Czołowy polski zespół bardzo słabo zaczyna sezon ligowy. Po 11 kolejkach ma tylko 3 zwycięstwa na koncie i bliżej mu do strefy spadkowej niż planowanej walki o mistrzostwo. Ten sam zespół, zbiera pochwały za grę w europejskich pucharach. Eksperci mówią o braku szerokiej kadry, która odbija się na gorszych wynikach w Ekstraklasie, a działacze stają przed dylematem, czy warto dalej ufać własnemu trenerowi. Mowa o… Lechu Poznań z ubiegłego sezonu, w którym Dariusz Żuraw dostał szansę wyjścia z kryzysu, a kilka miesięcy później został zwolniony. Czy Czesława Michniewicza czeka podobny scenariusz w Warszawie?
Zdaniem dziennikarzy – Michniewicz póki co może spać spokojnie. Piotr Koźmiński z Wirtualnej Polski, powołując się na „wysoko postawioną osobę w Legii” napisał wczoraj, że obie strony „pracują dalej„. Z kolei Tomasz Włodarczyk z portalu meczyki.pl, usłyszał, że „trzeba się na spokojnie zastanowić co dalej„. Media informują więc dzisiaj, że szkoleniowiec Legii może czuć się spokojny o swoją posadę. Moim zdaniem to zwykła zasłona dymna i Dariusz Mioduski już zastanawia się nad nazwiskiem jego następcy. Z oczywistych względów, nikt w Legii nie powie dziennikarzom, że dni Pana Czesława są policzone. Wszyscy doskonale znamy jednak charakter właściciela Legii, który deklarował zaufanie trenerom, by po kilku dniach wręczać im wypowiedzenie. Dlatego właśnie, posada obecnego szkoleniowca może wisieć na włosku.
Przypomnijmy zresztą wywiad, który w czerwcu Mioduski udzielił portalowi legia.net
Trener Michniewicz ma duże doświadczenie i wiedzę, ale do pucharów europejskich przygotowuje się po raz pierwszy. Jako klub przekazaliśmy mu wytyczne, że treningi powinny zacząć się miedzy 2 a 4 czerwca, aby mieć 5 tygodni na przygotowania. Trener przesunął jednak termin na 7 czerwca, a na koniec przedłużył jeszcze urlop kilku kluczowym zawodnikom, wiedząc, że kilku innych przebywa na kadrach i nie będą z nami trenowali od początku. To jego decyzje i bierze za nie odpowiedzialność. Ale nie powinien potem być zaskoczony sytuacją, do której sam tymi decyzjami doprowadził.
Dariusz Mioduski dla portalu legia.net
Czy po takich słowach możemy być pewni zaufania Mioduskiego względem Michniewicza? Absolutnie nie.
Punktem odniesienia dla obecnej sytuacji Legii wydaje się zeszły sezon w wykonaniu Lecha
Wówczas Dariusz Żuraw dostał zaufanie ze strony właścicieli klubu, którzy postanowili wytrzymać ciśnienie i poczekać na dalszy rozwój wypadków. Wydawało się, że Kolejorz ma potencjał, by przezwyciężyć problemy. Problem polegał jednak na tym, że drużyna nawet po udanym meczu, za chwilę znów popadała w przeciętność. Cierpliwość nie popłaciła, a finalnie lepszym rezultatem okazało się zatrudnienie Macieja Skorży, który spokojnie przebudował drużynę i w kolejnym sezonie notuje nieporównywalnie lepsze rezultaty.
Oczywiście, musimy tutaj zwrócić uwagę na dwa kluczowe czynniki. Obecny Lech nie gra w europejskich pucharach. Skorża może skupić się na jednym celu, a jednocześnie mimo braku wpływów z gry w Europie, Kolejorza stać było na kilka wzmocnień. W wypadku Legii, budżet od lat zakłada grę w fazie grupowej Ligi Europy. Bez niej, mogą pojawić się finansowe kłopoty. Lech mógł pozwolić sobie na ryzyko, Legia granicę błędu ma zdecydowanie mniejszą. Drugą różnicą są wyniki na arenie międzynarodowej. Kolejorz po awansie radził już sobie słabo, ale Legia ma za sobą zwycięstwa nad Leicester oraz Spartakiem Moskwa. Ewentualne wyjście z grupy, a może i „coś więcej” to zastrzyk finansowy, który może wynagrodzić niepowodzenia w Ekstraklasie.
Co na to Michniewicz?
Nie martwię się o swoją przyszłość, martwię się szóstą porażką. Co będzie, to będzie. Pracuję najlepiej jak potrafię. Początek sezonu mieliśmy trudny, walczyliśmy w pucharach. Cel nadrzędny, jaki postawiono przede mną, jak tutaj przychodziłem, był taki, że Legia ma grać przynajmniej w Lidze Konferencji albo Lidze Europy. To się udało. Lipiec i sierpień, to były dla nas trudne miesiące, potraciliśmy dużo punktów, zespół tworzył się na nowo. Odeszło wielu piłkarzy, dziś to kompletnie nowa drużyna, która jest cały czas w budowie. Mam świadomość, co się dzieje w takich sytuacjach. Ale co będzie, to będzie.
Czesław Michniewicz, konferencja po meczu z Lechem
Osobiście nie zgodzę się tutaj z trenerem Legii. Jasne, jego zespół opuściło kilku piłkarzy, ale czy możemy mówić o dramatycznych osłabieniach? Z jedenastki, która w kwietniu zremisowała z Lechem odeszli Juranovic oraz Shabanov, a kontuzjowany jest Kapustka. Jednocześnie, do Warszawy przybyło wielu ciekawych piłkarzy jak Emreli, Hohansson, Kharatin czy Kastrati. Zrzucanie winy na odejście zawodników jest nietrafione. W tym momencie wrócić można do wypowiedzi Mioduskiego z czerwca, gdy właściciel ostrzegał, że trener na własną odpowiedzialność podejmuje wybory wbrew wytycznym.
Wydawało się, że dla Michniewicza kluczowe będzie starcie z Lechem
Legia przegrała, więc to oczywiste, że wiara w pokonanie kryzysu jest mniejsza. Moim zdaniem rozmowy z następcą – a wiele wskazuje na to, że mógłby nim być Stanisław Czerczesow, już trwają. Czas nie gra na korzyść Pana Czesława, który w czwartek zmierzy się z Napoli. Jeśli wygra – da argument za kolejnymi szansami. Jeśli przegra, nastrój będzie jeszcze gorszy, a najdelikatniej rzecz ujmują, legioniści nie będą faworytem tego meczu. Potem odbędą się jeszcze starcia z Piastem (liga), Świtem Skowlin Szczecin (Puchar Polski), Pogonią (liga), rewanż z Napoli, a także pojedynek ze Stalą Mielec. Być może logiczne byłoby powierzenie Michniewiczowi zadania odrabiania punktów w lidze i weryfikacji tych zadań po meczu ze Stalą, gdy nadejdzie przerwa na reprezentację?
Niezależnie na co zdecyduje się Dariusz Mioduski, warto, żeby to była przemyślana decyzja. Tu nie ma jednej, dobrej opcji – każdy wybór niesie za sobą konsekwencje i żaden nie jest gwarancją sukcesu.