30 lipca – to data ostatniego gola strzelonego na boiskach Ekstraklasy przez Pogoń Szczecin. Od tego czasu udało im się wprawdzie strzelić trzy bramki Linfield oraz dwukrotnie pokonać bramkarza Gentu, natomiast w lidze zespół Jensa Gustafssona czeka na trafienie już ponad 360 minut. Na własnym boisku nie potrafili strzelić bramki Radomiakowi oraz Śląskowi, natomiast na wyjazdach zatrzymywał ich ŁKS oraz Zagłębie. Co się stało, że zespół, który w poprzednim sezonie miał drugą najlepszą ofensywę ligi ex aequo z Legią (licząc strzelone bramki) nagle przestał trafiać do siatki?
Bramkostrzelny napastnik ulepszeniem zespołu
Pogoń Szczecin w poprzednim sezonie strzeliła dokładnie tyle samo bramek, co Legia Warszawa i sześć mniej od mistrza kraju, Rakowa Częstochowa. Niemniej jednak, patrząc na wskaźnik goli oczekiwanych (xG) oficjalne statystyki PKO BP Ekstraklasy mówią jasno – żaden zespół nie tworzył tak dogodnych sytuacji strzeleckich, jak Portowcy. Na skuteczność Pogoni w poprzednim sezonie wcale nie powinniśmy narzekać, bowiem strzelili tylko 2 gole mniej niż wynika to z modelu xG, natomiast ich rywale (Legia i Raków) trafiali do siatki częściej niż „powinni”. W zespole Jensa Gustafssona często brakowało jednak napastnika, który swoim zachowaniem w polu karnym sprawiłby, że sytuacje tworzyłyby się częściej. Pogoń nie miała problemu z utrzymaniem piłki i zepchnięciem rywala do pola karnego. Kiedy jednak już to zrobiła – w wielu meczach brakowało wykonania kolejnego, ostatniego kroku.
W poprzednim sezonie najlepszym strzelcem Portowców był Kamil Grosicki. 35-latek zdobył 13 bramek, ale odejmując gole z rzutów karnych liczba ta maleje do ośmiu. To nadal świetny wynik jak na skrzydłowego, ale już nie tak zadowalający jak na najlepszego strzelca czwartego zespołu Ekstraklasy, mającego ambicję na regularną grę w europejskich pucharach. Za Grosickim uplasowali się Vahan Bichakhchyan i Luka Zahovic (po 6 goli) oraz Pontus Almqvist (5 bramek). Działacze w Szczecinie uznali więc, że brakującym elementem będzie bramkostrzelny napastnik. Do tej roli powołano sprowadzonego z LASK Linz Efthymiosa Koulorisa, który niegdyś został najmłodszym królem strzelców ligi greckiej, ale poza ojczyzną się nie sprawdzał. Grek miał świetne wejście do zespołu strzelając po golu w każdym z czterech pierwszych spotkań, jednak ostatnio coś się zacięło. Tak jak i cała ofensywa Pogoni.
Pogoń Szczecin się osłabiła
Słabsze wyniki następujące w spotkaniach ligowych bezpośrednio po konfrontacjach pucharowych to oczywiście nic nowego i dotyczy to wielu zespołów w Europie. Mimo drobnych korekt personalnych z meczu na mecz można zrozumieć porażkę z Radomiakiem i ŁKS-em (tą akurat w mniejszym stopniu). Wydawało się, że po zakończeniu pucharowej przygody pyrrusowym zwycięstwem z Gentem ekipa Gustafssona wykorzysta dalszą grę na dwóch frontach Rakowa oraz Legii i rozpocznie atak nawet na mistrzostwo Polski. Tymczasem od porażki 0:5 w Gandawie Pogoń jeszcze się nie odkręciła. Na wierzch zaczęło wychodzić coraz więcej problemów.
Jednym z nich jest okienko transferowe. Na samym początku sezonu wszyscy skupialiśmy się na defensywie Pogoni, której działacze nie chcieli uszczelnić ryzykując, że uda się to zrobić zestawieniem personalnym, które już w klubie jest (dopiero teraz wypożyczono nowego bramkarza, ale to zapewne pokłosie skomplikowanej sytuacji z Dante Stipicą, który został przesunięty do zespołu rezerw).
Pogoń Szczecin nie utrzymała też kluczowych zawodników
Na wiosnę środek pola najczęściej tworzył Damian Dąbrowski, Mateusz Łęgowski oraz Sebastian Kowalczyk. Dziś w klubie nie ma już ani jednego piłkarza z tego dobrze uzupełniającego się tercetu. Dąbrowski został sprzedany do Zagłębia Lubin, ponieważ rzekomo grał i biegał zbyt wolno jak na wymagania Jensa Gustafssona. Pogoń już przed startem sezonu sprowadziła następcę w postaci Joao Gamboy, ale czy Portugalczyk to upgrade względem 31-letniego pomocnika? Na razie tego nie widać. Odejście Sebastiana Kowalczyka czuło się w kościach już przed sezonem. Ostatecznie Pogoń sprzedała go po trzech meczach. Mateusz Łęgowski dostał natomiast zielone światło na transfer do Salernitany po odpadnięciu zespołu z eliminacji Ligi Konferencji. Na taki rozwój wydarzeń pion sportowy powinien się lepiej przygotować. Do Szczecina ściągnięto tylko doświadczonego pomocnika, Frederika Ulvestadta z Sivassporu, więc na ten moment druga linia Portowców wygląda biedniej niż jeszcze kilka miesięcy temu.
Spadek formy lidera
Z rozmontowanym w całości środkiem pola gra się o wiele ciężej, a w dodatku Pogoń nie może liczyć już na swoje najsilniejsze ogniwo z poprzedniego sezonu. Kamil Grosicki – bo o nim mowa – w obecnym jest cieniem piłkarza, którym był jeszcze kilka miesięcy wcześniej. W tym sezonie Ekstraklasy 35-latek nie dopisał sobie jeszcze żadnego punktu do klasyfikacji kanadyjskiej. Jego liczba podejmowanych prób dryblingów spadła (z 2,32 do 1,83 na mecz), a – co gorsza – niższa jest także skuteczność (36,4% w porównaniu do 49,4%). W efekcie „Grosik” nie robi już takiej różnicy jak w poprzednim sezonie. Naszym zdaniem piłkarz sensacyjnie powołany do reprezentacji Polski na wrześniowe zgrupowanie sporo stracił na odejściu Sebastiana Kowalczyka, z którym dobrze się rozumiał i często korzystał z jego prostopadłych podań.
Niemniej jednak, o Grosickim nie mówiłoby się zapewne aż tak krytycznie, gdyby koledzy zamieniali na gole jego podania. W liczbie kluczowych podań „Grosik” jest piątym najlepszym zawodnikiem Ekstraklasy w tym sezonie. Celnych dośrodkowań zaliczył natomiast najwięcej w całej lidze. Pogoń na starcie tego sezonu nie grzeszy skutecznością. Według wskaźniku goli oczekiwanych w przeliczeniu na mecz są szóstym zespołem ligi. Zdobycie tylko trzech goli z sytuacji wartych 8,29 xG to wynik mocno poniżej normy. Portowcy mają także najgorszy współczynnik konwersji strzałów na gole w całej Ekstraklasie.
Gra ofensywna Pogoni w porównaniu z poprzednim sezonem się pogorszyła i jest to rzecz, którą w trakcie przerwy na kadrę musi przemyśleć Jens Gustafsson ze swoim sztabem szkoleniowym. Naszym zdaniem nie jest to jednak na tyle palący problem, aby zarząd podjął decyzję o zwolnieniu trenera i rozpoczęciu nowego otwarcia. Czasem po prostu piłka nie chce wpadać do siatki. Taki jest futbol.