Po pierwszym ćwierćfinałowym starciu Ligi Mistrzów wiele osób zapowiadało nudny rewanż, w którym Barcelona będzie jedynie spokojnie kontrolować wynik. BVB przecież gra w tym sezonie fatalnie, Blaugrana natomiast to pretendent do końcowego triumfu w Lidze Mistrzów (a może i potrójnej korony?). Mecz był jednak pełen emocji, a gospodarze fenomenalnie grali już od pierwszego gwizdka.
Barcelona nie wyszła z szatni
BVB rzuciła się do ataku, a defensywa Barcelony próbowała w jakikolwiek sposób gasić kolejne pożary. Wojtek Szczęsny ciągle musiał być czujny, bo żółto-czarni nie ustawali w próbach ataku. Niestety nawet on czasem traci koncentrację. W 10. minucie meczu popełnił błąd przy interwencji i sprokurował karnego. Jedenastkę pewnie wykorzystał Guirassy, a goście jedynie coraz bardziej nerwowo reagowali na kolejne wydarzenia.
Gospodarze poszli za ciosem i chwilę później zdobyli nawet gola na 2:0. Sędzia nie zaliczył trafienia z powodu spalonego, ale był to kolejny sygnał ostrzegawczy dla drużyny Hansiego Flicka. Barca nie potrafiła przejąć kontroli nad meczem, uspokoić trochę wydarzenia. Czas jednak stał po ich stronie, a kolejne nieudane natarcia BVB zaczęły niepokoić ich fanów. Sędzia zagwizdał po raz ostatni w pierwszej połowie, a trener bordowo-granatowych miał w przerwie do poprawienia… praktycznie wszystko.
Atomowe rozpoczęcie drugiej połowy
Trzy minuty, trzy strzały. Gospodarze weszli w drugą połowę z wysokiego C, a po dwóch dobrych interwencjach Wojtka Szczęsnego, trzecie uderzenie z najbliższej odległości głową na gola zamienił Guirassy. Barcelona miała już tylko dwa gole przewagi, ale co gorsze dla ich kibiców, kompletnie nie grała w piłkę. Na tym etapie meczu nic nie wskazywało na to, że do końca meczu przyjezdni będą mieli trochę spokoju. Niespodziewanie, po zagraniu Fermina Lopeza, samobójczym trafieniem popisał się Bensebaini, który chciał uprzedzić Roberta Lewandowskiego.
Od tego momentu BVB trochę zgasła. Stracony gol (którego nic nie zwiastowało) podciął im skrzydła i wyhamował nieco ofensywne zapędy. Barca wrzuciła wyższy bieg, ale miała problemy z finalizacją. Ten, który wcześniej „nabił” rywala, mógł spokojnie wyrównać stan rywalizacji, ale dwukrotnie spudłował w bardzo dogodnych szansach. Gdy zbliżał się powoli końcowy gwizdek, jasne było, że Borussia nie zdoła utrzymać takiej intensywności, na jakiej grała pierwsze sześćdziesiąt minut.
Końcowy kwadrans zapowiadał się spokojnie, ale emocji postanowił dodać Araujo. Fatalna interwencja „na pamięć” wystawiła piłkę do gwinejskiego napastnika, a Guirassy zdołał mocnym strzałem wpakować piłkę do siatki. Gospodarze kolejny raz zostali podłączeni do tlenu. Emocje znów urosły, ale czas uciekał nieubłaganie. Bramka na 3:1 ponownie napędziła żółto-czarnych, a Barcelona raz po raz rozpaczliwie próbowała dotrwać do końcowego gwizdka.
Gdy na zegarze wyświetliła się 90. minuta meczu, awans gospodarzy wydawał się niemal niemożliwy. Zawodnicy z Niemiec próbowali, ale lider La Liga nie pozwolił wydrzeć sobie upragnionego awansu. Wejście do półfinału zamiast spacerkiem, okazało się prawdziwą walką o przetrwanie. Flick i spółka dali radę, ale w półfinale jakikolwiek rywal nie wybaczy już takich błędów.