Norwich wczoraj przerwało serię 20 meczów bez zwycięstwa w Premier League (wliczając w to spotkania z sezonu 2019/20, kiedy to spadali z najwyższej klasy rozgrywkowej). Powód do świętowania? Na pewno nie dla trenera. Niecałe trzy godziny po przełamaniu złej passy Norwich oficjalnie poinformowało, że Daniel Farke został zwolniony. Takiej informacji można było się spodziewać niemal po każdym meczu od kilku tygodni, ale nie po wczorajszym zwycięstwie.
Daniel Farke był dla Norwich kimś więcej niż trenerem
Czy to zwolnienie jest zaskoczeniem? Mimo wszystko chyba tak. Właściciele Norwich już podczas poprzedniego pobytu w Premier League powtarzają, że celem klubu jest utrzymywanie się w TOP 26 najlepszych drużyn w Anglii (granie w Premier League lub minimum kwalifikacja do baraży w Championship). Daniel Farke cel ten spełniał. Norwich za jego kadencji będzie właśnie kojarzone z „klubem jo-jo”. Za słaby na Premier League i za dobry na Championship. Styl gry, jaki preferował Niemiec pozwalał dominować nad słabszymi rywalami, ale szczebel wyżej, gdzie każdy błąd eksponowany jest trzy razy bardziej, Farke porywał się z motyką na słońce. Koniecznie chciał grać z otwartą przyłbicą. Choć wiedział, że nie ma do tego piłkarzy. Regularnie w wywiadach pomeczowych podkreślał, że jako klub znają swoje miejsce w szeregu. Nawet po 0:7 z Chelsea sprawiał wrażenie człowieka, który nie jest specjalnie załamany tym wynikiem, bo jego zespół punkty musi zdobywać w meczach z łatwiejszymi rywalami.
Norwich w ostatnich latach jest symbolem długofalowej wizji. Daniel Farke objął stery na Carrow Road przed sezonem 2017/18 i przez ten czas realizował cele nie tylko sportowe, ale też nadał temu zespołowi tożsamość, wprowadzał młodzież i rozwijał piłkarzy, na których klub zarobił spore pieniądze. Nie licząc minionego okienka transferowego Norwich wydało zaledwie 42 mln euro, a ze sprzedaży zawodników zyskało ponad 100 mln euro. Wypromował Jamesa Maddisona, Josha Murphy’ego, Jammala Lewisa, Bena Godfreya i Emiliano Buendię. A w kolejce do sprzedaży za kilkanaście milionów stoją Max Aarons i Todd Cantwell. Dla klubu dryfującego pomiędzy najwyższą klasą rozgrywkową, a jej zapleczem jest to naprawdę spory zastrzyk gotówki.
Zmiana celów?
W poprzednim akapicie celowo pominąłem ubiegłe lato. To właśnie w minionym okienku właściciele Norwich po raz pierwszy sięgnęli głębiej do portfela i wspomogli trenera dorzucając mu wielu nowych zawodników. Kanarki po raz pierwszy od pięciu lat skończyły okienko transferowe z dość dużym ujemnym bilansem transferowym. Do klubu przyszło 11 nowych zawodników za łącznie ponad 60 mln euro. Mając w pamięci ostatni spadek tym razem działacze z Carrow Road postanowili zawalczyć na rynku transferowym. Być może to był też sygnał do Daniela Farke. Tym razem dostaniesz narzędzia, więc nie szukaj wymówek. Najwyższy czas, aby z top 26 przejść do grona najlepszych 17 klubów w Anglii. Czyli sezon w sezon grać w Premier League.
Czy rzeczywiście takie są cele działaczy Kanarków – tego nie wiemy. Na pewno trochę o ich wizji powie nam nazwisko następnego trenera. Jeśli będzie to trener z doświadczeniem, pragmatyczny i nastawiony na wynik to będzie to próba ratowania Premier League. Jeśli postawią na nazwisko nieoczywiste – prawdopodobnie uznali, że współpraca z Danielem Farke się wypaliła i czas rozpocząć nowy długofalowy projekt z inną osobą dowodzącą.
Czy Norwich będzie żałować zwolnienia?
Postrzeganie trenera w innym świetle ze względu na rezultat jednego spotkania jest oczywiście krótkowzroczne. Daniel Farke nie stał się lepszym trenerem, a zespół nie wszedł na dobrą drogę, bo ma na koncie 5 pkt w 11 meczach, a nie 2 pkt po 10 kolejkach. Niemniej jednak, moment zwolnienia i tak jest nieco dziwny. Zwłaszcza, że dobiegają informacje, iż szkoleniowiec o zwolnieniu dowiedział się dopiero po konferencji prasowej, więc prawdopodobnie decyzja nie była podjęta już przed meczem.
Niemniej jednak, kadencję Daniela Farke (jeszcze raz podkreślam: nie tylko ze względu na wyniki) trzeba uznać za udaną. Na Carrow Road kibice długo mogą nie oglądać lepszego futbolu niż to, co mieli okazję podziwiać w ostatnich latach, kiedy na ich stadion przyjeżdżały zespoły z Championship. Przeglądając fora Norwich widać, że kibice są rozdarci. Jeśli utrzymają się w Premier League w tym sezonie zapewne powiemy, że gra była warta świeczki. Pozostanie w elicie będzie jednak niezwykle trudne. Kanarki mają obecnie 5 punktów straty do bezpiecznego miejsca, a oceniając potencjał kadrowy chyba każdy umieściłby ich w najgorszej trójce. W opiniach zarówno bukmacherów, jak i osób śledzących Premier League Norwich jest pierwszym zespołem do spadku. I przyjście nowego trenera pewnie za wiele nie zmieni. A jeśli za jakiś czas zobaczymy Kanarki w środku tabeli Championship to zgodnie powiemy, że lepsze był przewidywalny Farke.