Sezon 2023/2024 miał być tym, który pokaże Aston Villi miejsce w szeregu. Łączenie gry ligowej z europejskimi pucharami, podrażnione kluby BIG6 i negatywnie kojarzony w Anglii drugi rok Unaia Emery’ego na ławce trenerskiej. Jednak wydarzyło się coś zupełnie nieoczekiwanego. The Villans okazali się rewelacją rozgrywek, awansując do Ligi Mistrzów i najdłużej ze wszystkich drużyn Premier League walczyli na europejskim gruncie. Do pełni szczęścia w Birmingham zabrakło jedynie wygrania Ligi Konferencji. Prześledźmy, jak wyglądała miniona kampania na Villa Park.
Trudne dobrego początki
Pierwszy mecz ligowy? Porażka 1-5 z Newcastle i kontuzja Tyrone’a Mingsa. Pierwszy mecz w LKE? Porażka 2-3 na Łazienkowskiej z Legią Warszawa. Wyniki na początku sezonu pozostawiały wiele do życzenia, a gdy wszystko wskazywało na to, że Aston Villa w końcu się odbije, przychodziły kolejne dotkliwe porażki (0-3 z Liverpoolem i 1-2 z Evertonem w Carabao Cup). Jednak tak jak wskazywał Alex Ferguson – gra The Villans mogła imponować mimo wpadek. Dlatego kiedy już się rozpędzili, prawie nikt nie mógł ich zatrzymać. Nawet dwójka, która do ostatniej kolejki walczyła o mistrzostwo.
Unai Emery dostroił wszystkie elementy układanki i po zwycięstwie 6-1 z Brighton było jasne, że klub z Birmingham stać na rywalizację na najwyższym poziomie. Kolejka po kolejce awansował w tabeli, by w końcu zdobyć pozycję w czołowej czwórce. Wtedy stało się coś, co do dzisiaj trudno wytłumaczyć. The Villans wygrali z Manchesterem City na własnym stadionie, ale nie w byle jakim stylu. Obywatele zdołali oddać tylko dwa strzały, nie mieli żadnego rzutu rożnego i to gospodarze rozdawali karty w tym starciu. Nie bez powodu mówiło się, że to najgorszy mecz drużyny Pepa Guardioli w Premier League. Rozpędzona Villa w następnym meczu pokonała Arsenal i można było zacząć się zastanawiać, czy czarny koń rozgrywek nie zamiesza jeszcze bardziej. Jednak wygrane z faworytami były ostatnim momentem wielkiej formy podopiecznych Emery’ego. Od dwudziestego grudnia drużyna Baska zdobyła jedynie 30 punktów w 21 meczach, a w tym okresie było aż 8 lepiej punktujących drużyn.
Kryzys, który pogłębiły kontuzje
Skąd problemy Aston Villi? Przyczyn najłatwiej doszukiwać się w kontuzjach, które trapiły kadrę od początku sezonu. Jeszcze przed startem rozgrywek wypadli Tyrone Mings i Emiliano Buendia, ale z tym Emery się uporał. Początek kryzysu przyszedł w momencie urazu Pau Torresa i zawieszenia Boubacara Kamary, a gdy Francuz wrócił do gry, zdążył rozegrać jedynie cztery spotkania i doznał bardzo poważnej kontuzji kolana. To właśnie problemy 24-latka najbardziej rozbiły The Villans. Jego jedynym naturalnym zmiennikiem był o 4 lata młodszy Tim Iroegbunam, dlatego Emery musiał zacząć kombinować i zmienił rolę Douglasa Luiza, Johna McGinna i Youriego Tielemansa. Dwóch pierwszych nie błyszczało już tak w swoich bardziej defensywnych odsłonach, a Belg wkrótce dołączył do listy kontuzjowanych. Z problemami mierzyli się też wszyscy boczni obrońcy, Jacob Ramsey, Diego Carlos, Leon Bailey, Nicolo Zaniolo czy Morgan Rodgers. Na finiszu sezonu na ławce rezerwowych byli już praktycznie tylko juniorzy.
W efekcie The Lions stracili swój pazur. Kontuzje, zmęczenie i wymuszone decyzje kadrowe wytrąciły Villę z rytmu, ale nie odebrały im upragnionego miejsca w top4, a klub awans do Ligi Mistrzów świętował już na kolejkę przed końcem sezonu.
Oczywiście nie wszystkie złe wyniki można tłumaczyć problemami ze zdrowiem. Zwłaszcza że inni też mierzyli się z jeszcze większą liczbą urazów. Dwie porażki z United, remis z Sheffield i wypuszczenie dwubramkowej przewagi z Brentford to rezultaty, których nie można usprawiedliwiać kontuzjami. Jednak na szczęście dla kibiców z Birmingham, nie kosztowały one wiele. Jedyną dotkliwą rysą na świetnym sezonie Villi było odpadnięcie z Olympiakosem w półfinale Ligi Konferencji.
Rozwój na wielu poziomach
O słabych stronach i problemach jak na tak udaną kampanię Aston Villi napisałem już wystarczająco, więc warto skupić się na pozytywach. Tych nie trzeba długo szukać. Rozgrywki 23/24 nie tylko dały awans do Champions League, ale przyniosły też historyczne pod względem zdobyczy punktowej i bramkowej dla klubu wyniki XXI wieku. Żaden trener w historii nie ma lepszego bilansu niż Emery, a od przyjścia Hiszpana na Villa Park więcej punktów zdobyły tylko City, Arsenal oraz Liverpool. Takie nazwisko na ławce trenerskiej zwiększa też wartość klubu na rynku transferowym – to nie przypadek, że latem Monchi ściągnął Pau Torresa, Mousse Diaby’ego i Youriego Tielemansa. A Emery pożytek robi też z piłkarzy, którzy grali w zespole już wcześniej.
Wcześniej przeciętny Ollie Watkins pod jego skrzydłami został najlepszym napastnikiem Premier League minionego sezonu. Ogromny progres zaliczyli Martinez, Luiz, Kamara, McGinn, Konsa, ale i uznany już za niewypał transferowy Leon Bailey odżył i stworzył z Watkinsem fantastyczny duet w ofensywie. Szczerze powiedziawszy, właśnie to może robić największe wrażenie ze wszystkich dokonań Baska. Mikel Arteta czy Jurgen Klopp musieli całkowicie przebudować kadrę, by ich kluby wróciły do dawnej świetności. Tymczasem Emery rozwinął piłkarzy, którzy wcześniej walczyli o utrzymanie i wkładając ich w dobrze działający system, sprawił, że byli gotowi walczyć z najlepszymi. Z tego powodu kibice nie muszą się nadmiernie bawić o odejście gwiazd Aston Villi. Nawet gdyby Watkins czy Luiz opuścili Villa Park, menedżer nie powinien mieć trudności z ukształtowaniem ich następców. Zwłaszcza że już teraz młodzi piłkarzy, tacy jak Morgan Rodgers czy John Duran dostają swoje szanse i wykorzystują niemal każdą z nich.
Aston Villa jest gotowa na kolejny krok
Po tak udanej kampanii przed klubem mnóstwo pracy. Sezon 23/24 pokazał, że ławka na Villa Park jest zbyt krótko i trzeba poszerzyć kadrę. Przed sztabem również stoi trudne zadanie, bo Villa straciła aż 16 bramek po stałych fragmentach gry. Więcej miały tylko beniaminki i Nottingham Forest. Jednak wszyscy w Birmingham są gotowi na kolejny krok w rozwoju i przybliżenie się do marzenia Unaia Emery’ego. Hiszpan śni o wygranej Ligi Mistrzów, a chociaż do tego jeszcze dużo brakuje, to na Villa Park powstaje bardzo solidny projekt. Jeśli wszystko w klubie będzie funkcjonować tak dobrze jak łapanie rywali na pułapki ofsajdowe, to kibice nie mają się o co martwić. W końcu nikt w całej Europie nie mógł się z nimi równać w tym aspekcie.