Czuć, że to faza pucharowa. Wnioski po meczu Benfica – Chelsea

Trwają mecze 1/8 finału Klubowych Mistrzostw Świata 2025! W drugim z nich Chelsea mierzyła się z Benfiką Lizbona i wygrała 4:1 po dogrywce. Mogła jednak pokonać swoich przeciwników już po 90 minutach, ale zabrakło skuteczności. O bohaterach tego starcia, kluczowych momentach i postawie obu drużyn piszemy w naszych pomeczowych wnioskach.

1. Benfica bez atutów w ataku

Faworytem tego starcia była drużyna z Londynu. Jako reprezentant lepszej ligi i zwycięzca tegorocznej Ligi Konferencji Chelsea powinna mieć przewagę nad lizbońską Benfiką. Zespół z Portugalii nie dał się jednak zepchnąć do rozpaczliwej defensywy. Wyglądał dość dobrze w ataku pozycyjnym, potrafił wyjść spod pressingu The Blues, a nawet umiejętnie wywalczyć faul czy uspokoić grę w celu zapewnienia sobie chwili oddechu. Wszystko to pozwalało jednak tylko uniknąć straty bramki, a wcale nie zbliżało Benfiki do pokonania bramkarza Chelsea. Przez pierwsze 45 minut Encarnados oddali zaledwie jedno uderzenie na strzeżoną przez niego bramkę. Nie byli nawet blisko otwarcia wyniku meczu, a Chelsea dochodziło do bardzo groźnych okazji. Wyjście podopiecznych Enzo Mareski na prowadzenie wydawało się więc tylko kwestią czasu.

REKLAMA

2. Mecz z Chelsea to nie miejsce na lekkomyślność

Skoro Benfica była bezradna w ataku, to mogła przynajmniej postarać się zachować koncentrację w obronie. Nawet to nie zawsze wychodziło piłkarzom z Półwyspu Iberyjskiego, których nierozwaga mogła bardzo im zaszkodzić.Było tak na przykład, gdy niewymuszona strata Florentino w środku pola pozwoliła Chelsea na wyprowadzenie szybkiego, fenomenalnego ataku. Pomocnik Benfiki miał wiele opcji, mógł zdecydować się na podanie, lecz zamiast tego wolał popisywać się swoimi umiejętnościami technicznymi. Nieudana sztuczka sprawiła jednak, że nieprzygotowane na taką ewentualność szyki obronne jego drużyny musiały chwilę później powstrzymywać graczy Chelsea. Było bardzo blisko trafienia, które nie miało miejsca tylko dzięki zatrzymaniu piłki przez Antonio Silvę tuż przed linią bramkową.

Gol ostatecznie nie padł, ale Benfica sama podarowała przeciwnikom wyśmienitą szansę, na co nie powinna sobie pozwalać. To w końcu turniej, gdzie rozwaga i rozsądek są znacznie cenniejsze od niepotrzebnych popisów. Być może nauczy się tego Florentino, do którego partnerzy mogli mieć pretensje po całym zajściu.

3. Cucurella niezwykle aktywny, ale nieskuteczny

Tym, który finalizował opisaną powyżej akcję, był Hiszpan Marc Cucurella. Lewy wahadłowy zespołu z Anglii miał w starciu z Benfiką mnóstwo zadań ofensywnych i bardzo często brał udział w atakach swojej ekipy. To właśnie on mógł także stać się bohaterem spotkania, gdyż miał dwie świetne akcje. W obu uderzał celnie na bramkę przeciwników, ale na drodze strzałów stał bramkarz lub obrońca. Cucurella mógł więc wpisać się na listę strzelców, a także często był obecny, gdy podawał piłkę swoim kolegom. Zawsze jednak czegoś brakowało, co dotyczyło zresztą nie tylko jego, ale i całej Chelsea. Drużyna z Londynu z jednej strony przeważała, ale nie potrafiła zmienić wyniku na swoją korzyść. Brakowało głównie skuteczności, przez co tak długo utrzymywał się bezbramkowy remis.

4. Na problemy Reece James!

W drugiej połowie Chelsea wcale nie poprawiła swojej gry. Wręcz przeciwnie – po przerwie trudniej przychodziło jej konstruowanie akcji i dochodzenie do sytuacji podbramkowych. Okazało się to jednak kompletnie nieistotne, gdyż o dobrych nastrojach po ostatnim gwizdku zadecydowała jedna akcja. Chodzi o rzut wolny wykonywany przez Reece’a Jamesa w 64. minucie. Anglika nie przeraziło ustawienie piłki w bocznym sektorze boiska i gdy wszyscy spodziewali się dośrodkowania, 25-latek huknął bezpośrednio na bramkę. Stojący między słupkami Anatolyi Trubin kompletnie nie spodziewał się takiego rozwiązania i dał się zaskoczyć. Wcześniej grał on świetnie, notując wiele wybitnych interwencji, ale raz zaspał, przez co zaprzepaścił cały swój dotychczasowy wysiłek. Gol to bowiem zasługa świetnego pomysłu i niesamowitego wykonania ze strony Jamesa, ale bramkarz Benfiki powinien bronić bliższego słupka i zatrzymać futbolówkę. Nie zrobił tego, dzięki czemu Chelsea wreszcie do przewagi optycznej dołożyła także wyższość pod względem liczby zdobytych bramek.

5. Szczęście Benfiki nie trwało długo

W końcówce meczu Benfica wyrównała stan meczu po rzucie karnym dobrze wykonanym przez Angela Di Marię. Przez całe spotkanie prezentowała się znacznie gorzej od rywali, a jednak ta jedna akcja zadecydowała, że przedłużyli swoje nadzieje na ćwierćfinał aż do dogrywki.

W niej już jednak los przestał sprzyjać lizbończykom, którzy najpierw musieli grać w dziesiątkę po drugiej żółtej kartce dla Gianluki Prestianniego, a następnie aż trzykrotnie wyciągali piłkę z własnej bramki.

To dość sprawiedliwy scenariusz, dzięki któremu Chelsea dostała to, na co de facto zasługiwała już po podstawowych 90 minutach, czyli awans do ćwierćfinału. Wtedy przez pechowe dotknięcie piłki ręką się nie udało, ale ważne, że The Blues pokazali swoją wyższość w dogrywce i nie upadli mentalnie po golu straconym w piątej minucie doliczonego czasu.

6. Czuć, że to faza pucharowa

Mecz Benfica – Chelsea był drugim spotkaniem fazy pucharowej Klubowych Mistrzostw Świata. W regulaminowym czasie obu tych meczów padły dotychczas zaledwie dwie bramki. To bardzo mało, szczególnie w zestawieniu z obfitującą w trafienia fazą grupową turnieju. Wtedy padało średnio ponad 2,5 bramki na mecz, a w turniejowej drabince to jak na razie zaledwie 1 gol na starcie. Tym razem oczywiście piłkarze rozpieszczali kibiców w dogrywce, ale wcześniej przez cały mecz skupiali się bardziej na obronie, niż na ataku. Rzecz jasna można liczyć na chociaż nieco wyższe rezultaty w kolejnych meczach, ale wynik z początku KMŚ jest już raczej nie do powtórzenia. Im wyższa stawka, tym większa ostrożność zawodników, którzy nie chcą już podejmować tak dużego ryzyka. Poza tym, z turnieju odpadły też drużyny z najbardziej dziurawymi obronami, takie jak Auckland City czy Al-Ain.

REKLAMA

W najbliższych dniach czeka nas więc zapewne mniej goli niż w fazie grupowej klubowego mundialu, ale emocje powinny być już tylko coraz większe. W końcu sama stawka i pozostawanie w turnieju tylko najlepszych drużyn powinny sprawić, że zyska na tym atrakcyjność meczów. Samo starcie Benfiki z Chelsea mogło być reklamą zachęcającą do dalszego oglądania mistrzostw. Czekamy więc na kolejne spotkania i kolejne piłkarskie przeżycia!

7. FIFA musi odrobić lekcję

Oczywiście do pełni szczęścia sporo jednak brakuje. Dobrze by było, żeby na kolejnych meczach panowała lepsza niż dotychczas atmosfera na trybunach, które na tegorocznych KMŚ wielokrotnie świecą pustkami. Dużym problemem w Stanach Zjednoczonych jest także pogoda, która wielokrotnie przeszkadza piłkarzom. Chodzi nie tylko o zwiększające zmęczenie upały, ale i o burze, przez które mecze są przerywane. W przypadku wystąpienia uderzenia pioruna w promieniu 10 mil od stadionu piłkarze muszą bowiem zejść z placu gry. Powrót może odbyć się dopiero po 30 minutach od ostatniego wyładowania. Taki protokół FIFA ma zapewnić bezpieczeństwo uczestnikom spotkań, ale w praktyce uniemożliwia normalne przeprowadzanie turnieju. Przykładowo, mecz Benfiki i Chelsea został przerwany na kilka minut przed końcem czasu, choć pogoda wcale nie wydawała się najgorsza. Może więc pora przemyśleć schemat działania, by podobne utrudnienia nie wystąpiły w przypadku tych absolutnie najważniejszych meczów, takich jak półfinały czy finał?

Tym razem przerwa trwała… 1 godzinę i 57 minut, co sprawiło, że do domu poszli niemal wszyscy kibice, a piłkarze musieli na nowo się rozgrzewać i szykować do zawodów. To absurd, który odbiera zwykłą radość z piłki nożnej na wysokim poziomie. FIFA musi odrobić lekcję, szczególnie, że za rok w Stanach odbędzie się jeszcze ważniejsza impreza, czyli mundial reprezentacyjny.

SL Benfica 1:4 Chelsea F.C. (Angel Di Maria 90+5′ – Reece James 64′, Christopher Nkunku 108′, Pedro Neto 114′, Kiernan Dewsbury-Hall 117′)

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    109,588FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ