Co z defensywą Arsenalu bez Gabriela i Saliby? 5 wniosków po 15. kolejce Premier League

Za nami już 15. kolejka Premier League, a w wyścigu o mistrzostwo zaczyna robić się ciekawie. Po minionym weekendzie z angielską piłką standardowo omawiamy szerzej 5 wybranych tematów: brak Saliby i Gabriela, mniejsza zależność ofensywy Man City od Haalanda, zmiana systemu w Leeds, ataki pozycyjne Brighton oraz mission impossible Wolves.

Arsenal dużo traci na nieobecności Gabriela Magalhaesa i Williama Saliby

Arsenal już trzeci sezon posiada najlepszą defensywę w Premier League. Dotychczas nie sypała się ona nawet, gdy do składu musiał wskoczyć któryś z rezerwowych. W poprzednim sezonie obok Gabriela Magalhaesa radził sobie Jakub Kiwior. W obecnych rozgrywkach nie było widać wielkiej różnicy, gdy do jedenastki wskakiwali gracze sprowadzeni w letnim okienku transferowym – Piero Hincapie oraz Cristhian Mosquera. Dopiero jednak, gdy obaj podstawowi stoperzy są kontuzjowani, widać ich nieobecność. Ostatnie trzy ligowe mecze Arsenal musiał radzić sobie bez nich i zdobył 4 punkty (remis z Chelsea, zwycięstwo z Brentford i porażka z Aston Villą), a ogólny poziom gry – nie tylko bronienia – był niższy niż standardy z obecnego sezonu.

REKLAMA

W minionej kolejce na Villa Park Kanonierzy zagrali najsłabiej w defensywie w tym sezonie. Trzeba oddać, że trafil na trudnego przeciwnika, który miał jakość w ofensywie, plan na mecz i potrafił go realizować, natomiast liczba szans do jakiej dopuścił Arsenal jest bardzo niepokojąca. Villa stworzyła 5 „dużych okazji” (big chances) i wykreowała 2,27 xG (goli oczekwanych), a dotychczas Arsenal w tym sezonie Premier League tylko raz dopuścił rywali do stworzenia szans wycenianych na ponad 1 xG. Bez Saliby spada jakość w rozegraniu i można odnieść wrażenie, że jego wyjścia ze strefy za napastnikiem sprawiają, że zespół jest bardziej kompaktowy. Gabriel króluje natomiast w powietrzu i w obronie własnego pola karnego. Przynajmniej jeden z nich jest niezbędny, aby zespół funkcjonował na poziomie, jakiego oczekuje się od faworyta do mistrzostwa Anglii.

Manchester City jest coraz mniej uzależniony od Erlinga Haalanda

Zespół Pepa Guardioli na początku sezonu w strzelaniu bramek był bardzo uzależniony od Erlinga Haalanda. W podsumowaniu poprzedniej kolejki pisaliśmy, że w tej materii Norweg zaczyna mieć wsparcie od Phila Fodena. Teraz, po zwycięstwie z Sunderlandem (3:0) możemy napisać, że ofensywa The Citizens robi się jeszcze mniej zależna od Erlinga Haalanda. W sobotę Norweg nie brał brał udziału przy żadnej z trzech akcji bramkowych. Z 18 strzałów całego zespołu tylko jeden był autorstwa 25-latka. Z 41 kontaktów z piłką w polu karnym wszystkich zawodników łącznie, Haaland dołożył tylko dwa. Nie wykreował żadnej okazji. Był anonimowy, a mimo to Manchester City nie miał problemów ze stwarzaniem szans i strzelaniem goli.

Meczów, w których Erling Haaland nie tylko nie wpisuje się na listę strzelców, ale też nie jest w czołówce najczęściej strzelających oraz dotykających piłkę w obrębie szesnastki rywali graczy w zespole w całym sezonie na pewno nie będzie dużo. Niemniej jednak, jeśli w takich okolicznościach Obywatele potrafią odnieść komfortowe zwycięstwo to Pep Guardiola musi być zadowolony, bowiem to dobry prognostyk na przyszłość. Phil Foden kontynuuje bardzo dobrą formę strzelecką (piąty gol w trzecim kolejnym meczu ligowym), zaczęły wpadać bramki ze stałych fragmentów gry (czwarty gol w czwartym kolejnym meczu ligowym), w dobrej formie są także skrzydłowi – Jeremy Doku i Rayan Cherki, którzy łącznie zanotowali 11 kluczowych podań (Belg 5, Francuz 6).

Umiejętność gry w dwóch różnych systemach będzie atutem Leeds w walce o utrzymanie w Premier League

Momentem zwrotnym dla Leeds w tym sezonie może być przerwa spotkania z Manchesterem City w 13. kolejce Premier League. Przy stanie 0:2 Daniel Farke zdecydował się odejść od standardowego dla zespołu ustawienia 4-3-3 (czy też 4-1-4-1) na rzecz formacji 5-3-2. Przeciwko The Citizens beniaminek odrobił dwubramkową stratę, ale nie był w stanie jej utrzymać i w doliczonym czasie gry stracił gola na 2:3. W następnym spotkaniu z Chelsea Farke pozostał przy nowym systemie 5-3-2 i jego zespół na własnym stadionie zagrał bardzo dobry mecz i zgarnął komplet punktów, wygrywając 3:1. Można było spodziewać się, że grając w ten sposób sprawią też wiele kłopotów Liverpoolowi, który słabo radzi sobie z rywalami grającymi bezpośrednio i stosującymi wiele dalekich podań.

Arne Slot dobrze jednak przygotował swój zespół przeciwko temu, jak chciało grać Leeds. Pawie nie stwarzały wiele zagrożenia pod bramką przeciwnika do momentu, gdy trener nie zdecydował się na zmianę ustawienia. Tym razem z 5-3-2 wrócił na 4-3-3 i gospodarze przejęli inicjatywę. Koncentrując się na kombinacyjnych atakach lewą stroną odrobili dwubramkową stratę (z 0:2 na 2:2), a potem nie załamali się mentalnie, gdy stracili kolejną bramkę i znów wyrównali stan meczu, wyrywając punkt. Umiejętność gry w dwóch systemach powinna być atutem Leeds w walce o utrzymanie w Premier League, skoro zmieniając sposób gry potrafili zaskoczyć Liverpool oraz Manchester City.

Brighton musi poprawić ataki pozycyjne

W 15. kolejce Premier League Brighton straciło punkty na własnym stadionie przeciwko West Hamowi, remisując 1:1. Mewy utrzymywały się przy piłce aż przez 68% czasu. To rekordowy wynik w tym sezonie, a za kadencji Fabiana Hurzelera – według portalu FB Ref – tylko w trzech meczach mieli taki sam lub wyższy wskaźnik. Co ciekawe, żadnego z tych czterech spotkań nie wygrali. West Ham z premedytacją nastawił się na niską obronę i zmuszenie przeciwnika do gry w ataku pozycyjnym, co okazało się dobrą strategią do około ostatniego kwadransa gry. Brighton pierwszy celny strzał oddało dopiero w 89. minucie.

Zespół Fabiana Hurzelera nie jest typowo nastawiony na kontrataki, ale lubi grać w ataku szybkim, wykorzystując przestrzeń za linią obrony. Brighton potrafi grać krótkimi podaniami, poziom techniczny zespołu jest wysoki. Obserwując grę Mew w ataku pozycyjnym widać odpowiednią strukturę, często zagrywają podania mijające formacje przeciwnika znajdując zawodników ustawionych między liniami, ale problem pojawia się, gdy trzeba znaleźć sposób na wprowadzenie piłki w pole karne. Być może warto bardziej skoncentrować się na atakach bocznymi sektorami boiska, ponieważ podopieczni Hurzelera w meczu z West Hamem wykorzystywali szerokość boiska głównie do dośrodkowań, a brakowało kombinacyjnych akcji czy wygrywania pojedynków w tych strefach.

Rob Edwards podjął się mission impossible

Rob Edwards przejmując Wolverhampton podjął się bardzo trudnej misji, aby utrzymać drużynę w Premier League. Po 11 kolejkach Wilki miały zaledwie 2 punkty, co dawało oczywiście ostatnie miejsce w tabeli. Pod wodzą nowego szkoleniowca Wolves zagrało cztery mecze i nie zdobyło żadnego punktu. Klub jest na kursie do rozegrania najgorszego sezonu w historii Premier League, a występ na własnym stadionie w poniedziałkowym meczu z Manchesterem United (1:4) był poniżej wszelkiej krytyki. Gra Wolves idealnie odzwierciedlała ich sytuację w tabeli i dawała przekaz, iż ten zespół nie pasuje do tej ligi.

REKLAMA

Wolves przeciwko Manchesterowi United wyglądało dość podobnie do jedynego zespołu prowadzonego przez Roba Edwardsa w Premier League – Luton Town z sezonu 2023/24, ale z ich najgorszych występów. Ustawienie z trójką środkowych obrońców, nastawienie na krycie jeden na jednego na całym boisku, co przy niższej jakości indywidualnej piłkarzy okazało się gwoździem do trumny, ponieważ zostawiało rywalom sporo przestrzeni między liniami oraz za plecami obrońców. W ofensywie natomiast bazowali na dalekich podaniach na połowę przeciwnika oraz dośrodkowaniach w pole karne. Oczywiście nowy szkoleniowiec dopiero co zaczął pracę z zespołem, ale tutaj czasu na cierpliwe budowanie nie ma. Jeśli zespół ma jeszcze utrzymywać nadzieje na utrzymanie to Rob Edwards musi przemyśleć swój pomysł na Wolverhampton.

Co jeszcze wydarzyło się w 15. kolejce Premier League?

  • Chelsea zgubiła punkty w trzecim kolejnym meczu ligowym. W minionej serii spotkań zremisowali bezbramkowo z Bournemouth na wyjeździe (0:0) po kiepskim meczu. Nieobecność zawieszonego Caicedo odbija się na zespole.
  • Newacastle na własnym stadionie pokonało Burnley (2:1) i ich dorobek po listopadowej przerwie na mecze reprezentacyjne to 10 punktów na 12 możliwych.
  • Świetną serię ma Everton Davida Moyesa. Zwycięstwo z Nottingham Forest (2:0) przed własną publicznością było czwartym w ostatnich pięciu meczów.
  • Na Tottenham Hotspur Stadium przyjechał były zespół Thomasa Franka, jednak Koguty pewnie pokonały Brentford (2:0), a Duńczyk wyszedł zwycięsko z pojedynku ze swoim byłym członkiem sztabu szkoleniowego, Keithem Andrewsem.
  • Crystal Palace odniosło drugie wyjazdowe zwycięstwo z rzędu. W niedzielę pokonało Fulham (2:1) i wskoczyło na 4. pozycję w ligowej tabeli.
SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    142,661FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ