Czy Tottenham rzeczywiście jest tak słaby jak wskazuje tabela?

W trwającym sezonie Tottenham pokazuje dwie twarze. Z jednej strony dwukrotnie pokonali mistrzów Anglii Manchester City (w tym raz 4:0 na Etihad), rozgromili Manchester United 3:0 na wyjeździe czy równie wysoko zwyciężali z West Hamem, Evertonem oraz Aston Villą. Z drugiej jako pierwsi w obecnej kampanii ligowej dali się pokonać Crystal Palace oraz Ipswich. Po 15 kolejkach mają na koncie więcej porażek niż zwycięstw, a w ostatnich siedmiu meczach wygrali tylko raz. Minęła już prawie połowa sezonu, a Spurs są dopiero na 11. miejscu w tabeli. Jednak czy rzeczywiście ekipa Ange’a Postecoglou jest tak słaba, skoro tylko trzy zespoły mają lepszą różnicę bramek?

Niestabilny Tottenham

Wyniki Kogutów w obecnej kampanii naprawdę ciężko przewidzieć. Tottenham jest jedną z najbardziej niestabilnych drużyn. Od startu sezonu Spurs przeplatają fantastyczne występy z beznadziejnymi. Biorąc pod uwagę jedynie rozgrywki ligowe tylko raz, zdołali oni wygrać dwa kolejne mecze. Przykładowo po zwycięstwie 4:0 z Evertonem przegrali z Newcastle. Po pokonaniu 4:1 West Hamu dali się ograć Crystal Palace. Gdy rozbili 3:0 Manchester United, następnie ponieśli porażkę z Brighton. Po wygranej 4:1 nad Aston Villą przyszła przegrana z Ipswich. Z kolei po pogromie, jaki zafundowali Manchesterowi City na Etihad nie wygrali czterech kolejnych spotkań we wszystkich rozgrywkach.

REKLAMA

Co więcej, Tottenham często pokazuje dwie twarze nawet na przestrzeni jednego meczu. Przykład tego mieliśmy już w inaugurującej kolejce, kiedy zremisowali z Leicester 1:1. W pierwszej połowie drużyna Postecoglou wyglądała jak kandydat do walki o mistrzostwo. Dominowała, kontrolowała przebieg wydarzeń i nie dopuszczała Leicester do żadnych sytuacji. W drugiej części gry obraz spotkania zmienił się jednak diametralnie. Leicester szybko wyrównało, a Tottenham nie był w stanie wejść na taki poziom, jaki prezentował przed przerwą.

Zresztą, żeby znaleźć kolejne przykłady, nie trzeba daleko szukać. Podobnie wyglądał ostatni mecz przeciwko Chelsea (3:4). Spurs po 10 minutach wygrywali już 2:0 i można było odnieść wrażenie, że tak grając mogą powtórzyć wynik z Etihad Stadium. Niemniej jednak The Blues zdobyli kontaktową bramkę już kilka minut później i z czasem zaczęli przejmować kontrolę nad meczem. Druga połowa toczyła się już zdecydowanie pod ich dyktando. Podobnie wyglądał, chociażby mecz z Brighton, kiedy Spurs wypuścili dwubramkową przewagę. Nawet mecze, w których wysoko wygrywali, również często nie były idealne od pierwszej do ostatniej minuty. Zarówno przeciwko Aston Villi, jak i West Hamowi pierwsi tracili bramkę i dopiero po przerwie zapewniali sobie zwycięstwo.

Bezkompromisowy styl gry

Taka niestabilność w dużym stopniu wynika ze stylu gry preferowanego przez Ange’a Postecoglou. Australijczyk od początku swojej pracy w Premier League dał się poznać jako trener, dla którego przede wszystkim liczy się ofensywa i strzelanie goli. Wyznaje on zasadę, że nie ważne ile bramek zdobędzie przeciwnik, jego drużyna musi zdobyć więcej. Dlatego też Tottenham praktycznie zawsze mając prowadzenie, dąży do strzelania kolejnych goli. Oczywiście zdarzają się wyjątki, jak chociażby wygrane starcie z The Cittizens w Pucharze Ligi (2:1), jednak przeważnie Spurs chcą po prostu jak najszybciej zamknąć mecz, podwyższając rezultat.

Zresztą potwierdzają to wyniki. W trwającym sezonie ligowym Koguty żadnego spotkania nie wygrały różnicą jednego gola, tylko jeden dwoma (3:1 z Brentfordem). Resztę trzema lub czterema. Z kolei, gdy przegrywają za każdym razem tylko jedną bramką. Z jednej strony można mówić o braku szczęścia, ponieważ wszystkie te porażki są na styku, jednak z drugiej większość drużyn będąc na prowadzeniu przeciwko Spurs nie dąży do strzelania kolejnych goli, a po prostu chcą utrzymać korzystny rezultat. Wygaszenie meczu i pilnowanie wyniku to również umiejętność, która w piłce nożnej jest niezbędna. Tottenhamowi jej akurat brakuje. Spurs są bezkompromisowi i niemal za każdym razem idą na wymianę ciosów. Czasem jednak warto spuścić nogę z gazu.

Nieumiejętność kontroli meczów

Jedną z przyczyn, dlaczego Tottenham stosuje taki styl gry, może być ich niechęć do oddania piłki przeciwnikowi i ustawienia się w niskim pressingu. Koguty po prostu nie potrafią tak bronić, czego najlepszym dowodem był mecz z Chelsea i dwa bezsensownie sprokurowane rzuty karne. Zresztą w innych meczach Spurs również popełniali mnóstwo indywidualnych błędów w defensywie. Co więcej, ich sposób gry regularnie zostawia środkowych obrońców w sytuacjach, w których nie mogą pozwolić sobie na błąd. Ze względu na angażowanie w akcje ofensywne bardzo dużej liczby piłkarzy — zazwyczaj jest to aż siedmiu zawodników — stoperzy nie mają odpowiedniej asekuracji i w przypadku pomyłki nikt nie jest w stanie naprawić ich błędu.

Utrzymać korzystny wynik można jednak nie tylko poprzez dobrą organizację w defensywie, ale też kontrolowanie meczu poprzez posiadanie piłki. Ekipa Postecoglou ma jednak z tym ogromny problem lub po prostu nie chce tego robić. Tottenham często posiada piłkę, jednak nigdy nie jest to broń defensywna, która ma na celu zabranie futbolówki przeciwnikowi i utrzymanie jej jak najdalej od własnej bramki. Koguty będąc przy piłce zawsze, chcą atakować i strzelić kolejną bramkę. Nie potrafią uspokoić gry, zmusić przeciwnika do biegania i odebrać mu chęć do gry. W konsekwencji narażają się też na większą liczbę kontrataków, z których zatrzymaniem mają sporo problemów.

Tottenham Postecoglou średniakiem ligi

11. miejsce po 15 kolejkach to wynik, który z pewnością nie może zadowalać zarówno kibiców, jak i właścicieli Tottenhamu. Ange Postecoglou miał obiecujące wejście do Tottenhamu, jednak im dłużej pracuje w północnym Londynie, tym bardziej na wierzch zaczyna wychodzić jego niechęć do adaptacji. Oczywiście Tottenham nie gra tak słabo, jak wskazywałoby na to obecne miejsce w tabeli. Według punktów oczekiwanych wyliczanych na podstawie statystyk xG (goli oczekiwanych) Spurs – na bazie danych z Understat – „powinni” mieć ich 3-4 więcej. Mimo wszystko i tak dawałoby im to dopiero ósme miejsce. Różnica nie jest więc wcale aż tak duża.

Słaby początek sezonu to w zasadzie kontynuacja tego, co Spurs prezentowali w poprzednim. Nie licząc pierwszych 10 kolejek poprzedniej kampanii – kiedy Tottenham był rewelacją ligi – w 43 meczach podopieczni Postecoglou zdobyli 60 punktów, co daje średnio 1,4 na mecz. W całym sezonie taka średnia zapewnia około 53 „oczka” i miejsce w środku tabeli poza europejskimi pucharami. W tym przypadku nie można też mówić o braku szczęścia. Według modelu xG Koguty „powinny” mieć tylko dwa punkty więcej. Oczywiście można to tłumaczyć wieloma kontuzjami, które jednak po części mogą wynikać z bardzo intensywnego stylu gry. Po obiecującym początku Ange Postecoglou daje coraz mniej argumentów, że jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,772FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ