Terminarz ułożył się w taki sposób, że jeśli Arsenal wygrałby dziś zaległe spotkanie z Chelsea to odskoczyłby Manchesterowi City na 4 punkty. Zespół Pepa Guardioli nadal jednak będzie miał wszystko pod kontrolą, ponieważ ma dwa mecze do rozegrania więcej, ale Kanonierzy tym sposobem mogliby narzucić większą presję na głównych rywali w walce o mistrzostwo Anglii. Dzisiejszy test? Mecz u siebie z Chelsea, która w weekend sprawiła problemy właśnie Manchesterowi City w półfinale Pucharu Anglii.
Goście mieli jeden poważny ubytek – brak Cole’a Palmera
21-latek się rozchorował i nie znalazł się w kadrze meczowej na Emirates Stadium. Mauricio Pochettino przed spotkaniem mówił, że dla całej reszty zawodników to idealny moment, aby pokazać, że to Chelsea, a nie Cole Palmer FC. Jego podopieczni weszli jednak w mecz w taki sposób, jakby bardziej prawdziwa była ta druga nazwa. Arsenal od początku zaczął dominować i już w 4. minucie Leandro Trossard otworzył wynik spotkania. Belg po raz kolejny zdobył bardzo ważnego gola dla zespołu. Wcześniej trafiał na 2:2 z Bayernem w pierwszym spotkaniu oraz na 1:0 w sobotę przeciwko Wolves. Mikel Arteta postawił na Trossarda kosztem Gabriela Martinelliego, a ten odpłaca się największą wartością – golami.
Gospodarze już w pierwszym kwadransie mieli okazję podwyższyć prowadzenie i ustawić sobie mecz, ale ich nie wykorzystali. Bardzo łatwo tworzyli sobie okazje, sporo zagrożenia przynosiły odbiory w wysokim pressingu, ale z czasem Chelsea się obudziła i zaczęła dochodzić do głosu. Arsenal pozwalał jednak jedynie na akcje skrzydłami i nie dopuścił do klarownych sytuacji.
Na drugą połowę gospodarze wyszli nakręceni na strzelenie kolejnego gola
Ta sztuka zajęła im 7 minut. Po krótko rozegranym rzucie rożnym Rice oddał strzał z okolic szesnastki, piłka poodbijała się i spadła pod nogi White’a, który umieścił ją w siatce. Po drugiej bramce Kanonierzy złapali już pozytywny luz, który prowadził do kolejnych goli. Trzecie i czwarte trafienie to dzieło Kaia Havertza, który na listę strzelców powinien wpisać się już wcześniej, a na koniec drugie swoje trafienie dorzucił także Ben White. Bez bramki to spotkanie zakończył Martin Odegaard, ale Norwega trzeba wyróżnić za to co robił na boisku, bo zaliczył dwie asysty, a kilka jego podań to było prawdziwe dzieło sztuki.
Chelsea miała w pierwszej połowie momenty, w których wydawało się, że mogą nawiązać walkę, ale drugą połową tylko się ośmieszyli. Defensywa, która przeciwko Manchesterowi City w sobotę funkcjonowała bardzo dobrze dziś była dziurawa jak ser szwajcarski. Pochettino wymienił obu środkowych obrońców (za Thiago Silvę i Chalobaha zagrali Disasi i Badiashile), co – delikatnie rzecz ujmując – nie było trafionym pomysłem. Skrzdyłowi (Madueke i Mudryk) niedostatecznie wspomagali bocznych obrońców, więc Arsenal mógł się pobawić.
Arsenal 5:0 Chelsea (4′ Trossard, 52′ 70′ White, 57′ 65′ Havertz)
***
Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej