Piękny sen Rakowa wciąż trwa. Do Superpucharu Polski właśnie dorzucają kolejny Puchar Kraju i są trzy kroki od mistrzostwa Polski. Wiemy już, że Raków po raz kolejny zagra w Europie, natomiast pytanie pozostaje, czy rozpoczną od eliminacji do Ligi Mistrzów, czy – tak, jak rok temu – od Ligi Konferencji. Czy finałowy mecz Pucharu Polski na Stadionie Narodowym pokazał, że neutralni fani, kibicujący polskiej piłce powinni trzymać kciuki za zespół Marka Papszuna w walce o tytuł, ponieważ to oni mają największą szansę na punktowe zdobycze do rankingu UEFA?
Raków dźwiga ważne mecze
Wczorajsze spotkanie było kolejnym, w którym zespół z Częstochowy udowodnił, że potrafi dźwigać presję i nie pęka w najważniejszych momentach. Na wiosnę najpierw pokonali Lecha przy Bułgarskiej, a niedawno Pogoń w Szczecinie wskakując tym samym na fotel lidera. Czy w którymś z tych spotkań podopieczni Marka Papszuna byli wyraźnie lepsi? Nie. Ale każdy wygrali. Trzy takie scenariusze w przeciągu dwóch miesięcy to nie może być przypadek. Raków jest dziś najbardziej dojrzałą drużyną w Polsce, co brzmi dość dziwnie w kontekście zespołu, który na najwyższy szczebel rozgrywkowy w Polsce awansował w 2019 roku. Niemniej jednak, to oni w bezpośrednich rywalizacjach z Lechem i Pogonią przechylają szalę zwycięstwa na swoją korzyść dzięki chłodnej głowie, wyrachowaniu i konsekwencji.
Spójrzmy na wczorajszy finał Pucharu Polski. Piłkarze Rakowa grali tak, jakby ten mecz rozgrywali już kilkanaście razy. Zaczęli odważnie, bez respektu dla rywala, chcąc narzucić własne warunki i to się udało. Prowadzenie objęli już w 6. minucie spotkania. Kiedy Lech zaczynał dochodzić do głosu i zarysowywała się przewaga na ich korzyść – Raków wyprowadził drugi cios. To nie były żadne spektakularne gole będące efektem wypracowanych na treningów schemat. To było po prostu wykorzystanie błędów. Przy pierwszej bramce źle ustawił się Satka, przy drugiej – pomyłka w przyjęciu Joela Pereiry pozwoliła ekipie z Częstochowy odebrać piłkę i wyprowadzić prosty kontratak.
Europejskie granie
W dzisiejszym programie „Misja Futbol” na kanale YT „Przeglądu Sportowego” Łukasz Wiśniowski powiedział bardzo ciekawe zdanie w kontekście ekipy Marka Papszuna: że gdyby Raków każdy mecz chciał grać na 0:0 to by im to wychodziło. I jest w tym sporo prawdy. Zespół z Częstochowy świetnie potrafi „zamknąć” mecz. Lech strzelił im jednego gola, ale przez 90 minut zdołał oddać tylko 2 celne strzały. Nieważne, czy trzeba przejąć kontrolę nad meczem, jak najszybciej odzyskując futbolówkę przez wysoki pressing, czy wycofać się do niskiego bloku w ustawieniu 5-4-1 – Raków nie ma z tym kłopotu. To drużyna świetnie zorganizowana i trzymająca dyscyplinę w defensywie. Tej wiosny nikomu nie udało się strzelić im więcej niż jednego gola.
Pokazem sztuki defensywnej była przecież letnia przygoda częstochowian z europejskimi pucharami. Pierwszą bramkę w eliminacjach Ligi Konferencji Raków stracił dopiero w rewanżowym starciu z Gent – po 555 minutach gry na zero z tyłu. Znów powtarza się ten sam schemat – mimo debiutu w europejskich pucharach zespół grał niczym starzy wyjadacze. Umiejętność dostosowania się do rywala i danej fazy gry jest w ważnych meczach nieoceniona. To właśnie takim sposobem Legia Czesława Michniewicza awansowała do Ligi Europy, a w niej potrafiła ograć znacznie mocniejszych na papierze przeciwników – Spartak Moskwa i Leicester.
Czego brakowało Rakowowi w europejskich pucharach?
Nie odkryję Ameryki, kiedy napiszę, że goli. W sześciu spotkaniach tylko dwa razy trafiali do siatki rywala. Złożyło się na to wiele czynników, a jednym z najczęściej wówczas poruszanych była słaba dyspozycja Iviego Lopeza. Rzeczywiście Hiszpan nie był sobą, kiedy przychodziło do gry w Europie i już za kilka miesięcy będzie mógł się zrehabilitować. Ivi tej wiosny jest bezkonkurencyjny w Ekstraklasie. W 13 meczach, które zaczynał w wyjściowym składzie 13-krotnie brał bezpośredni udział przy bramce. Tylko dwa zakończył bez żadnych dopisków do klasyfikacji kanadyjskiej. Jeśli Hiszpan utrzyma formę – Marek Papszun powinien być spokojny o gole.
Druga kwestia, którą zawsze porusza się przy Rakowie, jeśli dyskutuje się o potencjalnym rozwoju to znalezienie bramkostrzelnego napastnika. Gutkovskis, Musiolik, czy Arak nie oferują wystarczającej liczby trafień. Paradoksalnie jednak gole Łotysza były niezwykle ważne w tym sezonie. Gol na wagę zwycięstwa z Pogonią być może okaże się kluczowy w walce o tytuł. Natomiast wczoraj otworzył strzelanie w finale Pucharu Polski. Co ważne, oba gole były efektem indywidualnych akcji, nikt mu piłki na tacy nie wyłożył. Wiemy jednak, jaki profil napastnika do swojego systemu potrzebuje Marek Papszun. Ma być to ktoś w rodzaju „target-mana” – napastnik silny, odgrywający, pracujący dla zespołu. Czy te cechy da się połączyć ze strzelaniem goli? Jak najbardziej, ale Raków na razie ma problem ze znalezieniem takiego napastnika.
Oczywiście, dziś ciężko prognozować, czy Raków jest najmocniejszym przedstawicielem polskiej piłki, bo nie wiemy, jak ułoży się ich letnie okienko transferowe. Czy uda zatrzymać się kluczowych zawodników, jak Ivi Lopez, Tomas Petrasek, czy Fran Tudor? Kto wzmocni Raków i jak szybko zaaklimatyzuje się w zespole? Tego nie wiemy, ale patrząc na ciągły rozwój klubu z Częstochowy przez ostatnie lata możemy zakładać, że prędzej, czy później odniosą sukces także na arenie europejskiej.