Trener Mariusz Misiura, wchodząc do Ekstraklasy ze swoją drużyną, wniósł określoną organizację gry. Wisła Płock gra pragmatycznie, ale nie można powiedzieć, że broni się za wszelką cenę. W Zabrzu z liderującym w lidze Górnikiem płocczanie umiejętnie wyłączali do 79. minuty ofensywną maszynę Michala Gasparika.
W przerwie kapitan Górnika – Erik Janża – powiedział, że pierwsza połowa nie była na poziomie Ekstraklasy. Przypomniał też, że przecież w Zabrzu mierzą się pierwsza i trzecia drużyna ligi. Dość krytycznie, ale trochę racji Słoweniec miał.
Bardzo zamknięty mecz oglądaliśmy do przerwy. Tego można było się jednak spodziewać, gdyż właśnie w ten sposób od początku sezonu punktuje Wisła Płock. Podopieczni Mariusza Misiury specjalizują się w zamykaniu półprzestrzeni i obronie własnej połowy boiska, o polu karnym nawet nie wspominając. Górnik miał ogromny problem, aby przedostać się pod bramkę Rafała Leszczyńskiego. Zabrzanie mieli też z tyłu głowy, że potrzebować będą zaangażowania do tego większej ilości graczy, co wiązało się z podjęciem ryzyka. A płocczanie od początku pokazywali, że takie zachowanie skutkować może kontratakiem z ich strony. Właśnie po jednym z szybkich wyjść piłkę na 1:0 miał Łukasz Sekulski, który jednak fatalnie przestrzelił po dograniu od Żana Rogelija.
Strzał Polaka przebił jednak Sondre Liseth – jego uderzenie nie będzie jednak kandydowało do miana pudła sezonu, gdyż we wcześniejszej fazie akcji Ousmanne Sow był na spalonym. Górnik schodził do szatni bez celnego strzału, a i po przerwie długo nie potrafił trafić w światło bramki bronionej przez Rafała Leszczyńskiego. A przecież po przerwie to zabrzanie przejęli kontrolę nad meczem. Słabszy moment swojej drużyny zauważył trener Misiura, który jako pierwszy rozpoczął dokonywanie zmian.
Sekulski i Liseth się zrehabilitowali
I choć wpuszczony na boisku Iban Salvador wpływu na akcję nie miał, to Wisła Płock zdołała wyjść na prowadzenie. Dani Pacheco wygrał pojedynek na prawej stronie boiska, a do piłki zdołał nogę dołożyć Sekulski, rehabilitując się za pudło z pierwszej połowy. Zdecydowanie lepiej mógł się zachować przed własną bramką Rafał Janicki, który dał się zaskoczyć przeciwnikowi.
Minuty mijały, a gospodarze wciąż nie potrafili poważniej zagrozić bramce Nafciarzy. Bliżej końcówki udało się wreszcie najpierw oddać celny strzał – autorem Liseth – a parę minut później także doprowadzić do wyrównania. Autorem znów Norweg. Trudno było nie wpisać się na listę strzelców, gdy świetnie dograł Lukoszek, a Marcin Kamiński oraz Rafał Leszczyński nie zdecydowali się na defensywną interwencję.
Górnik zwęszył krew i chciał iść po komplet punktów. Zwycięstwo mógł dać Sow, ale piłka po jego główce wylądowała na poprzeczce, a w doliczonym czasie gry strzał z dystansu Matusa Kmeta złapał Leszczyński.
Choć Wisła Płock straciła gola i wywiozła ze Śląska tylko punkt, to piłkarze Mariusza Misiury powinni być zadowoleni. W destrukcji Nafciarze zagrali naprawdę dobre spotkanie i pokazali, dlaczego jako beniaminek znajdują się w czubie tabeli. Górnik długo męczył się z niewygodnym przeciwnikiem i dopiero w końcówce meczu zdołał przebić się przez płocki mur. Na zwycięstwo zabrakło jednak trochę szczęścia i trochę umiejętności.
