Hit Premier League nie zawiódł! Starcie obecnego lidera z Londynu przeciw chwiejącym się na nogach gigantem z Liverpoolu nie zawiodło! Jednak wszelkie przedmeczowe analizy na temat przebiegu tego spotkania wzięły w łeb już w pierwszej minucie spotkania, kiedy Arsenal wyszedł na prowadzenia.
Pierwsza połowa
Kto miałby strzelić bramkę The Reds, jak nie Gabriel Martinelli? Brazylijczyk w 2019 roku był niezwykle chwalony przez Jürgena Kloppa. Niemiec nazwał go nawet największym talentem stulecia. I teraz Liverpool na własnej skórze przekonał się o umiejętnościach 21-latka, fantastycznie obsłużonego przez Odegaarda. Kanonierzy od początku grając w przewadze mogli pozwolić sobie na wyważoną grę. Podopieczni Mikela Artety cofnęli się na własną połowę, a gdy rywale zbliżali się do ich bramki – natychmiast do nich doskakiwali.
Jednak Arsenal nie wystrzegł się też pomyłek. Winnym okazał się ten, który jeszcze w poprzednim sezonie wydawał się niezawodny. Niestety teraz, Gabriel bywa elektryczny i tak stało się tym razem. Dwa błędy przy jednej akcji zakończyły się bramką Nuneza, który w końcu mógł odetchnąć. Na nieszczęście fanów The Reds, chwilę po tym jak ich drużyna nabrała wiatru w skrzydła, z gry przez kontuzje został wykluczony Luis Diaz. Kolumbijczyka zastąpił kat Arsenalu – Bobby Firmino. Spokojne zejście do szatni? Nic z tego! Arsenal wykonał drugą dobrą kontrę i po tym jak otworzył strzelanie w pierwszej połowie, tak również je zamknął. Martinelli znów popisał się wystawiając piłkę Sace. Ta bramka oznaczała też, że Liverpool przegrał 6 z 8 pierwszych połów na tym etapie rozgrywek. Dla porównania – przez cały poprzedni sezon byli w takiej sytuacji tylko raz…
Druga część spotkania
To na szczęście nie był koniec emocji w tym meczu! Kat Arsenalu – Firmino, świetnie zgubił błyszczącego w obecnej kampanii Salibę, by następnie nie dać szans Ramsdale’owi. Klopp próbował reagować, ale gdy zawodzili liderzy, Niemiec mógł tylko bezradnie machać rękami. Bez Salaha i Trenta w formie, Liverpool to zupełnie inna drużyna. Najważniejsi piłkarze nie zawodzili za to w Arsenalu. Jesus wywalczył karnego, którego pewnie wykończył Saka dając zwycięstwo 3-2. Xhaka, Saliba, Tomiyasu, który w końcu dostał swoją szansę. Okręt Artety nie przeciekał.
Artetaball
Na ten moment, w tabeli Arsenal i Liverpool dzieli aż 14 punktów. The Gunners pewnie ogrywają kolejnych rywali, a piłkarze z Anfield zdają się potykać o własne nogi. Nie wyglądają już jak drużyna, przez lata będąca kolosem budzącym strach w każdym. Z kolei Kanonierzy pewnie stawiają kolejny krok w rozwoju. Artetaball w pełnej krasie!