Po obiecującym początku sezonu wydawało się, że Wisła Kraków będzie jedną z ciekawszych do oglądania drużyn w Ekstraklasie, a w trakcie sezonu Biała Gwiazda zacznie wyglądać tylko lepiej. Coś jednak ewidentnie szwankuje przy Reymonta, a ostatni kompromitujący mecz ze Śląskiem Wrocław jest dzwonem bijącym na alarm. Dlaczego gra Wisły jest aż tak rozczarowująca?
Miłe złego początki
Wisła Kraków weszła w sezon dobrze i przez długi czas zajmowała miejsce w górnej części tabeli. Jednak po wygranym meczu z Legią coś zaczęło się psuć. Od tego czasu zespół z Krakowa rozegrał sześć ligowych spotkań. Jedno z nich wygrał, jedno zremisował, a cztery przegrał, z czego dwa w rozmiarze 0:5. Co wpływa na tak kiepską postawę drużyny prowadzonej przez Adriana Gulę?
Zawodzą liderzy drużyny
Na starcie rozgrywek błyszczeli tacy zawodnicy jak Yeboah, Hanousek, obiecujący początek miał Skvarka, dobre mecze notował Kliment czy Brown Forbes. Od czasu meczu z Legią, żaden z nich nie dopisał nic do swoich statystyk. Ostatnie bramki dla Białej Gwiazdy zdobył Michal Frydrych, który jest nominalnym środkowym obrońcą. Ewidentnie brakuje kogoś, kto weźmie na siebie odpowiedzialność za grę w ofensywie. Bez goli Yeboaha, Browna Forbesa bez asyst Skvarki czy Hanouska, Wisła nie strzela prawie wcale. Szarpać próbuje młody Starzyński, ale to nie wystarczy, żeby punktować.
Kolejnym problemem jest skuteczność ataków
Tak prezentują się strzały Wiślaków w ostatnich pięciu meczach: ze Śląskiem 2 celne strzały na 8 prób, z Górnikiem 4 na 15, z Piastem 4/11, z Pogonią 2/7, z Lechem 1 celny strzał na 10. Widać jak na dłoni, że o ile zawodnicy Białej Gwiazdy w niektórych meczach dosyć często strzelali na bramkę, to strzałów mogących zagrozić bramce było jak na lekarstwo.
Kontrastuje to z ilością czasu spędzonego przy piłce przez zawodników z Krakowa. Średnia w ostatnich pięciu meczach to 52,6% czasu przy piłce. W przegranym meczu ze Śląskiem było to 57%. Tylko w jednym z tych meczów, podopieczni Adriana Guli mieli mniejsze posiadanie piłki. W wygranym meczu z Górnikiem – 45%.
Blok defensywny Wisły to osobny temat
W traceniu głupich bramek Wiślaków wyprzedza jedynie defensywa Górnika Łęczna. A przecież na papierze obrona Białej Gwiazdy nie prezentuje się tragicznie. Frydrych, Sadlok, Uryga, Mehremic, Hanousek, do tego młodzi Szot, Gruszkowski i Szota. W bramce doświadczony Kieszek, ewentualnie młody Biegański. Gdyby nie szkolne błędy tej formacji, to mecze takie jak z Pogonią, czy z Piastem, zakończyłyby się podziałem punktów, a Lechia odjeżdżałaby z Krakowa z niczym. To nad zgraniem tej formacji trener Gula powinien pracować najwięcej.
Tomasz Pasieczny, dyrektor sportowy Wisły powiedział, że chce, aby jego drużyna grała widowiskowo, a nie murowała bramkę. Oczywiście trzeba go za tę decyzję pochwalić, ale trzeba pamiętać, że punkty też są ważne. Może się wydawać, że Wisła poprzez swój ofensywny styl połączony z częstym wystawianiem młodzieży chciałaby swoich graczy wypromować i sprzedać, aby spłacić swoje długi. Obecnie Wisła musi skupić się przede wszystkim na szukaniu punktów.
Wisła potrzebuje impulsu
Najbliższe mecze w lidze to dwa trudne spotkania. Najpierw wyjazd do zaczarowanego w tym sezonie Płocka, gdzie Nafciarze jeszcze nie przegrali, a tydzień później derby z będącą na fali Cracovią. Pomiędzy spotkaniami ligowymi, Biała Gwiazda rozegra jeszcze spotkanie pucharowe w Tychach. Jeżeli szukać przełamania, to tylko w którymś z tych meczów.
Aut. Emil Świątek