Po bardzo udanym początku sezonu za kadencji Hansiego Flicka (zwycięstwa z Valencią i Athletikiem), FC Barcelona stanęła przed najłatwiejszym jak dotąd (przynajmniej na papierze) zadaniem. Rayo Vallecano to zespół ze zdecydowanie niższej półki niż ekipy, z którymi ekipa Blaugrany uporała się w pierwszych dwóch spotkaniach. Można było zatem oczekiwać, że mimo gry na wyjeździe Barca i tę rywalizację zwycięży bez większych przeszkód.
Widmo Rayo powróciło?
Do wygranego 3:0 w maju spotkania, Barca miała serię 6 meczów bez wygranej z madryckim zespołem. Dzisiaj demony tamtej niechlubnej serii znów powróciły. Gospodarze byli naelektryzowani, grali z ogromną energią i przeprowadzali swoje akcji bardzo sprawnie. Duma Katalonii kompletnie nie potrafiła złapać rytmu na początku meczu, a Rayo swój pulsujący start przypieczętowało golem Unaia Lopeza w 10. minucie. Obrona Barcelony w tej sytuacji była spóźniona, a Marc-Andre Ter Stegen znów rozczarował nie radząc sobie z pokryciem bliższego słupka.
Goście starali się odpowiedzieć przede wszystkim za sprawą Lamine Yamala, do którego futbolówka była transportowana najczęściej spośród ofensywnych graczy (43 kontakty z piłką w pierwszej połowie). Młody Hiszpan jak zwykle wygrywał wiele pojedynków i stosował udane dryblingi, natomiast brakowało w jego poczynaniach faktycznego zagrożenia dla bramki Daniego Cardenasa. Rywale bardzo dobrze organizowali się w defensywie blokując czytelne próby strzałów czy dośrodkowań, przez co Robert Lewandowski był odcięty od zagrań w pole karne. Generalnie można było odnieść wrażenie, że Rayo robi to co chciałaby robić Barca, tylko skuteczniej. Mocno bezpośrednia, wertykalna gra i wyprowadzenie kontr funkcjonowało dziś w zespole z Vallecas naprawdę udanie.
Wejście Olmo odmieniło obraz meczu
Hansi Flick miał sporo do przemyślenia w przerwie, aby jego drużyna zaczęła funkcjonować w oczekiwany sposób. Osią pozytywnej odmiany w rywalizacji z Rayo miał być Dani Olmo. Hiszpan już na starcie drugiej odsłony meczu zmienił Ferrana Torresa (który swoją drogą wcale nie grał jakiegoś słabego spotkania). Trzeba jednak przyznać, że nowy nabytek Barcelony to klasa wyżej od byłego gracza City. Król strzelców Euro 2024 dał ogromny impuls Blaugranie. Energię i intensywność przyniesioną prosto z boisk Bundesligi, które pobudziły odpowiednio podopiecznych Flicka.
Dzięki temu w 60. minucie Pedri wykończył zapoczątkowaną przez siebie akcję i po dograniu Raphinhi wyrównał na 1:1. Niespełna kwadrans później do siatki trafił Lewandowski, ale jego bramka została anulowana z racji na wcześniejszy faul Julesa Kounde. Rayo zostało kompletnie wybite z rytmu, który trzymało w pierwszej połowie. Franjirrojos niemalże przestali stwarzać jakiekolwiek zagrożenie, za to Barcelonie wychodziło praktycznie wszystko. Taka zmiana scenariusza nie mogła się skończyć inaczej jak zdobyciem drugiego gola przez zespół gości. Jego autorem został wspomniany debiutant, potencjalnie nowa gwiazda Dumy Katalonii, a więc Dani Olmo. Hiszpan już wcześniej obił poprzeczkę po imponującym strzale z dystansu, a przy kolejnej próbie wspaniale zmieścił piłkę przy dalszym słupku.
Barcelona zapewne spokojnie dowiozłaby korzystny wynik, gdyby nie kapryśna decyzja sędziego o doliczeniu aż 10 minut do czasu końcowego. Przez to gra w końcówce niepotrzebnie się zaostrzyła, zrobiło się chaotycznie i Barca straciła nieco spokoju w tyłach. Mimo wszystko jednak Dumie Katalonii udało się osiągnąć trzecią wygraną z rzędu. To bardzo udany start dla Hansiego Flicka, który mimo licznych problemów kadrowych wskazał Barcelonie zwycięską ścieżkę w LaLiga.