Cracovia kontra beniaminkowie – 2:0

Tydzień temu rozbity u siebie jeden beniaminek, w tym tygodniu kolejny na rozkładzie. Cracovia w Gdańsku liczyła na powtórkę, o co nie było ciężko. Motor Lublin postawił się w pierwszych minutach Pasom, jednak później tracił bramki hurtowo. Lechia Gdańsk nie chciała powtórzyć wyczynu zespołu Mateusza Stolarskiego, więc… straciła bramkę już w 4. minucie. Mimo to emocje towarzyszyły nam do samego końca.

Fiński egzekutor

Jedno można powiedzieć – Lechia weszła w ten mecz tragicznie. Od samego początku musieli bowiem odrabiać straty po tym, jak w polu karnym ręką zagrał Tomasz Neugebauer. Sędzia Patryk Gryckiewicz nie miał wątpliwości co do respektowania przepisów i pewnie wskazał na wapno. Z jedenastu metrów nie pomylił się Benjamin Källman. Bogdan Sarnavskyi nie był nawet blisko obrony.

REKLAMA

Następne minuty to niemrawe próby osiągnięcia przewagi przez obie ze stron. Lechia skoncentrowała się na nieprzygotowanych uderzeniach z dystansu, choć raz stać było ich na coś efektownego. Maksym Khlan ruszył w 25. minucie na przebój lewą stroną, złamał akcję do prawej nogi i uderzył przy krótkim słupku. Henrich Ravas był jednak na posterunku i zdołał odbić piłkę.

Dziesięć minut później sytuacja się znacząco skomplikowała, gdyż do przedwcześnie do szatni udał się Conrado. Lewy obrońca gdańszczan mając na koncie żółtą kartkę, głupio zachował się podczas starcia z Filipem Rózgą, za co obejrzał drugi kartonik w tym samym kolorze. Lechia grała więc jednego mniej, a na dodatek wciąż przegrywała 0:1. No dobra, 0:2, bo w końcówce świetne podanie Ajdina Hasicia wykorzystał Källman. Naprawdę kapitalne zagranie Bośniaka sprawiło, że Fin stanął oko w oko z bramkarzem Lechii. Nie było mowy, żeby najlepszy strzelec Cracovii w tym sezonie zmarnował taką okazję. Zarzuty można mieć do stoperów gospodarzy, bo kto by pomyślał, żeby w ogóle nie zwrócić uwagi na napastnika w sytuacji, gdy piłka leci w jego kierunku.

Cracovia sama robiła sobie problemy

Lechia już leżała na łopatkach. Ciężko było wyobrazić sobie scenariusz, w którym gdańszczanie nagle odrabiają straty w niedowadze. Kibice Zielonych w pewnym momencie mogli poczuć wlewającą się w ich serca nadzieje. Po podaniu Ivana Zhelizko do sytuacji sam na sam mógł dojść Bogdan Viunnyk, ale faulował go Patryk Sokołowski. Zawodnik Pasów obejrzał za to bezpośrednią czerwoną kartkę i powinien udać się do szatni. Jak to się stało. Ano arbiter tego spotkania został zaproszony do obejrzenia powtórki na monitorze i dopatrzył się symulacji ukraińskiego napastnika. Rzut wolny dla Cracovii, anulowana kartka dla Sokołowskiego. Małe zamieszanie, nie ma co.

Mecz jednak trwał. Cracovia wciąż naciskała i próbowała strzelić trzecią bramkę. To długo się nie udawało, bo w bramce czujny był Sarnavskyi. Lechia nie tylko nie straciła bramki, ale także złapała kontakt. Wprowadzony w 72. minucie na boisko Bujar Pllana pięć minut później trafił do bramki Ravasa. Ciężko było tego nie dokonać, gdy dobrze z narożnika dograł Rifet Kapić, a obrońcy Cracovii uznali, że odpuszczą krycie przeciwnika. W ten sposób zafundowali sobie emocje do samego końca.

A Lechia miała szanse na doprowadzenie do remisu. Po uderzeniu Kapicia z dystansu dobrze interweniował Ravas, parokrotnie zagrażali ze stałych fragmentów. Cracovia cofnęła się do głębokiej obrony. Zagrali w niej na tyle skutecznie, że udało im się utrzymać korzystny rezultat – głównie dzięki słowackiemu bramkarzowi. Trzy punkty dopisane do konta Pasów sprawiają, że ci wciąż trzymają kontakt z czołówką. Do trzeciego Rakowa Częstochowa tracą tylko punkt, a w następnym meczu grają z trzecim beniaminkiem z rzędu – GKS-em Katowice. W porównaniu do meczów zespołów z top5 jest to najłatwiejsze na papierze zadanie.

Lechia Gdańsk – Cracovia 1:2 (Pllana 77′ – Källman 4′, 44′)

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,787FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ