Co może niepokoić przed EURO po pierwszym zgrupowaniu Paulo Sousy?

Paradoksalnie, to nie mecze z rywalami pokroju Anglików najbardziej definiują, czy na EURO możemy jechać po „coś”. Najważniejszy w tym kontekście mecz był z Węgrami. Niestety, jako, że był to pierwszy test Paulo Sousy, a w nim zabrakło mu po prostu znajomości polskiej piłki to jest on moim zdaniem niemiarodajny. Dlatego pierwsze zgrupowanie nowego selekcjonera nie dało nam wielu odpowiedzi w kontekście nadchodzącego EURO. Pokazało nam przede wszystkim sposób, w jaki chce budować tą kadrę.

Dwie twarze reprezentacji Polski

Skoro Paulo Sousa zastąpił Jerzego Brzęczka głównie dlatego, że chcieliśmy przestać bać się mocniejszych rywali i zacząć z nimi nawiązywać równorzędną walkę to mecz z Anglią nie dał nam jednoznacznej odpowiedzi, czy Portugalczyk jest w stanie to zrobić. Pierwsza połowa – istne flashbacki z najgorszych meczów Jerzego Brzęczka, wyjazdów do Holandii i Włoch. Zero strzałów, jeden kontakt w polu karnym, nieumiejętność wymiany nawet kilku podań. Strata za stratą. Druga – obiecująca, było kilka okazji lub ich zalążków, które przy lepszych decyzjach mogłyby się zamienić w strzały na bramkę Nicka Pope’a. O ile w pierwszej części gry Robert Lewandowski pewnie zostałby wyłączony z gry tak, jak z Włochami, tak po obejrzeniu drugiej odsłony meczu śmiało możemy gdybać, jak skończyłby się ten mecz z naszym kapitanem na boisku. Oczywiście przy odpowiedniej dozie szczęścia.

REKLAMA

Paulo Sousa znów odmienił zespół zmianami i po raz kolejny trzeba zapisać plus na jego konto w rubryce „reakcja na wydarzenia boiskowe”. Oczywiście, przeciwnicy powiedzą, że jest to wypadkowa złych wyborów w wyjściowej jedenastce i po części jest to prawda. Niemniej jednak, Sousa ma ten atut, że kadra naszej reprezentacji jest szeroka i wyrównana, jak nigdy, więc zawsze może ratować mecz roszadami.

Co z defensywą?

Po meczu z Węgrami mocno obawiałem się o naszą defensywę. W końcu po raz pierwszy od października 2018 roku straciliśmy 3 gole w jednym spotkaniu. I to nie z żadnym potentatem, a reprezentacją Węgier. Błędy w obronie były wynikiem niezgrania naszej defensywy, która wyszła na boisko bez swojego lidera, Kamila Glika i w nowym ustawieniu – trójką stoperów i wahadłowymi. Z Andorą jednak w pełni kontrolowaliśmy spotkanie pozwalając rywalowi tylko na jeden strzał, a wczoraj – mimo dwóch straconych bramek po stałych fragmentach gry – Anglicy wcale nie wykreowali sobie wielu sytuacji.

Osobiście odniosłem wrażenie, że piłkarze Garetha Southgate’a długimi fragmentami grali na pół gwizdka. Tak, jakby byli przeświadczeni, że i tak bramki nie stracą i pewnie zgarną 3 punkty. Ale po chwili namysłu doszedłem do wniosku, że tak wygląda dziś piłka reprezentacyjna. Tu nikt nie gra efektownie, a każdy stara się grać efektywnie. EURO, kiedy każdy przyjedzie już wyczerpany tym skumulowanym w krótkim czasie sezonem nie będzie wyjątkiem. To będzie turniej zmęczonych nóg. Dlatego każdy indywidualny błąd będzie miał kolosalne znaczenie. A takowych niestety nasi reprezentanci popełniali sporo na pierwszym zgrupowaniu Paulo Sousy. Z czego to wynika?

Autorskie ustawienie Paulo Sousy

Moim zdaniem w dużej mierze z ustawienia, które forsuje Paulo Sousa, a do którego niestety nie mamy wykonawców (o czym pisałem już kilka zdań po meczu z Węgrami). Obrońca dobrze wyprowadzający piłkę? Na siłę można wrzucić Bednarka i Bereszyńskiego, dla którego jednak nie jest to nominalna pozycja. Lewonożny środkowy obrońca? Brak. Prawe wahadło? Eksperyment z Jóźwiakiem można ocenić pozytywnie, ale to jednak skrzydłowy. Dobrego lewego wahadłowego też nie mamy, ale to samo możemy powiedzieć o lewej obronie, więc to nie wina ustawienia. Gracze do przedniej formacji podwieszeni za napastnika? Lewandowski może pełnić taką rolę przez jego wszechstronność, ale najlepszego strzelca jednak wypadałoby trzymać bliżej pola karnego. Piątek jest typową „9-tką”. Milik – wbrew opinii, która się utarła – nie jest stworzony do gry kombinacyjnej. Zieliński z Węgrami pokazał, że większy wpływ na grę zespołu ma, kiedy jest cofnięty głębiej i gra przodem do bramki.

Historia kariery trenerskiej Paulo Sousy pokazuje, że prawdopodobieństwo zmiany systemu gry do EURO jest minimalne. Raczej spośród wielu piłkarzy będzie szukał kandydatów, którzy charakterystyką pasują do poszczególnych pozycji. Jest to zdecydowanie inna szkoła prowadzenia reprezentacji niż ta Jerzego Brzęczka (mimo, że gra na razie niewiele się zmieniła), który na zgrupowanie zapraszał po prostu najlepszych aktualnie polskich piłkarzy. Czy lepsza – można debatować. Na pewno wymagająca autorskich pomysłów selekcjonera, prawdopodobnie o większym potencjale i potrzebująca więcej czasu na udoskonalenie gry reprezentacji. A my niestety tego czasu nie mamy.

A gdyby tak zostawić Brzęczka…

Teraz możemy tylko przypuszczać, jednak analizując wyniki za kadencji Jerzego Brzęczka najprawdopodobniejszym scenariuszem minionego zgrupowania byłoby 6 punktów – wygrane z Węgrami i Andorą oraz przegrana z Anglią. Zresztą taki dorobek punktowy też zakładało najwięcej osób i takiego też oczekiwaliśmy. Na ten moment mamy cztery i – mimo, że ufam Paulo Sousie i oceniam go znacznie mniej krytycznie niż sporo ekspertów w naszym kraju – to zasadnym staje się pytanie: czy Jerzego Brzęczka nie należało zwolnić dopiero po EURO? Nowe otwarcie, szlifowanie bardziej odważnej taktyki i czas na eksperymenty w Lidze Narodów – to zdecydowanie ułatwiłoby pracę nowemu szkoleniowcowi. A Mistrzostwa Europy? Po pierwszym zgrupowaniu Paulo Sousy nie powiedziałbym, że nasze szanse na sukces jakkolwiek drgnęły. Spodziewam się tego samego, czego spodziewałem się po ostatnim zgrupowaniu Jerzego Brzęczka.

Obserwuj autora na Twitterze i Facebooku

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,722FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ