się Joel Asoro, który dwa razy uciekł Pedro Rebocho. Imponująca jest jednak statystyka zaledwie czterech strzałów Djurgarden. Szwedzi nie byli zespołem tak dobrym technicznie i potrafiącym grać w ataku pozycyjnym, jak Bodo/Glimt. Lech nie miał więc większych kłopotów ze zneutralizowaniem ich ofensywy.

Wypracowana dojrzałość

Po rewanżowym meczu z Bodo/Glimt chwaliliśmy Lecha za umiejętne zarządzanie wynikiem po objęciu prowadzenia. Dziś Kolejorz potwierdził, że to nie był przypadek. Po strzeleniu gola to nadal Lech częściej znajdował się w posiadaniu piłki potrafiąc się przy niej utrzymać mimo agresywniejszego pressingu gości. Zdarzały się momenty, kiedy wydawało się, że zespół Johna van den Broma zaczyna mieć kłopoty, ale piłkarze zawsze potrafili ponownie nabrać pewności siebie i uspokoić grę. Lech w trakcie pracy Johna van den Broma nabrał dojrzałości. Jeśli obecny zespół porównamy z wersją początków kadencji holenderskiego szkoleniowca to największa różnica jest właśnie w tym, jak Lech potrafi zarządzać wynikiem, jak bardzo odpowiedzialnie gra i jak wyrachowany potrafi być wtedy, kiedy trzeba. Oprócz pierwszej połowy w Norwegii Lech w fazie pucharowej wygląda jakby miał wszystko pod kontrolą, jakby mecz przebiegał zgodnie z ich planem.

W tym miejscu ponownie możemy wrócić do kluczowego słowa dla Johna van den Broma w europejskich pucharach, czyli organizacji gry. Piłkarze Lecha konsekwentnie realizują plan nakreślony przez trenera, dzięki czemu w tego typu stykowych meczach detale działają na ich korzyść. Na razie dokładają również skuteczność i w efekcie przynosi to znakomite rezultaty. Dwumecz nie jest jeszcze zamknięty, ale o awans możemy być względnie spokojni. Lech w rewanżu nie powinien stracić dwóch bramek pod warunkiem, że będzie dobrze zorganizowany. Nie ma też powodów, aby myśleć, że ten warunek nie zostanie spełniony. Bo – nie licząc rzecz jasna samych początków pracy trenera – Lech Johna van den Broma na arenie europejskiej zawsze jest dobrze zorganizowany.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,600FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ