Chrobry Głogów w ramach 16. kolejki Betclic 1 Ligi przyjechał do Pruszkowa, by mierzyć się z najsłabszym w stawce Zniczem. Duża różnica punktowa między zespołami nie była widoczna na murawie, ale ostatecznie głogowianie i tak zwyciężyli 2:0. Kto był ich bohaterem, a kto długo nie mógł się wstrzelić? I jaka zmiana w grze Znicza miała pomóc gospodarzom w ofensywie, a ostatecznie okazała się prezentem dla przyjezdnych? Nasze wnioski po tym spotkaniu dotyczą między innymi właśnie tych pytań – zapraszamy do lektury!
1. Były akcje, nie było goli
Do 63. minuty na stadionie w Pruszkowie utrzymywał się bezbramkowy remis. Nie oznacza to jednak, że do tego momentu na boisku niewiele się działo. Obu drużynom nie można było bowiem odmówić zaangażowania, a poza walką sama gra także mogła się podobać. Znicz i Chrobry dobrze prezentowały się w posiadaniu piłki, dzięki czemu były w stanie rozgrywać na jeden kontakt, wymieniać się pozycjami i prowadzić intensywne ataki. Nie brakowało więc ani podań progresywnych, ani dryblingów czy pojedynków siłowych na ziemi lub w powietrzu. Tak naprawdę głównym problemem wspólnym rywalizujących ekip nie było dochodzenie do sytuacji, lecz ich wykorzystywanie.
2. Chrobry na festiwalu pudłowania
Pod względem wykończenia szczególnie rozczarowująco prezentował się Chrobry, który urządził sobie istny festiwal pudłowania. Jego zwycięzcami bez wątpienia byli Mateusz Ozimek i Kacper Laskowski. Pierwszy z nich przodował pod względem liczby i szerokiej gamy niecelnych uderzeń – był nieprecyzyjny i w polu karnym, i poza nim, i z ziemi, i z powietrza. Z kolei jego partner „popisał się” niedokładnością raz, a porządnie. Nie zdołał bowiem posłać futbolówki w światło bramki będąc w świetnej sytuacji, bliżej niż 5 metrów od celu. Kompletnie źle trafił jednak w piłkę (a może nawet się jej nie spodziewał?), więc ta wyleciała poza linię bardzo daleko od słupka. Ten zarzut stracił jednak aktualność w 63. minucie, kiedy 24-latek zrehabilitował się, strzelając gola na wagę 3 punktów. Co ciekawe, nawet ten gol (ostatecznie piękny i robiący ogromne wrażenie), nie padłby… gdyby nie pomyłka Laskowskiego. W momencie kopnięcia poślizgnął się on i najprawdopodobniej właśnie dzięki temu piłka nabrała tak mocnej rotacji i dokrciła się w okienko.
ALE TO ZMIEŚCIŁ! 🔥
— Betclic 1 Liga (@_1liga_) November 7, 2025
👉 Oglądaj wszystkie mecze na @sport_tvppl,
w aplikacji mobilnej lub Smart TV 📺 pic.twitter.com/uXVWJbz7R8
Skupmy się jednak na tym, co działo się przed tym kluczowym wydarzeniem. Chrobry do tego momentu kompletnie nie mógł się wstrzelić. Za to próby Znicza były już znacznie bardziej obiecujące i od czasu do czasu realnie mogły zakończyć się trafieniami. Najbliżej wpisania się na listę strzelców był Daniel Bąk, który z lewej strony boiska oddał groźny, niski strzał. Bramkarz głogowian z trudem jednak interweniował, lekko zmienił kierunek strzału, dzięki czemu zamiast gola był tylko słupek. Z tej samej strony boiska, po złamaniu akcji do środka, ciekawą szansę miał też Radosław Majewski. Jego strzał także został jednak obroniony przez Dawida Arndta. 24-latek był bezbłędny między słupkami bramki Chrobrego, a poza tym dobrze grał nogami. Mógł więc być z siebie bardzo zadowolony, gdyż dzięki niemu żadna z okazji Znicza nie zakończyła się powodzeniem.
3. Co to za podania?
Odpowiednik Arndta po przeciwnej stronie placu gry, Kacper Napieraj, nie może być z siebie równie zadowolony. Nie dość, że w przeciwieństwie do bramkarza gości nie zanotował od czystego konta, to jeszcze inny element jego występu pozostawały wiele do życzenia. Chodzi o celność podań, które absolutnie nie wychodziły 18-letniemu golkiperowi. Nie chodzi tu o drobne potknięcia, ale o mnóstwo (teoretycznie) dalekich podań, które w rzeczywistości nie omijały nawet pierwszych przeciwników. Wyglądało to tak, jakby Napieraj nie potrafił kopiąc podnieść piki w powietrze na wysokość wyższa niż 2-2,5 metra. Wyganianie kolegów dalej od własnej bramki i następujące po nim kolejne błędy były wręcz absurdalne. Można więc się dziwić, dlaczego przy takiej dyspozycji Napieraj wciąż odpowiada za wznowienia z „piątki”. Przecież równie dobrze mógłby to robić któryś z obrońcą, co z pewnością ograniczyłoby liczbę niepotrzebnych strat posiadania.
4. Znicz stworzony do gry piątką obrońców
Znicz Pruszków rozpoczął mecz w ustawieniu z piątką obrońców. Nie była to formacja skrajnie defensywna, gdyż wahadłowi (Dominik Konieczny i Dominik Sokół) podłączali się do akcji ofensywnych. Nie zmienia to jednak faktu, że ich głównym zadaniem było zabezpieczanie tyłów. Łączenie tych funkcji wychodziło im naprawdę dobrze – obaj gracze często brali udział w atakach, a chwilę później byli już ustawieni na swoich nominalnych pozycjach i nie pozwalali sobie nawet na chwilę rozproszenia. Ustawienie z piątką (przechodzącą w trójkę) obrońców wydawało się więc optymalne, a przynajmniej bardzo bezpieczne w kontekście defensywnym.
5. Odważniej (i mniej rozważnie?) minuta po minucie
Czas jednak mijał, a Znicz coraz odważniej myślał o wyjściu na prowadzenie, a nie tylko o bronieniu remisu. Tę zmianę podejście bardzo dobrze obrazowała zmiana organizacji taktycznej zespołu. W drugiej połowie Znicz zaczął bowiem angażować mniejszą liczbę graczy w neutralizowanie przeciwników. Gdy gospodarze byli przy piłce, za rozgrywanie piłki od tyłu i ewentualne zatrzymywanie kontr odpowiedzialna była trójka stoperów. Z kolei po stracie piłki dołączał do nich Konieczny, po czym następowało przegrupowanie na klasyczną czwórkę defensywną. Dzięki temu zabiegowi ruchliwy i wnoszący sporo na połowie przeciwnika Sokół mógł skupić się już tylko na tym. Oczywiście rodziło to też pewne problemy, zwłaszcza że ofensywne trio Chrobrego szybko dostawało piłkę w fazach przejściowych.
Intencja stojąca za zmianą ustawienia jest zrozumiała i zasadna, ale sama decyzja ostatecznie nie przysłużyła się pruszkowianom. Postawienie bardziej na atak nie umożliwiło zdobycia żadnych bramek, natomiast przyczyniło się do powstania dziur w obronie. Chrobry wykorzystał jedną z nich właśnie w akcji bramkowej z 63. minuty, kiedy to brak doskoku i bierność defensorów były jedną z okoliczności sprzyjających trafieniu. W końcówce meczu dzieła dopełnił Piotr Janczukowicz. Jego trafienie było gwoździem do trumny dla Znicza i potwierdzeniem wyższości Chrobrego w drugiej odsłonie spotkania.
Uczenie się na błędach nie jest może najlepszym rozwiązaniem, ale w tym przypadku jest po prostu konieczne. Z perspektywy czasu manewry w defensywie trzeba bowiem nazwać błędnymi, gdyż Znicz gorzej prezentował się w tym drugim wariancie. Być może należy więc ograniczyć tego typu modyfikacje lub przynajmniej poprzedzić je bardziej skrupulatnym treningiem różnych formacji. Aktualnie bowiem wygląda to tak, że Znicz jest dużo lepiej przygotowany do gry z trójką stoperów i wahadłowymi, a także w tym ustawieniu można strzelać gole przy jednoczesnym pilnowaniu własnej bramki.
