Ostatnie tygodnie były najgorszym okresem Pepa Guardioli w roli szkoleniowca Manchesteru City. Angielski gigant, który przez minione sezony zazwyczaj pokazywał swoje plecy ligowym rywalom, obecnie ma problemy ze zdobywaniem punktów w Premier League. Taka sytuacja miała działać na korzyść Rubena Amorima. Portugalczyk przepracował na ławce Manchesteru United sześć spotkań, wygrywając trzy z nich. Bodø/Glimt, Everton oraz Viktoria Pilzno nie byli jednak rywalami, których pokonanie mogłoby zostać zapisane jako cenny skalp w krótkiej przygodzie byłego opiekuna Sportingu Lizbona z Czerwonymi Diabłami. Amorim staną przed szansą kupienia kibiców swojej drużynie dzięki pokonaniu lokalnego rywala. Pep Guardiola z kolei liczył na przełamanie i odbicie się po serii niekorzystnych wyników spotkań.
Derbowe starcie rozgrzewało na długo przed pierwszym gwizdkiem, a swoje dorzucił także szkoleniowiec United. Ruben Amorim zdecydował się bowiem pominąć Marcusa Rashforda oraz Alejandro Garnacho przy ustalaniu kadry meczowej.
Od pierwszych minut to gospodarze starali się prowadzić grę. Nie minął kwadrans meczu, a portugalski trener Manchesteru United musiał dokonać korekty w składzie, zamieniając kontuzjowanego Masona Mounta na Kobbiego Mainoo. Na pierwszą ciekawszą okazję kibice czekać musieli do 22. minuty, gdy odważną (ale niecelną) próbę strzału z dystansu podjął Phil Foden. Niedługo później swoją okazję miał Ruben Dias, jednak wynik pozostawał bez zmian. Po drugiej stronie boiska przed szansą stanął Amad Diallo, ale arbiter słusznie zauważył spalonego.
United do przerwy bez celnego strzału, City zapunktowało po stałym fragmencie
Impas w oddawaniu celnych strzałów został przełamany w 36. minucie, gdy po rzucie rożnym bitym na raty najwyżej w polu karnym wyskoczył Josko Gvardiol. Chorwat nie zachwycał ostatnio w defensywie, ale był w stanie zrobić różnicę w polu karnym rywala, dając prowadzenie Obywatelom. Chwilę później Kyle Walker zgłosił swoją kandydaturę do przyszłorocznych Oscarów, sugerując uderzenie w twarz ze strony Rasmusa Højlunda. Ciarki żenady? Jak najbardziej. Doszło do przepychanek, a Anglik i Duńczyk otrzymali żółte kartki.
Przed przerwą Diallo uzbierał kolejne dwa spalone, jednak City utrzymywało przewagę jednego gola. Gary Neville w studiu SkySports postawę obu drużyn określił mianem derbów osłów. Angielskie media były mocno rozczarowane poziomem spotkania. A skoro mowa o SkySports — Nick Wright zauważył, że obie drużyny przez pierwsze 60 minut wymienili 650 podań, zaliczając ledwie 7 kontaktów z piłką w polu karnym rywala.
Kosmiczna końcówka
Niewiele wskazywało na to, że bezpieczny mecz zdoła się rozkręcić. Emocje zapewnić mógł Bruno Fernandes, który na kwadrans przed końcem regulaminowego czasu gry podciął piłkę nad Edersonem po świetnym podaniu Højlunda. Futbolówka nie wturlała się jednak za linię bramkową. Wszystko wskazywało na to, że Manchester United polegnie w starciu z Manchesterem City, ale… No cóż. Obserwowaliśmy nieprawdopodobną końcówkę, która przekroczyła granicę logiki. Matheus Nunes chciał wycofać piłkę do Edersona i… Wystawił ją Diallo, który został sfaulowany w polu karnym. Jedenastkę wykorzystał Bruno Fernandes. Kilkadziesiąt sekund później Diallo trafił na 2:1, wykorzystując podanie na wolne pole, oraz niepewne wyjście Edersona i chaos w defensywie City.
Autodestrukcja Manchesteru City postępuje! Co za scenariusz!
— Viaplay Sport Polska (@viaplaysportpl) December 15, 2024
2:1 dla Manchesteru United w #domPremierLeague pic.twitter.com/mVklmMeUM1
Czerwone Diabły przez 88 minut prezentowały się słabo, by w dwie minuty odwrócić losy rywalizacji. Coś niesamowitego! Pep Guardiola nie mógł uwierzyć w to, co odwalili jego podopieczni. Tego meczu nie można było przegrać, a jednak Manchester City na własne życzenie został pokonany. Znowu.