Arsenal może mieć 29 punktów przewagi nad Liverpoolem w tabeli, jednak żaden zespół przyjeżdżający na Anfield nie może czuć się zdecydowanym faworytem (nie wierzycie – zapytajcie Manchester United). Kanonierzy na tym stadionie ostatni raz punkty zdobyli w sezonie 2015/16, a odnieśli zwycięstwo – w 2012 roku. To był więc jeden z najważniejszych meczów dla Arsenalu w drodze po mistrzostwo Anglii.
Zespół Mikela Artety w tym sezonie przełamał jednak wiele negatywnych serii, więc nie było powodów, aby nie wierzyć, że tej akurat się nie uda
Arsenal bardzo szybko pokazał kto w tym sezonie jest po prostu zespołem lepszym. Nie bali się rozgrywać piłki pod pressingiem rywala i dobrze im ta sztuka wychodziła. Już w 8. minucie otworzyli wynik po akcji prawą stroną zakończoną przez Gabriela Martinelliego. Po objęciu prowadzenia Kanonierzy nadal trzymali się swojego planu i to zaowocowało drugą bramką w 28. minucie. Tym razem dośrodkowywał Martinelli, a gola głową strzelił Gabriel Jesus (w Wielkanoc, przypadek?).
Arsenal nie pozwalał rywalom na spokojne posiadanie piłki stosując wysoki i agresywny pressing. Liverpool unikał ryzyka i ich głównym sposobem na atak było posłanie dalekiego podania w stronę napastników, najczęściej Mohameda Salaha. Arteta zrobił jednak małe przetasowanie w linii obrony i Egipcjanina pilnował dziś nie nominalny lewy obrońca Zinchenko, a Gabriel Magalhaes, który skutecznie ograniczał zapędy gwiazdy The Reds. Ukrainiec natomiast przy pressingu często przesuwał się strefę wyżej. To pozwalało też Holdingowi, potencjalnemu punktowi zapalnemu defensywy Arsenalu, grać tam, gdzie czuje się najlepiej – w szerokości pola karnego.
Raz jednak Gabriel nie upilnował w polu karnym Salaha i zaczęło się robić niebezpiecznie
Po akcji Liverpoolu lewą stroną piłka „znalazła” Egipcjanina kilka metrów od bramki i dał on swojemu zespołowi gola kontaktowego. Nagle trybuny na Anfield się ożywiły, piłkarze Liverpoolu się nakręcili, a gra stała się bardziej chaotyczna. Wydawało się, że kluczowa będzie przerwa, ale po niej nadal Liverpool miał swój moment. W 53. minucie otrzymali rzut karny po faulu Holdinga na Jocie, ale Salah spudłował nie trafiając nawet w światło bramki. Niemniej jednak, wyrównująca bramka dla Liverpoolu wisiała w powietrzu. Arsenal znalazł się na karuzeli, którą musiał jak najszybciej zatrzymać.
Udało się to w momencie, gdy Gabriel został znokautowany po strzale rywala, a przez ten czas, w którym lekarze udzielali mu pomocy medycznej Liverpool wytracił momentum. Nadal byli zespołem lepszym, prowadzącym grę, a Kanonierzy zbyt często za szybko pozbywali się piłki, jednak wspomniana karuzela trochę wyhamowała. Aby utrzymać wynik Arteta przeszedł na piątkę obrońców i wprowadził Jakuba Kiwiora. To się nie udało. W 87. po lewej stronie za łatwo Arnoldowi dał się ograć Zinchenko i Roberto Firmino strzelił na 2:2. Arsenal wypuścił z rąk zwycięstwo i stracił 2 punkty, które mogą być decydujące w walce o tytuł.
Liverpool 2:2 Arsenal (Salah, Firmino – Martinelli, Jesus)
***
Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej