Bramkarski paradoks West Hamu: Fabiański – stracona kotwica

West Ham to klub, który nigdy nie był mistrzem Anglii, ale zawsze potrafił dać kibicom emocje. Dobre, złe, czasem kompletnie niezrozumiałe – ale szczere. W ostatnich latach kibic z Polski mógł utożsamiać się z „Młotami” jeszcze mocniej. Dzięki Łukaszowi Fabiańskiemu. I właśnie jego brak dziś boli najbardziej – nie tylko sportowo, ale i po ludzku.

Latem 2025 roku klub ogłosił, że nie przedłuży umowy z Polakiem. Wielu w West Hamie uznało, że to już czas – niby naturalna kolej rzeczy. Problem w tym, że „naturalność” tej decyzji zaczęła wyglądać jak klasyczna pomyłka w zarządzaniu.

REKLAMA

Fabiański sam nie krył rozczarowania sposobem pożegnania. Trener Graham Potter nie pozwolił mu godnie rozstać się z kibicami Młotów podczas meczu z Nottingham Forest. Żadnej rundy honorowej, żadnego „dziękuję” przy pełnym stadionie. Czyżby „nowa fala” menedżerska nie przewidywała czegoś takiego jak szacunek? Ostatecznie Fabiański dostał jeszcze szansę w meczu z Ipswich – i jak na zawodowca przystało, odpowiedział świetną paradą. Wyszedł z twarzą. Klub już niekoniecznie.

Sportowo jego liczby bronią się same, bo on.. bronił więcej, niż powinien. Był lepszy niż Areola, z którym rotował w bramce. Gdy grał, West Ham wyglądał pewniej. „Fabiański utrzymuje zespół w grze” – tak pisały media po jego występach. Nawet jeśli czasem popełniał błąd, to był wyjątek, nie reguła. Doświadczony, spokojny, pewny – takich dziś szuka się ze świecą.

A kogo West Ham postawił na jego miejsce? 

Madsa Hermansena. Duńczyka, który miał być nową jakością. Po dwóch kolejkach Premier League trudno mówić o jakiejkolwiek jakości – poza tą w rubryce „stracone bramki”. W dwóch meczach z Sunderlandem i Chelsea zespół Pottera dał sobie wbić osiem goli. Osiem. Na poziomie Premier League to nie pomyłka, to katastrofa.

Kibice teraz nie wytrzymali. „Przywróćcie Fabiańskiego! Jest lepszy od dwóch klaunów, których zatrudniamy!” – takie wpisy pojawiły się na X.

I trudno się dziwić. Młody, niepewny Hermansen, drużyna bez lidera między słupkami, trener, który nie widzi problemu… A gdzieś z tyłu jest Gość, który przez sześć lat dawał spokój i wyniki. Jest i patrzy… i własnym oczom zapewne nie wierzy.

Ironia losu? Nie – zwykła pycha Pottera

Anglik, który z Premier League znany jest głównie z nieudanego eksperymentu w Chelsea, postanowił zbudować West Ham na nowo. Cóż, na razie wygląda to jak budowa na piasku. Bez Fabiańskiego, bez autorytetów, bez skutecznej defensywy.

Media donoszą, że klub rozważa jeszcze znalezienia bramkarza. Czyli plan ratunkowy po dwóch meczach? Kiedy zamiast przyznać się do błędu, wolisz go załatać kolejnym transferem – to znaczy, że nie rozumiesz, gdzie naprawdę leży problem.

West Ham miał w swoich rękach kogoś więcej niż tylko doświadczonego bramkarza. Miał lidera, wzór profesjonalizmu i fundament, na którym można było jeszcze oprzeć przejściowy sezon. Fabiański nie szukał rozgłosu, nie robił hałasu ani awantur. Mimo to został potraktowany, jakby był tylko tłem, które można łatwo pominąć… Nie fair i świadczy tylko o klubie i samym Potterze.

REKLAMA

Szkoda. Dla samego Fabiańskiego to tylko, albo aż koniec pewnego rozdziału. Ale dla West Hamu początek problemu, który sam sobie stworzył. A mogłoby spokojnie dla obydwu stron. Pycha Pottera zwyciężyła, a współwłaściciel Młotów dał się nabrać na piękne słówka angielskiego szkoleniowca.

Jeśli drużyna Pottera dalej będzie tracić gole jak do tej pory, to pytanie o Fabiańskiego nie zniknie. Wróci ze zdwojoną siłą. A klub będzie musiał spojrzeć w lustro i zapytać: czy naprawdę warto było rezygnować z ostatniej bramkarskiej kotwicy?

aut. Pati Pel

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    112,041FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ