Przed ostatnią kolejką Premier League szans na utrzymanie w lidze nie ma już ani Sheffield United, ani Burnley. Matematyczne prawdopodobieństwo ciągle zachowuje jeszcze Luton, ale realnie chyba nawet w klubie nikt nie wierzy, że w jednej kolejce uda się odrobić 3 punkty oraz różnicę 12 goli w bilansie bramkowym do Nottingham Forest. Liczby mówią jasno – tak słabych beniaminków w erze Premier League jeszcze nie było. To drugi raz, gdy cała trójka spadnie z elity. Po przeformatowaniu ligi na 20 zespołów i 38 kolejek nigdy beniaminkowie nie zdobyli również mniejszej liczby punktów, co teraz. To dopiero trzeci przypadek, w którym beniaminkowie nie dobili do granicy 100 zdobytych „oczek” łącznie. Dotychczas najgorszy wynik to 85 punktów, a przed ostatnią kolejką Luton, Burnley i Sheffield łącznie zgromadziły zaledwie 66 „oczek”, mniej niż Manchester City, Arsenal, Liverpool, a nawet Aston Villa.
Burnley – nieudana ofensywa transferowa
Analizując przyczyny tak słabej dyspozycji beniaminków przy każdym zespole należy wskazać na inne elementy. Mówi się, że najlepiej uczyć się na czyichś błędach. Burnley wygrywając Championship w świetnym stylu, prezentując efektowną, ofensywną i dominującą piłkę musiało mieć świadomość, że właśnie tak grające zespoły mają największe problemy po awansie do wyższej klasy rozgrywkowej. W ostatnich latach najlepiej pokazały to przykłady Norwich i Fulham, które w latach 2017-2022 dryfowały pomiędzy Championship, a Premier League. Vincent Kompany nie zamierzał jednak zmieniać sposobu gry swojego zespołu. Po spadku świetnie udało mu się przeformatować charakter drużyny nastawiając ją na kontrolowanie meczów przez posiadanie piłki, ale w Premier League zabrakło mu elastyczności taktycznej, dzięki której mieliby więcej argumentów w walce z silniejszymi przeciwnikami. Wprawdzie belgijski szkoleniowiec w drugiej połowie sezonu starał się wprowadzić więcej pragmatyzmu do gry swoich podopiecznych, ale nie pomogło to w walce o utrzymanie.
Władze Burnley starały się dostarczyć Kompany’emu potrzebne narzędzia do gry w Premier League. Klub latem wydał ponad 100 mln euro sprowadzając 15 nowych zawodników, a zimą wypożyczając kolejnych trzech. The Clarets musieli zainwestować, ponieważ od razu po sezonie stracili trzech bardzo ważnych zawodników, którzy pomogli w walce o awans, a przebywali na Turf Moor tylko w ramach wypożyczenia. Taylor Harwood-Bellis dziś ponownie walczy o promocję do Premier League (tym razem z Southampton), Nathan Tella jest częścią jednego z najlepszych zespołów na świecie w tym sezonie (Bayeru Leverkusen), a Ian Maatsen niedawno awansował do finału Ligi Mistrzów jako podstawowy piłkarz Borussii Dortmund. Oczywiście, nie wszystkie nowe nabytki Burnley zawiodły, natomiast Vincent Kompany dostał niezwykle trudne zadanie, aby w krótkim czasie to wszystko poukładać. Wyzwanie, które koniec końców go przerosło.
Sheffield – wywieszenie białej flagi
Sheffield w letnim okienku transferowym stanęło przed podobną sytuacją, co Burnley. Również stracili swoich najlepszych piłkarzy, ale o ile Burnley miało tego świadomość opierając zespół m.in. na trzech wypożyczonych zawodnikach, o tyle The Blades postanowili spieniężyć swoje największe gwiazdy. Napastnik Ilman Ndiaye został sprzedany do Marsylii za 17 mln euro, a środkowy pomocnik Sander Berge zasilił… Burnley, konkurenta Sheffield w walce o utrzymanie. Klub zainwestował w nowych graczy zastępując tamtych zawodników Gustavo Hamerem oraz Viniciusem Souzą w środku pola oraz Cameronem Archerem i Beniem Traore z przodu. Z tego zaciągu sprawdził się ten pierwszy, natomiast rozczarowali napastnicy i zimą Sheffield próbowało się ratować ściągając Bena Breretona Diaza. Chilijczyk nie może mieć sobie nic do zarzucenia, ale było już za późno, aby uniknąć degradacji z Premier League.
Letnie okienko transferowe w wykonaniu Sheffield było niejako wywieszeniem białej flagi już przed startem sezonu. Pozbywając się swoich dwóch kluczowych graczy znacząco utrudnili sobie wejście na najwyższy poziom rozgrywkowy. The Blades nie mieli wystarczającej jakości, aby konkurować w Premier League na odpowiednim poziomie. Braki widoczne są przede wszystkim w defensywie. 101 straconych goli to nowy rekord w erze Premier League. Tylu bramek nie stracił nawet żaden zespół, gdy rozgrywano w sezonie cztery mecze więcej. Sheffield od początku wyglądało na zespół, który nie ma planu na to jak utrzymać się w najwyższej klasie rozgrywkowej i jest pogodzony z tym, że najprawdopodobniej wrócą do Championship.
Luton Town – brak wystarczającej jakości na Premier League
Luton Town przystępowało do sezonu podobnie jak Sheffield United. Ze świadomością, że najprawdopodobniej nie zdołają utrzymać się w Premier League. The Hatters podeszli jednak inaczej do okienka transferowego. Ich budżet mocno odbiega nie tylko od średniej klubów w najwyższej klasie rozgrywkowej, ale także od przeciętnej beniaminka. Luton wydało latem nieco ponad 20 mln funtów nie przekraczając 5 mln brytyjskiej waluty na jednego zawodnika. Klub położony na przedmieściach Londynu próbował wzmocnić się także transferami bezgotówkowymi (Ross Barkley i Andros Townsend) oraz wypożyczając młodych zawodników z czołowych klubów Premier League (Albert Sambi Lokonga z Arsenalu, Issa Kabore z Manchesteru City i Teden Mengi z Manchesteru United). W ten sposób nie byli jednak w stanie zbudować zespołu, o którym można byłoby powiedzieć, że ma potencjał na utrzymanie się w Premier League.
Ze wszystkich beniaminków Luton zasługuje na najmniej słów krytyki (o ile w ogóle). Zespół Roba Edwardsa awansował grając w bezpośredni oraz fizyczny sposób i taki też styl gry przyjął w Premier League. Luton miało okres naprawdę dobrej gry, ale był on zdecydowanie za krótki, aby utrzymać się nawet przy ukaraniu Nottingham czterema ujemnymi punktami, a Everton – ośmioma. Pod koniec grudnia ich forma zaczęła zwyżkować. Nowi zawodnicy, jak Barkley i Lokonga podnieśli jakość, a cały zespół pomału zaczął adaptować się do wymagań Premier League. The Hatters grali bardzo odważnie, ofensywnie i agresywnie, czym sprawiali problemy wielu silniejszym na papierze rywalom. Dobry okres skończył się jednak już na początku lutego, gdy Rob Edwards zaczął mieć problemy ze skomponowaniem podstawowej jedenastki przez liczne kontuzje. W ostatnich 15 meczach Luton wygrało tylko raz i zdobyło 6 punktów. To musiało skończyć się powrotem do Championship.
***
Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej