Arsenal zasłużonym liderem? 5 wniosków po 8. kolejce Premier League

Arsenal ma regularność w ogrywaniu słabszych

Jedyną przerwę reprezentacyjną przed mundialem w Katarze na fotelu lidera spędzi Arsenal. Kanonierzy w niedzielę ograli Brentford (3:0) na wyjeździe bez większych problemów. Pod kątem kontroli spotkania był to najlepszy występ Arsenalu w tym sezonie. Nie oddali rywalom inicjatywy na ani jeden dłuższy fragment. Ekipa Thomasa Franka oddała zaledwie 5 strzałów, co jest najniższą liczbą w meczu odkąd awansowali do Premier League w poprzednim sezonie. Arsenal grał z polotem, przeprowadzał dynamiczne, kombinacyjne akcje charakterystyczne dla obecnego zespołu. Drugi gol padł po akcji składającej się z 14 podań. Trzeci – po 20. Kanonierzy zagrali w stylu godnym lidera tabeli.

REKLAMA

Największym komplementem dla Arsenalu jest jednak fakt, że po prawie każdym meczu możemy pisać o nich w ten sposób. Od początku sezonu potrafią ogrywać teoretycznie słabsze drużyny od siebie i dominować nad rywalami. Unikanie potknięć na takich przeszkodach będzie kluczowe w walce o pierwszą czwórkę. Oczywiście, Arsenal przegrał na Old Trafford, ale na razie to jedyny mecz, po którym zespół nie mógł być z siebie zadowolony.

Cały Manchester City ma w sobie pierwiastek Erlinga Haalanda

O co dokładnie chodzi? Już tłumaczę. Zespół Pepa Guardioli pewnie wygrał z Wolves na Molineux (3:0), aczkolwiek to nie było najlepsze spotkanie w wykonaniu The Citizens. Kiedy w 33. minucie, przy stanie 2:0 Nathan Collins otrzymał czerwoną kartkę mogliśmy spodziewać się, że Manchester City wciśnie gaz do dechy i rozgromi rywala. Zespół Pepa Guardioli wraz z przyjściem Erlinga Haalanda stał się znacznie bardziej bezwzględny pod bramką rywala. Nie potrzebują zbyt wiele okazji, aby zamienić je na gola, co w niedalekiej przeszłości nie było takie oczywiste.

W meczu z Wilkami Manchester City wykreował sobie sytuacje, które model goli oczekiwanych (xG) wycenił na 1,30 gola. Obywatele zdołali z tego wykręcić 3 gole. Oczywiście, w jednym meczu takie odchylenia to normalka. Niemniej jednak, zespół Guardioli od początku sezonu strzela więcej niż „powinien”. Według różnych modeli xG (każdy inaczej liczy sytuacje) Man City w tym sezonie zdobyło 6-8 goli więcej. Ofensywa zespołu kręci się wokół Erlinga Haalanda, jednego z najlepiej kończących sytuacje napastników na świecie, więc nic dziwnego, że cała drużyna również potrzebuje mniej okazji do zdobycia bramki.

Leicester naprawdę może mieć kłopoty z utrzymaniem

Leicester po 7 spotkaniach zamyka ligową tabelę mając na koncie zaledwie 1 punkt. Co gorsza, stracili już 22 bramki, czyli średnio ponad 3 mecz. Debiutujący z Tottenhamem (2:6) środkowy obrońca Wout Faes nie będzie lekiem na wszystkie dolegliwości zespołu. Tak koszmarnego startu, nawet biorąc pod uwagę bardzo słabe okienko transferowe, nie zakładał nikt. Z każdą kolejką przekonanie, że Leicester nie spadnie, bo ma zbyt mocną kadrę maleje. Indywidualności tam są, ale co z tego, jeżeli aby zdobyć punkty w meczu to musisz strzelić kilka bramek. Oczywiście, zimowe okienko będzie czasem, kiedy to wszystko będzie można naprawić, ale przecież już w lecie było wiadomo o brakach kadrowych Lisów i nic z tym nie zrobiono.

Można odnieść wrażenie, że w Brendana Rodgersa już nikt nie wierzy, a on sam jest zmęczony pracą na King Power Stadium. Bardzo możliwe, że na stanowisku trzymają go problemy finansowe Leicester. Szkoleniowiec ma ważny kontrakt do końca sezonu 2024/25, a klub w obliczu aktualnej sytuacji nie pozwoli sobie na razie mieć na utrzymaniu dwóch trenerów.

Stałe fragmenty gry to tajna broń Tottenhamu

W siedmiu meczach obecnego sezonu Premier League Tottenham strzelił 5 goli po stałych fragmentach gry. To tylko o 3 mniej niż w całych poprzednich rozgrywkach ligowych. Latem chwaliliśmy Koguty za działania na rynku transferowym, ale możliwe, że najważniejszym ruchem okaże się zatrudnienie nowego trenera od stałych fragmentów gry – Gianniego Vio. Zabrzmi to nieco dziwnie, bo Tottenham z Leicester wygrał aż 6:2, ale bardzo możliwe, że gdyby nie stałe fragmenty gry to zespół Antonio Conte nie odniósłby zwycięstwa. W ten sposób strzelili gola na 1:1 i 2:1. W pierwszej połowie dośrodkowania ze stojącej piłki były niemal jedynym sposobem, w którym potrafili wypracować sobie groźne sytuacje. Gole ustawiają przebieg spotkania, a dzięki stałym fragmentom gry Tottenham może przejść do gry, która bardziej im odpowiada. Tak też było w sobotni wieczór. Przez większość meczu zespół Antonio Conte grał raczej gorzej niż lepiej.

Jeśli jesteśmy przy Tottenhamie to trzeba oczywiście wspomnieć o hat-tricku Heung-min Sona. Koreańczyk zdobył trzy gole po wejściu z ławki. Kibice Kogutów domagali się z przodu trójki Kulusevski – Kane – Richarlison i Conte w końcu spełnił ich życzenie. Plan z wpuszczeniem świeżego Sona na zmęczoną i najgorszą defensywę ligi, kiedy pojawi się miejsce do kontrataków był zabójczy. Warto odnotować też, że Son wszystkie gole strzelił już po zmianie ustawienia zespołu na 5-3-2, które zagęściło środek pola, a Koreańczyk w duecie z Kanem grał w ataku.

Nowy Everton da się lubić

W składzie Evertonu, który wyszedł na dzisiejszy mecz z West Hamem (wygrany 1:0) erę Carlo Ancelottiego, czyli sezon 2020/21 pamiętali tylko Demarai Gray i Alex Iwobi (choć ten wtedy grając jeszcze na skrzydle, a nie w środku pomocy był zupełnie innym piłkarzem). Oczywiście, kontuzjowani aktualnie są Jordan Pickford i Dominic Calvert-Lewin, ważnym zawodnikiem na przestrzeni sezonu pewnie będzie Abdoulaye Docoure, ale zmiany, które zaszły w Evertonie są zdecydowanie na plus. Może nie jest to zespół grający efektownie, ale Frank Lampard stworzył z nich kolektyw trudny do pokonania. Zwycięstwo z West Hamem było piątym spotkaniem z rzędu bez porażki i obecnie w Premier League lepszą serią mogą pochwalić się tylko Tottenham i Manchester City, czyli kluby, które jeszcze nie przegrały na arenie ligowej.

Na uznanie zasługuje linia defensywy. Środkowi obrońcy Conor Coady i James Tarkowski zostali sprowadzeni tego lata, boczni – Mykolenko i Paterson – w styczniu tego roku. Cała czwórka w klubie jest niedługo, a razem tworzą bardzo trudny do przełamania blok obronny. Z przodu dużo energii do gry wnoszą skrzydłowi Demarai Gray i Anthony Gordon oraz pomocnicy grający w roli box-to-box, czyli Onana i Iwobi. Nowy Everton już da się lubić, a wraz z rozwojem sezonu powinno być coraz lepiej.

REKLAMA

***

Kibiców Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,595FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ