Ależ emocjonujące widowisko. Como zremisowało z Genoą w meczu 3. kolejki Serie A. Wyrównujący gol padł dopiero w drugiej minucie doliczonego czasu. Szczęśliwi będą przede wszystkim Gryfoni, którzy rzutem na taśmę uchronili się od porażki i jednocześnie strzelili pierwszą bramkę w tym sezonie. Z kolei trener Cesc Fabregas może się wściekać tylko na swoich piłkarzy – powinni oni rozstrzygnąć spotkanie wcześniej.
Bardzo emocjonującą pierwszą połowę zaoferowały widzom obie drużyny. Genoa wyszła na boisko z agresywnym nastawienie. Grała wysokim pressingiem, stosowała krycie indywidualne i natychmiast doskakiwała do piłkarzy rywali. Sponiewierała ich, często faulując. Prym wiódł w tym Leo Ostigard (który ostatecznie w 29. minucie za zbyt ostrą grę został ukarany żółtą kartką).
Como miało kłopoty z wyprowadzeniem piłki przy tak fizycznie i nieprzyjemnie grających Gryfonach. Trudno było się mu przebić przez zagęszczony środek pola. Panował tam taki chaos, że w 6. minucie doszło do zaskakującej sytuacji. Alvaro Morata posłał długie podanie w stronę… własnej bramki, czym zmusił do interwencji Jeana Buteza. Gdyby bramkarz nie zachował czujności, mielibyśmy bramkę samobójczą.
Mimo wszystko Como dość szybko objęło prowadzenie
O dziwo gola z kontrataku zdobyli gospodarze. Po odbiorze w centralnej strefie przy piłce znalazł się Nico Paz, który obrócił się, myląc broniących zawodników, i oddał mocne uderzenie sprzed pola karnego. Z precyzyjnym strzałem nie miał szans Nicola Leali. Jeśli ktoś musiał przyczynić się do otwarcia wyniku meczu, to właśnie Paz. W pierwszej części spotkania był najlepszym piłkarzem Como, wygrywając wiele pojedynków, a także napędzając akcje zespołu.
Strata gola nie podłamała gości starających się po trafienie wyrównujące, które byłoby równocześnie ich pierwszym golem w tym sezonie. Brakowało im jednak sytuacji podbramkowych. Gdy znajdowali się częściej w posiadaniu piłki, to podopieczni trenera Cesca Fabregasa odpłacali się pięknym za nadobne, podchodząc wysoko. Co by nie mówić, Como kontrolowało przebieg gry, przystosowując się do stylu gry przeciwnika.
Było też bliżej bramki. W 30. minucie szansę miał Nicolas-Gerrit Kuhn, którego strzał obronił bramkarz. Dobić futbolówkę do bramki powinien Morata, ale Hiszpan spudłował. A w 36. minucie chybił po raz drugi, gdy wyszedł przed defensorów i otrzymał podanie od Kuhna.
Gorąco pod bramką Buteza zrobiło się raz, w 33. minucie, kiedy Aaron Martin odegrał do Lorenzo Colombo. Strzał Włocha został obroniony, aczkolwiek w chaosie do siatki trafić mogli jeszcze Mikael Ellertsson oraz Patrizio Masini. Skończyło się tylko na rzucie rożnym
Tempo ponownie skoczyło w końcówce
Na początku drugiej połowy niestrudzeni Genueńczycy częściej atakowali pozycyjnie. Ponownie brakowało im klarownych szans. Jedyne strzały oddane przez Ruslana Malinovskyi’ego i Johana Vasqueza zostały zablokowane. Z kolei gospodarze nie spali. Przede wszystkim oddalali potencjalne zagrożenie. Brakowało im tylko szans na podwyższenie wyniku. Oba zespoły miały podobne posiadanie piłki, lecz nie potrafiły nic zdziałać w trzeciej tercji.
Trochę bliżej gola byli Lariani. W 63. minucie niecelnie uderzał Maxence Caqueret, zaś w 67. Mergim Vojvoda zmusił do interwencji bramkarza gości. Ich zespół nie przeprowadzał huraganowych ataków, ale częściej przedostawał się pod bramkę Gryfonów. Oni natomiast się gubili i, przez niedokładną oraz przewidywalną grę, nie potrafili przebić defensywy przeciwnika.
Więcej pod bramką Buteza zaczęło się dziać w ostatnim kwadransie. Najpierw niecelnie uderzał Lorenzo Colombo. Później nastąpiła seria stałych fragmentów gry, z których Genoa szukała wyrównania. Punktem zwrotnym była czerwona kartka w 89. minucie dla Jacobo Ramona za brzydki faul na Juniorze Messiasie. Już drugiej minucie doliczonego czasu zawodnicy trenera Patricka Vieiry cieszyli się z bramki na 1:1. Brooke Norton-Cuffy oddał strzał, który próbował wybić Sergi Roberto. Zrobił to tak pechowo, że piłka odbiła się od słupka i trafiła pod nogi Caleba Ekubana. Ghańczyk wykończył atak.
Na tym mogło się nie skończyć, bo po chwili blisko samobójczego trafienia był Alex Valle, a w czwartej minucie doliczonego czasu po wrzutce Nortona-Cuffy’ego strzelał Johan Vasquez. W obu sytuacjach prawidłowo zachował się broniący Butez. Zarówno drużyny Genoi, jak i Como mogły się cieszyć – ta pierwsza ugrała remis, zaś ta druga przynajmniej nie przegrała meczu.