Na początku sezonu wszyscy bacznie przyglądaliśmy się dwójce najdroższych napastników letniego okienka transferowego, którymi byli Darwin Nunez oraz Erling Haaland. Liczyliśmy na zaciętą rywalizację hitowych „dziewiątek” w barwach najbardziej utytułowanych angielskich klubów ostatnich lat. Szybko stało się jasne, że o zaciętym boju jaki wielu z nas wyobrażało sobie latem, nie będzie mowy. Norweg wystrzelił jak z procy, co chwila dopisując na swoje konto kolejne hattricki, a Urugwajczyk zaczął od czerwonej kartki i niezliczonej liczby zmarnowanych sytuacji. Trochę czasu upłynęło na Anfield, zanim były zawodnik Benfiki odnalazł swoje miejsce w układance Jurgena Kloppa, ale dziś wygląda to o wiele lepiej. Kluczowa w tej metamorfozie była zmiana pozycji 23-latka, który po przeniesieniu się na lewe skrzydło przestał irytować i zaczął dawać realne korzyści swojej drużynie.
Nunez musiał wyzbyć się nadmiernej presji, którą sam sobie narzucił
Wysoka cena transferu, czerwona kartka w drugim meczu Premier League i zawieszenie na dwa kolejne spotkania, marnowanie stuprocentowych sytuacji na potęgę. To nie tak, że Darwin Nunez wyglądał jak ciało obce i nie potrafił znaleźć sobie miejsca na boisku. Wręcz przeciwnie – Urugwajczyk od samego początku chciał w bardzo wyraźny sposób zaznaczyć swoją obecność bramkami, jak przystało na napastnika. Problem polegał na tym, że 23-latek zdecydowanie zbyt często skupiał się na tym aż za bardzo. Niejednokrotnie nie podawał do kolegów, którzy znajdowali się w bardziej dogodnej pozycji do strzału. Z kolei kiedy przychodził moment, w którym każdy myślał że Darwin musi trafić, ten obijał słupki i poprzeczki albo w ogóle uderzał obok bramki.
Co ciekawe, jeśli spojrzymy na liczbę niewykorzystanych sytuacji w Premier League, to Erling Haaland ma ich więcej niż Nunez – 18 do 17 wg portalu Sofascore. Skąd zatem bierze się tak diametralna różnica w dorobku bramkowym obu panów? Bardzo dużo informacji w tym zakresie daje nam model xG (gole oczekiwane). Po stronie Haalanda jest to 18.89 xG przy 27 zdobytych golach. W przypadku Nuneza – xG 10.32 i 8 goli. Oznacza to, że Norweg często potrzebował znacznie mniej stuprocentowych sytuacji, aby wpisać się na listę strzelców. Z kolei Urugwajczyk powinien mieć na swoim koncie przynajmniej 2 trafienia więcej. Stąd tak znaczący odbiór w postawie obu napastników i znacznie rzadsze pretensje w stosunku do strzelca Manchesteru City.
Darwin Nunez musiał w jakiś sposób ochłonąć, aby móc pokazać swoje najlepsze oblicze. Pomógł mu w tym Jurgen Klopp oraz przyjście Cody’ego Gakpo.
Nowa rola strzałem w dziesiątkę
Ze względu na kontuzje Luisa Diaza i Diogo Joty, w ataku Liverpoolu brakowało większej elastyczności i wymienności zawodników na pozycjach. Ta sytuacja zmieniła się jednak po przyjściu Cody’ego Gakpo. Z początku Holender ustawiany był na lewym skrzydle, a Nunez wciąż pozostawał na pozycji nr 9. To nie przynosiło jednak oczekiwanych rezultatów, więc Jurgen Klopp postanowił zamienić rówieśników pozycjami. I to była decyzja znakomita, co potwierdzają przede wszystkim liczby:
- Darwin Nunez na dziewiątce: 20 spotkań – 7 goli i 2 asysty
- Darwin Nunez na lewym skrzydle: 11 spotkań – 7 goli i 2 asysty
- Cody Gakpo na dziewiątce: 4 gole w ostatnich 6 występach
Nie od dziś wiadomo, że Darwin Nunez to zawodnik piekielnie szybki. Ten ogromny atut Urugwajczyka udało się wyeksponować jeszcze lepiej właśnie po zmianie w ustawieniu. Mając takich piłkarzy jak Salah i Nunez na skrzydłach, Liverpool był w stanie błyskawicznie wykorzystywać przewagę w kontratakach, a momentalne przyspieszanie akcji odbywało się dużo płynniej. Cody Gakpo wcielił się z kolei w rolę Roberto Firmino – fałszywego napastnika, który często cofa się do rozegrania i szuka kolegów w polu karnym. To ostatnimi czasy zaczęło funkcjonować naprawdę znakomicie, o czym mieliśmy okazję przekonać się we wczorajszym meczu Liverpoolu z Manchesterem United.
Przesunięci Nuneza bardziej w kierunku lewej strony działa z korzyścią nie tylko dla drużyny, ale również dla samego piłkarza. Atak The Reds stał się dzięki temu bardziej nieprzewidywalny (teraz dodatkowo dzięki powrotowi Diogo Joty). A Darwin nie trzyma już na sobie presji snajpera odpowiedzialnego za zdobywanie bramek – teraz znacznie częściej uczestniczy w sukcesach kolektywu jako kreator gry ze skrzydła. To również potwierdzają liczby – 10 dużych szans w tym sezonie Premier League stworzonych przez Nuneza plasują go w top 10 najlepszych pod tym względem piłkarzy ligi.
A co jeśli Nunez zatęskni za grą na dziewiątce?
Wiemy jak to z reguły bywa z napastnikami. Niby fajnie grać dla drużyny i pracować na sukces reszty, ale gdzieś w środku może narastać głód goli. Na szczęście Darwin Nunez nie powinien przejmować się „przyspawaniem” do nowej pozycji. A to przede wszystkim zasługa systemu Kloppa i wszechstronności jego piłkarzy.
Nie dość, że każdy nowy gracz pojawiający się na Anfield jest uczony częstej wymienności pozycji, to sama liczba zawodników mogących grać na danych pozycjach w ataku jest w Liverpoolu naprawdę spora. Już teraz po powrocie Diogo Joty, który może grać na pozycji nr 9 bądź na lewym skrzydle, możliwości rotacji są spore. A kiedy kontuzję wyleczy również Luis Diaz, który był wcześniej podstawowym ogniwem w ekipie The Reds, Darwin Nunez spokojnie będzie mógł wrócić do pełnienia swojej nominalnej roli jeśli tylko zgodzi się na to Klopp.
Wszystko wskazuje więc na to, że Liverpool ponownie wrócił na właściwe tory po bardzo ciężkim okresie. A Darwin Nunez zyskał na owym kryzysie, zdobywając doświadczenie na nowej pozycji oraz nabierając pokory do gry zespołowej.