Ten scenariusz bardzo dobrze zna każdy kibic śledzący – choćby z doskoku – to co dzieje się w polskiej piłce. Osoby decyzyjne w klubie powierzają zespół nowemu trenerowi, zapowiadają, że to projekt na lata, a nowy szkoleniowiec dostanie czas. Wszystko po to, aby zwolnić go kilka(naście) miesięcy później. Raków Częstochowa wydawał się klubem, w którym wszystkie decyzje są bardzo dobrze przemyślane i realizowana jest zaplanowana długofalowa wizja, co doprowadziło ich do sensacyjnego mistrzostwa Polski. Niemniej jednak, obecny sezon zaprzeczył temu, co działo się w klubie z Cżęstochowy przez poprzednie lata. Dawid Szwarga wraz z zakończeniem sezonu przestanie pełnić funkcję trenera pierwszego zespołu, co bardziej jest porażką dla klubu niż samego szkoleniowca.
Dawid Szwarga stanął przed ogromnym wyzwaniem
Kiedy Marek Papszun odchodził z Rakowa Częstochowa porównywano to ze zwolnieniem miejsca przez Sir Alexa Fergusona w Manchesterze United czy Arsene’a Wengera w Arsenalu. Zachowując przy tym wszelkie proporcje – było w takich porównaniach sporo podobieństw. O ile jednak Czerwone Diabły oraz Kanonierzy od lat były klubami stabilnymi i nowych trenerów w tych miejscach czekały dokładnie takie same wyzwania, jak ich zasłużonych poprzedników, tak następca Marka Papszuna miał do zrobienia jeszcze więcej od niego. Były trener Medalików dokonał bezprecedensowego sukcesu na skalę europejską (a może nawet światową) przechodząc z zespołem drogę od trzeciego poziomu rozgrywkowego do mistrzostwa kraju w zaledwie 7 lat. Raków na polskim podwórku nie był gigantem przez długi czas, a dopiero doszusował do czołówki w ostatnich sezonach.
Pierwsze mistrzostwo Polski oznaczało również o wiele łatwiejszą drogę do fazy grupowej któregoś z europejskich pucharów (także dzięki podreperowaniu współczynnika klubowego UEFA w eliminacjach do Ligi Konferencji w ostatnich sezonach). Łączenie ligi z grą w europejskich pucharach przez całą jesień było dla Rakowa czymś zupełnie nowym. Dawid Szwarga nie przyszedł więc na gotowe. Nie mógł liczyć, że w klubie powiedzą mu jak najlepiej zarządzać obciążeniem piłkarzy przy rozgrywaniu dwóch meczów w tygodniu, jakie są najlepsze metody regeneracji i w jaki sposób organizacyjnie zaplanować podróż na wyjazdowe mecze w Europie. W klubie również dopiero się tego uczyli.
Przekonanie o własnej nieomylności
Cofnijmy się teraz w czasie o rok, gdy klub oficjalnie ogłosił, że to właśnie ówczesny 32-latek zostanie następcą Marka Papszuna. W tamtym momencie pisaliśmy o pułapce nieomylności, w którą mógł wpaść Michał Świerczewski. Skoro raz udało mu się wyciągnąć trenera znikąd, a on stał się jednym z najlepszych polskich szkoleniowców to dlaczego nie uda mu się to po raz drugi? Postawił na utalentowanego Dawida Szwargę, który był asystentem Marka Papszuna. Po raz kolejny wyróżnił się oryginalnością, aczkolwiek teraz – z powodów opisanych wyżej – misja przed nowym trenerem Rakowa była zupełnie inna niż wtedy, gdy w II Lidze zespół przejmował Papszun.
Dawid Szwarga nigdy nie prowadził żadnego zespołu w roli pierwszego trenera. Był asystentem. Najpierw w GKS-ie Katowice pomagając w pracy Rafałowi Górakowi, czy Dariuszowi Dudkowi, a potem już w Rakowie współpracując z Markiem Papszunem. Jego trenerski debiut wypadł w eliminacjach do Ligi Mistrzów. Nie dość, że dostał za zadanie połączyć ligę z europejskimi pucharami, na czym w polskiej piłce wykładało się wielu doświadczonych trenerów to na dodatek musiał zastąpić największą postać trenerską w danym klubie w Ekstraklasie. Tak dużych butów, jak Marek Papszun nie pozostawił po sobie żaden szkoleniowiec w innym ekstraklasowym zespole. Dla Szwargi była to szansa życia, natomiast Raków Częstochowa podjął gigantyczne ryzyko.
Dawid Szwarga powinien dostać czas?
Michał Świerczewski musiał mieć świadomość, że stawia wszystko na jedną kartę. Próbując kreslić przyszłość klubu w momencie, gdy zapadła oficjalna decyzja o powierzeniu sterów Dawidowi Szwardze logicznym było zakładanie, że to kolejny trener, który ma pracować w klubie przez lata. Wybierając na pierwszego szkoleniowca kompletnego żółtodzioba w potencjalnie najtrudniejszym okresie dla klubu, po straceniu fundamentu, dzięki któremu cała konstrukcja się trzymała musisz zakładać, że to może być sezon przejściowy. Decyzja Rakowa sugerowała, że chcą zainwestować w rozwój Dawida Szwargi. Dać mu czas i miejsce na popełnianie błędów, co jest najlepszym sposobem na naukę. Sprawdzić jak radzi sobie z zarządzaniem w kryzysowych sytuacjach i pozwolić mu z nich wyjść. Zobaczyć jak buduje relacje z piłkarzami i przekonuje ich do wiary w proponowaną przez niego filozofię gry, czy jak radzi sobie w relacjach z mediami.
Oczywiste było, że nie wszystko przyjdzie już w pierwszym sezonie pracy w roli pierwszego trenera. Sam klub starał się zrobić wszystko, aby stworzyć trenerowi warunki do utrzymania poprzeczki, którą bardzo wysoko zawiesił jego poprzednik. Raków w skali polskiej piłki zainwestował potężne pieniądze we wzmocnienia wydając – według szacunków serwisu Transfermarkt – prawie 6 milionów euro w ostatnich dwóch okienkach transferowych. O ile jesień dla Rakowa była całkiem udana, ponieważ przeżyli najlepszą w dziejach klubu pucharową przygodę (wyeliminowanie w eliminacjach LM Qarabagu i Arisu Limassol oraz 4 pkt w grupie Ligi Europy trzeba uznać za dobry rezultat), tak wiosna jest mocno rozczarowująca. Raków na trzy kolejki przed końcem sezonu jest na 7. miejscu. Choć ma tylko 3 punkty straty do miejsc gwarantujących eliminacje Ligi Konferencji to trzyma się w wyścigu tylko dlatego, że reszta również punktuje bardzo słabo.
Przyznanie się do błędu
Zwolnienie Dawida Szwargi można odczytywać jako publiczne przyznanie się przez Michała Świerczewskiego do błędu. Wysłanie sygnału, że nie takiego trenera obecnie potrzebuje zespół. Choć w opinii wielu kibiców 33-latek zawiódł to w momencie, gdy Marek Papszun zapowiedział swoje odejście przewidywanie zapaści częstochowian było naturalne. Szwarga w pewnym stopniu zapłacił cenę za bardzo dobry początek oraz całkiem udaną jesień. Jego zespół szybko wyznaczył standardy na podobnym poziomie, jak wcześniej, których po przerwie zimowej nie potrafił utrzymać. Młody trener może mówić o pechu, bo tylu kontuzji, ile w tym sezonie ma Raków trudno przypomnieć sobie w jakimkolwiek innym polskim klubie w przeszłości. Niemniej jednak, to prawdopodobnie w dużej części efekt minionej jesieni i nieumiejętnego zarządzania siłami zawodników przy grze w europejskich pucharach. Elementu, którego cały klub musi się jeszcze nauczyć. Raków zawsze bazował na wyższej intensywności biegowej niż ich ligowi rywale i w tym sezonie odbiło im się to czkawką.
Z naszej perspektywy zwolnienie Dawida Szwargi to porażka Rakowa Częstochowa
Jeśli zdecydowali się na zainwestowanie w jednego z najbardziej obiecujących polskich trenerów młodego pokolenia to nie powinni zbaczać z obranej ścieżki po jednym sezonie. Skoro z niedawno zakończonego kursu UEFA Pro docierały głosy, że Szwarga wspólnie z Goncalo Feio mieli największą wiedzę taktyczną to w tym trenerze musi tkwić potencjał. Dziś Dawid Szwarga z pewnością jest lepszym trenerem niż wtedy, gdy Raków wybrał go na następcę Marka Papszuna. Bogatszym o pełny sezon pracy w Ekstraklasie oraz grę w europejskich pucharach, dzięki którym czerpał inspiracje od Gian Piero Gasperiniego i Rubena Amorima. Wyciągnął wnioski jak zarządzać grupą piłkarzy, budować indywidualne relacje oraz pracować na świeczniku, pod presją i obserwacją, która może równać się tylko kilku innym polskim klubom.
Raków posłużył więc Dawidowi Szwardze za platformę do nauki, a gdy zebrał już pierwsze doświadczenia w roli trenera – klub podziękował mu za współpracę. Kolejny zespół, który zatrudni 33-latka nie będzie musiał dawać mu już tego okresu adaptacyjnego, który potrzebował w Częstochowie. Mistrz Polski wziął więc trenerskiego nowicjusza, wprowadził go w świat tego zawodu i odesłał na rynek, aby inni mogli skorzystać z jego wiedzy, której nie miał obejmując kierownicę przy Limanowskiego. Raków postąpił więc jak klub piłkarski czy instytucja charytatywna?