Przed startem obecnego sezonu w mediach wiele mówiło się o potencjalnej zmianie trenera w Leeds jeszcze przed pierwszą kolejką. Z jednej strony, mogło to dziwić, ponieważ Daniel Farke w poprzednim sezonie wygrał z Pawiami Championship. Z drugiej, dla niemieckiego szkoleniowca był to trzeci awans w karierze, jednak w dwóch poprzednich przypadkach nie radził sobie w najwyższej klasie rozgrywkowej. Za pierwszym razem prowadzone przez niego Norwich spadło do Championship, zajmując ostatnie miejsce. Z kolei w drugim podejściu właściciele Kanarków okazali mniej cierpliwości i zwolnili Farke na początku listopada w momencie, gdy zespół był na samym końcu stawki. Niewiele to jednak zmieniło, ponieważ Norwich w równie kiepskim stylu na koniec sezonu pożegnało się z elitą.
Daniel Farke wyciągnął wnioski
Po kilkuletniej przygodzie w Norwich, które pod wodzą Farke balansowało pomiędzy Premier League a jej zapleczem, do obecnego trenera Leeds przypięta została łatka specjalisty od awansów, który jednak w następnym sezonie nie potrafi dostosować stylu gry do wymagań wyższej ligi. Prowadząc Norwich Farke w obu sezonach, które rozgrywał w najwyższej dywizji, chciał, aby zespół nie zmieniał swojego sposobu gry. Ufał temu, co działało w Championship, jednak mając za przeciwników, zespoły o znacznie wyższej jakości kończyło się to katastrofą. Norwich za jego kadencji chciało grać atrakcyjnie — utrzymywać się przy piłce i grać krótkimi podaniami. Mieli oni jednak za mało jakości, aby taka gra sprawdziła się w Premier League.
Przy trzecim podejściu do Premier League Farke nieco zmienił swoje postrzeganie futbolu. W letnim oknie transferowym do klubu w większości przyszli zawodnicy o ponadprzeciętnych warunkach fizycznych. Był to sygnał, że zespół niemieckiego szkoleniowca ma nie tylko grać atrakcyjnie w piłkę, ale też nie powinien zostać zdominowany fizycznie przez rywali, jak to było w przypadku Norwich. I rzeczywiście tak jest. Farke dalej chce, aby jego zespół grał wysokim pressingiem i budował akcje krótkimi podaniami. Niemniej, gdy plan A się nie sprawdza, Leeds jest gotowe zmienić swój sposób gry na bardziej bezpośredni.
Trudne nadchodzące tygodnie
Mimo wszystko, patrząc na tabelę, efektów zmiany podejścia trenera nie widać. Po 13 kolejkach Leeds ma tylko 11 punktów i znajduje się w strefie spadkowej. W mediach już sporo mówi się o przyszłości Farke, a nadchodzące tygodnie mogą okazać się decydujące. Biorąc pod uwagę, że do końca roku Leeds zagra kolejno z Chelsea, Liverpoolem, Brentfordem, Crystal Palace i Sunderlandem, a więc wszystkimi zespołami z górnej połowy tabeli, nie wygląda to obiecująco. Zresztą w nowym roku nie jest lepiej. Trzy pierwsze starcia to dwa mecze z zespołami znajdującymi się aktualnie w pierwszej dziesiątce – Liverpoolem i Manchesterem Unted oraz Newcastle, tegorocznym uczestnikiem Ligi Mistrzów.
Oczywiście, w Premier League każde spotkanie jest wymagające, jednak nie będzie zdziwieniem, jeśli Daniel Farke nie przetrwa tej serii spotkań. Kiedy zespół wpadnie w spiralę porażek, a strata do bezpiecznych miejsc tylko będzie się powiększać, dla właścicieli klubu będzie to idealny pretekst do zwolnienia obecnego trenera. Zważywszy na fakt, że umiejętności trenerskie Farke były kwestionowane przez klub już przed startem sezonu, obecna sytuacja Leeds powinna tylko utwierdzać nas w przekonaniu, że jeżeli w najbliższym czasie nie dojdzie do poprawy wyników, na Elland Road dojdzie do zmiany szkoleniowca.
Gra Leeds nie wygląda tak źle
Pod jednym względem Daniel Farke może być jednak optymistą. Sama gra Leeds nie wygląda tak źle, jak ich miejsce w tabeli. Pawie po prostu nie mają szczęścia. Według danych na stronie Uderstat ekipa Farke „powinna” zdobyć prawie siedem punktów więcej niż ma w rzeczywistości. Pod tym względem bardziej pechowe jest jedynie ostatnie w tabeli Wolves. Zresztą w tabeli sporządzonej na bazie punktów oczekiwanych Leeds jest w środku stawki, na jedenastym miejscu. Potwierdzają to również wyniki. Aż pięć z ośmiu porażek to tylko różnica jednego gola. W większości tych spotkań Leeds było zresztą równorzędnym zespołem. Jedyne mecze, w których byli wyraźnie słabsi od rywali to porażki z Arsenalem (0:5) oraz Brighton (0:3) na wyjazdach.
Daniela Farke przed nadchodzącymi tygodniami może cieszyć również to, że jego zespół potrafi postawić się silniejszym. Co prawda, Leeds przegrało z Tottenhamem (1:2) czy w ostatnich dwóch meczach z Aston Villą (1:2) oraz Manchesterem City (2:3), jednak we wszystkich tych spotkaniach grali jak równy z równym. Wyjątkiem była jedynie pierwsza połowa starcia z The Citizens. W przerwie jednak Niemiec zmienił sposób gry i dzięki temu Pawie wróciły do meczu. Farke zdjął dwóch skrzydłowych – Daniela Jamesa i Wilfrieda Gnonto, a w ich miejsce posłał na murawę napastnika Dominica Calverta-Lewina oraz środkowego obrońcę Jakę Bijola. Leeds zmieniło ustawienie z 4-1-4-1 na 5-3-2 i przeszło na grę bardziej bezpośrednią dalekimi podaniami w stronę dwójki napastników.
Leeds potrzebuje wzmocnień
Wspomniany mecz to również przykład tego, że Leeds jest znacznie bardziej wszechstronne niż poprzednie zespoły Farke. Zresztą Pawie od pola karnego do pola karnego nie wyglądają źle. Problem jest jednak pod obiema bramkami. Według modelu xG Leeds „zasłużyło” na cztery gole więcej, natomiast „powinno” stracić 6-7 mniej. W obu tych statystykach większą dysproporcję na niekorzyść ponownie ma jedynie Wolverhampton. Z jednej strony może to wynikać po prostu z braku szczęścia. Z drugiej, jeżeli ten trend będzie utrzymywał się dłużej, można to tłumaczyć też słabszymi umiejętnościami piłkarzy.
Według statystyki PSxG (Post-Shot Expected Goals), która na podstawie jakości oddanych strzałów określa, ile dany bramkarz powinien stracić goli, jedynie Wolves i Bournemouth mają gorszych golkiperów. Lucas Perri i Karl Darlow łącznie przepuścili 3,5 gola więcej niż przeciętny bramkarz. Z kolei po drugiej stronie boiska drużynie z Elland Road brakuje piłkarzy regularnie trafiających do bramki. Więcej niż dwa gole w obecnym sezonie ma jedynie Felix Nmecha (4). Na drugm miejscu w klasyfikacji strzelców z dorobkiem dwóch trafień znajdują się Calvert-Lewin, Noah Okafor i środkowy defensor Joe Rodon.
Zarządzających klubem czeka teraz test cierpliwości. Czy pożegnają oni trenera przy pierwszej lepszej okazji, czy jednak dadzą mu kredyt zaufania i w zimie wzmocnią zespół tak, aby miał więcej argumentów w walce o utrzymanie. Zwolnienie obecnego szkoleniowca byłoby najprostszym rozwiązaniem. Głębsze statystyki wskazują jednak, że Leeds nie gra tak źle i w dużej mierze brakuje im szczęścia. Dla samego Daniela Farke zwolnienie byłoby w głowach kibiców umocnieniem przekonania, że Premier League to dla niego za wysokie progi. Jednak każdy, kto nieco uważniej śledził poczynania jego zespołu, wie, że z poprzednich lekcji 49-latek wyciągnął wnioski.
