Chelsea i Manchester City – co łączy finalistów Ligi Mistrzów?

Oprócz tego, że grają w Premier League mają wiele cech wspólnych i podobieństw. Wymieniając silne strony Chelsea jednocześnie mówimy o City i vice versa. Jeśli mielibyśmy wskazać ich piętę Achillesa to prawdopodobnie większość odpowiedzi także byłaby podobnych. Chelsea i Manchester City najlepiej zaadaptowały się do postpandemicznego futbolu. Jakie są podobieństwa między tymi drużynami i co mówią one nam o aktualnych trendach w futbolu?

REKLAMA

Stalowa defensywa

Chelsea i Manchester City to na obecną chwilę dwie najsilniejsze defensywy w Europie. Dość powiedzieć, że The Blues od przyjścia Tuchela zachowali czyste konta w 18 z 24 meczach. Gdyby wyłączyć feralny mecz z West Bromwich Albion, w którym grając przez ponad godzinę w osłabieniu stracili aż 5 bramek bilans Tuchela wygląda następująco: 23 mecze i 5 straconych goli. Co jednak najważniejsze, Chelsea niemal nie traci goli w najważniejszych meczach. Mierzyli się już z Tottenhamem, Manchesterem United, Liverpoolem, Manchesterem City oraz dwukrotnie z Atletico i Realem. Łącznie 8 meczów i 1 stracona bramka. Wynik kosmiczny, który pewnie jeszcze przez długi czas będzie fundament położony pod ewentualny sukces.

Ekipa Pepa Guardioli za to króluje w całej Premier League w każdej statystyce defensywnej. Najwięcej czystych kont? Manchester City (ex aqueo z Chelsea). Najmniej straconych bramek? Manchester City. Najmniej strzałów, strzałów celnych i strzałów z pola karnego rywali? Manchester City. Najniższy współczynnik goli oczekiwanych przeciwko (xGC)? Oczywiście Manchester City. Po części wynika to z faktu, że Tuchel objął Chelsea dopiero w połowie sezonu, bo tak mógłby śmiało rzucić rękawice Guardioli, jednak to bez wątpienia dwie najlepsze defensywy w Premier League. W tej edycji Ligi Mistrzów The Citizens stracili tylko 4 gole. Transfer Rubena Diasa okazał się strzałem w dziesiątkę. Portugalczyk jest naturalnym liderem formacji, którego brakowało po odejściu Kompany’ego, przy nim urósł John Stones. Ponadto wprowadza spokój, pewność siebie, przez co niektóre interwencje cała defensywa celebruje, jakby właśnie wygrała mecz.

Bardzo szeroka i wyrównana kadra

Kolejnym czynnikiem, który pomógł obu klubom awansować do finału jest bardzo szeroka i wyrównana kadra. Chyba żaden trener nie ma aż takiego komfortu (albo bólu głowy) w ustalaniu podstawowej jedenastki, jak Tuchel i Guardiola. Hiszpan akurat jakiś czas temu wyklarował sobie pierwszą jedenastkę i na najważniejsze mecze posyła w gruncie rzeczy tych samych zawodników, ewentualnie robi 1-2 korekty. Jednak sytuacja w lidze i szerokość kadry pozwala mu na spokojną rotację i oszczędzanie sił kluczowych piłkarzy w meczach o mniejszym ciężarze gatunkowym. Można się zastanawiać, czy czasem takie odcięcie od rytmu meczowego nie wpływa negatywnie na ich formę, ale kluczowe jest tutaj minimalizowanie ryzyka kontuzji.

To jest sezon, w którym przez natężenie meczów urazów jest mnóstwo. Nie wiemy, gdzie byłby teraz Bayern gdyby nie kontuzja Lewandowskiego i Goretzki w kluczowym momencie. Nie wiemy, jak mocno na sezon Liverpoolu wpłynęła plaga kontuzji środkowych obrońców. Możemy zastanawiać się, czy Real nie postawiłby się Chelsea, gdyby Zidane nie musiał kombinować, jak zatuszować braki Ramosa i Mendy’ego w pierwszym meczu oraz mógłby wykorzystać Varane’a oraz Carvajala w rewanżu. Królewscy to zresztą zespół potężnie dotknięty przez kontuzję – nie ma tygodnia, aby ktoś się nie połamał. Chelsea i Manchester City za to te nieszczęścia omijają. Gracze nie są tak eksploatowani, jak w pozostałych zespołach. Tuchel stosuje sporo rotacji mimo, że Chelsea cały czas gra na trzech frontach i walczy o TOP 4 w lidze. Może sobie na to pozwolić, bo ma jakościowych zmienników. Jedna, czy dwie absencje nie rujnują planu na mecz całego zespołu. A to wiąże się z kolejną zaletą.

https://twitter.com/majkel1999/status/1390047439948849154

Elastyczność

Im zespół jest mocniejszy w tym elemencie, tym mniej odczuwa potencjalne braki. Potrafi je zatuszować. Elastyczność potrzebuje szerokiej kadry, ale najważniejsze jest dopracowanie każdego detalu – od defensywy i ofensywy, przez pressing i fazy przejściowe na stałych fragmentach kończąc – bo to one decydują o zwycięstwie. Kto ma najmniej braków wygrywa. Nieprzypadkowo pierwszą rzecz, jaką zrobił Tuchel po przyjściu na Stamford Bridge było usprawnienie defensywy. Zmienił ustawienie na trójkę stoperów wspomaganych wahadłami i skupił się na największych mankamentach ówczesnej Chelsea – pressingu i reakcji po stracie piłki. Dziś to, co było największą bolączką zespołu Lamparda jest największą zaletą drużyny Tuchela.

Futbol od pewnego czasu zmierza już w tym kierunku i obecna edycja Ligi Mistrzów to potwierdziła. Żeby wygrywać na najwyższym poziomie trzeba być, jak kameleon. Dostosowywać się do aktualnej sytuacji w meczu i mieć pomysł, jak to wszystko rozegrać. Radzić sobie z każdym problemem. Wiedzieć, co zrobić z piłką, kiedy rywal ją odda, a także potrafić wyprowadzać zabójcze kontrataki. Manchester City w starciu z PSG momentami bronił całym zespołem na własnej połowie w ustawieniu 1-4-4-2 i wyprowadzał zabójcze kontry. A z tego raczej ich nie znaliśmy. Chelsea w środowym rewanżu z Realem potrzebowała tylko 36% posiadania piłki, aby stworzyć sobie sporo klarownych sytuacji, które przez wskaźnik goli oczekiwanych były wyceniane na ponad 3 bramki. The Blues mają jeszcze pewne kłopoty w ataku pozycyjnym przeciwko szczelnym defensywom, ale trzeba wziąć poprawkę, że Tuchel dopiero buduje ten zespół.

Brak bramkostrzelnego napastnika

Na jakiej pozycji wzmocnień latem powinni szukać Chelsea i Manchester City? Na pierwszą myśl przychodzi napastnik. Jeśli spojrzymy na liczbę zdobywanych bramek przez poszczególnych zawodników w obu zespołach to rzuca się w oczy, że wewnętrzny wyścig o najlepszego strzelca ciągle jest żywy. Dla Obywateli aż sześciu zawodników strzeliło w tym sezonie dwucyfrową liczbę goli, ale najlepszy strzelec, Ilkay Gundogan ma tych trafień tylko 16. W przypadku Chelsea barierę 10 goli przekroczyło trzech zawodników, a lider zespołowej klasyfikacji strzelców, Timo Werner trafiał do siatki zaledwie 12-krotnie.

Najlepsi strzelcy Manchesteru City w tym sezonie we wszystkich rozgrywkach (po lewej) i w Premier League (po prawej). źródło: transfermarkt.pl
Najlepsi strzelcy Chelsea w tym sezonie we wszystkich rozgrywkach (po lewej) i w Premier League (po prawej). źródło: transfermarkt.pl

Dla porównania – liczba bramek najlepszego strzelca zespołu (we wszystkich rozgrywkach), który awansował co najmniej do ćwierćfinału Ligi Mistrzów wygląda następująco:
PSG – 37 (Mbappe)
Real – 28 (Benzema)
Porto – 20 (Taremi)
Borussia – 37 (Haaland)
Bayern – 43 (Lewandowski)
Liverpool – 29 (Salah)

Chelsea i Manchester City byliby na samym końcu stawki. Czy to oznacza, że aby awansować do finału LM trzeba grać bez napastnika? Niekoniecznie. Bramkostrzelny napastnik zawsze się przyda (takiego choćby bardzo brakowało Barcelonie w rewanżowym meczu z PSG), ale Guardiola i Tuchel tak zbudowali zespoły, że radzą sobie bez niego. Mają bardzo wszechstronnych graczy, którzy często wymieniają się pozycjami, są mobilni, operują w różnych sektorach i potrafią poradzić sobie w wielu rolach. Julian Nagelsmann powiedział kiedyś, że za jakiś czas piłkarze nie będą mieć pozycji na boisku, a role. Nie będą przypisani do konkretnych stref. W przypadku finalistów Ligi Mistrzów coś podobnego możemy już zaobserwować jeśli chodzi o ofensywę. Elastyczność i wszechstronność jest nie tylko w cenie w przypadku zespołów, ale także piłkarzy.

REKLAMA

Obserwuj autora na Facebooku i Twitterze

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,601FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ