W ostatnim meczu 27. kolejki Primera Division FC Barcelona pewnie pokonała 4:1 SD Huescę.
Messi jak Xavi
Leo Messi w każdym meczu FC Barcelony jest na świeczniku, ale w dziś był jeszcze dodatkowy powód, by umieścić go w centrum uwagi. Argentyńczyk zanotował bowiem występ numer 767 w barwach katalońskiego klubu, wyrównując tym samym rekord należący do Xaviego.
Historyczne osiągnięcie Messi uczcił w najlepszy możliwy sposób – już w 13. minucie strzelając gola, i to takiego nieprzeciętnej urody. Kapitan Barcelony otrzymał futbolówkę tuż przed polem karnym, urwał się obrońcom, tworząc sobie samemu wystarczającą ilość miejsca na oddanie strzału. Alvaro Fernandez mógł tylko bezradnie spoglądać, jak piłka odbija się od poprzeczki i wpada do strzeżonej przez niego bramki.
Antoine Griezmann pozazdrościł koledze z pierwszej linii i sam pokusił się o uderzenie zza szesnastki, które także zatrzepotało w siatce. Drugi cudowny gol Barcy. Wydawało się, że jest już po meczu, tym bardziej że Blaugrana nieustannie napierała na Huescę.
Nic bardziej mylnego. Przy okazji jednej z kontr w końcówce pierwszej połowy Rafa Mir nieoczekiwanie wywalczył rzut karny, który następnie zamienił na bramkę kontaktową. Sama decyzja o jedenastce kontrowersyjna, a jednocześnie mocno absurdalna. Śmieszne, że w takiej sytuacji arbiter wskazał na wapno.
Nadzieje beniaminka z Aragonii zostały jednak szybko wyjaśnione przez Oscara Minguezę, który kilka minut po przerwie podwyższył na 3:1. Podopieczni Pachety próbowali jeszcze wychodzić z atakami, ale na nic się to zdało, mimo kilku chaotycznych sytuacji w polu karnym Ter Stegena. Jednej z nich nie wykorzystał Rafa Mir, a miał przed sobą pustą bramkę… Rezultat przypieczętował nie kto inny jak Lionel Messi.
Tylko 4 punkty traci Barcelona do pierwszego Atletico Madryt. W Lidze Mistrzów Katalończycy już wojować nie będą, zatem mogą się w pełni skupić na rywalizacji o mistrzostwo kraju. Huesca zaś pozostaje czerwoną latarnią tabeli, tracąc 4 oczka do bezpiecznej pozycji. Mimo wszystko, fajnie (jeszcze) widzieć w jednej z najlepszych lig świata szkoleniowca z przeszłością w Koronie Kielce.
Baba na spalonym – Weronika Góral
fot. Przegląd Sportowy / Albert Gea / Reuters