W niedzielny poranek Lech Poznań pożegnał Johna van den Broma. O rozstaniu z holenderskim szkoleniowcem mówiono od dłuższego czasu, jednak nie spodziewano się, że jego zastępcą zostanie ktoś taki jak Mariusz Rumak. 46-latek pracował w poznańskim klubie przed dekadą, a jego kadencja raczej nie jest miło wspominana. Jego półroczny angaż jest co najmniej zaskakujący i nie do końca wytłumaczalny. Gdybyśmy jeszcze tydzień temu zrobili zestawienie 50 potencjalnych kandydatów, Rumak byłby gdzieś w okolicach pięćdziesiątki.
Brak rozwoju?
Problem dotychczasowego szkoleniowca polegał na tym, że John van den Brom przestał rozwijać zespół. W poprzednim sezonie Lech Poznań po 19. kolejkach miał tyle samo punktów, co obecnie, ale wtedy można to był tłumaczyć podziałem koncentracji na ligę i europejskie puchary. Dziś taka wymówka już nie przejdzie. Ewidentnie coś nie gra, a przecież holenderski szkoleniowiec dostał latem transfery, o które prosił. Zakładano rozwój i walkę o najwyższe cele. Na razie się zapowiada na jeden wielki zawód. Najdroższa kadra to nie wszystko, potrzeba kogoś, kto zdoła wykorzystać potencjał. Im dłużej trwał sezon 2023/24, tym bardziej oczywiste stawiało się, że nie jest nim van den Brom. Ponoć zawodnicy sami zaczęli układać taktykę na poszczególne mecze. Holender podobno świetnie dbał o atmosferę, lecz nie potrafił dobrze ustawić zespołu pod względem taktycznym.
To nie tak, że John van den Brom w klubie był jednoznacznie „do skreślenia”. W zeszłym roku Lech Poznań grał w ćwierćfinale Lidze Konferencji Europy, co jest jednym z największych sukcesów Kolejorza na arenie międzynarodowej. Mecze z Bodo Glimt czy Fiorenitną zostaną zapamiętane na zawsze, lecz nie można cały czas żyć przeszłością. Zakładano, że Lech po kompromitacji w obecnej edycji LKE, w lidze będzie uciekał innym, a sytuacja na ten moment wygląda tak, że sam musi gonić i do Śląska Wrocław traci osiem punktów. Patrząc na kadrę Lecha Poznań można czuć ogromny niedosyt. W pewnym momencie „Kolejorz” bazował na indywidualnościach i pojedynczych zrywach poszczególnych zawodników. Nie było drużyny. Tak nie da się budować czegoś trwałego. Dlatego była potrzebna zmiana, lecz czy jest ona przemyślana?
Dlaczego Mariusz Rumak?
Dlaczego postanowiono ponownie zatrudnić Mariusza Rumaka? Skoro od kilku miesięcy szukano nowego szkoleniowca to dlaczego nie postawiono na kogoś lepszego? Tak wiele pytań, a brak jakichkolwiek sensownych odpowiedzi. Mariusz Rumak trenował Lech Poznań w latach 2012-14. O ile wyniki w lidze się względnie zgadzały to pod wodzą tego szkoleniowca Lech zaznał kompromitujących porażek m.in. z islandzkim Stjarnanem z litewskim Zalgirisem czy Olimpią Grudziądz w Pucharze Polski (a i wpadka z estońskim Nomme Kalju obciąża jego konto). Poza tym, pod wodzą Mariusza Rumaka Lech nie wygrał nic. Po prostu w miarę solidnie punktował. Tyle.
Tak naprawdę są trzy opcje, dlaczego akurat tymczasowym szkoleniowcem Lecha Poznań został Mariusz Rumak.
- Lech Poznań ma dogadanego trenera, jednak jego przyjście jest możliwe dopiero po zakończeniu sezonu. Spekuluje się, że poznańscy działacze szukają szkoleniowca w Skandynawii. Musi to jednak być jakiś porządny fachowiec, skoro tyle trzeba będzie na niego czekać. Oby tylko nie skończyło się na wielkich nadziejach.
- Druga teoria zakłada fakt, że ten nowy szkoleniowiec dopiero jest szukany. W takim razie działacze dają sobie czas na szukanie trenera. Zatrudnili Mariusza Rumaka, ponieważ był pod ręką. Pytanie, co robiono przez minione tygodnie czy nawet miesiące, bo przecież posada holenderskiego szkoleniowca od dawna była wątpliwa.
- Ktoś w Poznaniu ma żyłkę hazardzisty i chciał zaryzykować. Z całym szacunkiem, ale Mariusz Rumak nie jest trenerem, którego bronią wyniki. Po przygodzie z Lechem Poznań nigdzie nie zagrzał na dłużej miejsca. Prace w Śląsku Wrocław, Niecieczy, Odrze Opole czy kadrze U-19 to krótkie epizody. Szło mu źle i bardzo źle. Zweryfikował się negatywnie.
Czy jest w tym jakaś metoda?
Najbardziej realną opcją wydaje się ta druga. Skoro Mariusz Rumak jest tymczasowym trenerem to działacze Lecha Poznań chcą sobie dać czas na szukanie fachowca. Jednak jednocześnie wysyłają sygnał kibicom „Kolejorza”, że wywieszają białą flagę. To dziwne podejście, bowiem Lech traci osiem punktów do liderującego Śląska Wrocław i wszystko można jeszcze odrobić. Przed nami runda wiosenna. Nie takie rzeczy futbol widział. Poza tym jest ćwierćfinał Fortuna Pucharu Polski.
Z całym szacunkiem, ale Mariusz Rumak nie znalazłby miejsca pracy w żadnym ekstraklasowym klubie. Gdy większość ligi stawia na młode, przebojowe nazwiska i zrywa z polityką wrzucania tych samych nazwisk na trenerską karuzelę, w Poznaniu pojawia się ktoś, kto jednoznacznie kojarzy się z niepowodzeniami. Rumak ma jeden atut – po prostu zna realia klubu. Ta decyzja pokazuje, że nie do końca wiadomo dokąd Kolejorz ma zmierzać.
Jeszcze nie wszystko stracone
Ten sezon jeszcze nie jest przegrany. Luty będzie kluczowy dla przyszłości „Kolejorza”. Lech tuż po wznowieniu ligi ma mecze z Zagłębiem Lubin, Jagiellonia Białystok, Śląsk Wrocław, ćwierćfinał Fortuna Pucharu Polski z Pogonią Szczecin i Raków Częstochowa. Są to mecze z bezpośrednimi rywalami do mistrzostwa Polski. Już na początku wiosny może być po sezonie… lub może powrócić nadzieja na tytuł. Wyścig trwa i wciąż daleko do ostatniej mety.
Niesamowite jak szybko zmieniła się narracja w Lechu Poznań. Z drużyny, która grała w ćwierćfinale Conference League do zespołu, który zatrudnia trenera tymczasowego, który dawno wypadł z karuzeli trenerskiej. W Poznaniu nie ma ciągłości. Nie ma dwóch sezonów, z których wszyscy w klubie mogą być zadowoleni. Od ściany do ściany. Zatrudnienie Rumaka pokazuje, że ktoś w klubie koniecznie chciał wywrócić stół, ale nie miał pomysłu co dalej. To szalony krok – jednak szaleństwo od geniuszu często różni jedynie sukces. Być może, za pół roku działacze Kolejorza będą dumnie punktować wszystkich, którzy dziś nie widzą większego sensu w ich zaskakującej decyzji?