9. kolejka Premier League mogłaby zostać określona serią gier goli w doliczonym czasie gry. Po minionym weekendzie w standardowym podsumowaniu bierzemy na tapet: pozytywnie powtarzalne Nottingham Forest, nowego skrzydłowego Guardioli, pechowe (?) Fulham, liderów ofensywy Chelsea oraz zarządzanie prowadzeniem przez Arsenal.
Pozycja Nottingham Forest w tabeli Premier League nie jest przypadkiem
Nottingham Forest pokonując Leicester na wyjeździe (3:1) odniosło kolejne zwycięstwo i po 9 meczach znajdują się na 7. pozycji w tabeli z dorobkiem 16 punktów. Takiego startu sezonu ze strony zespołu Nuno Espirito Santo spodziewali się chyba tylko najbardziej optymistycznie nastawieni fani. Forest stało się zespołem pozytywnie przewidywalnym, który konsekwentnie gra według swojej filozofii, dopasowując ją do zasobów, którymi dysponuje trener oraz atutów ich piłkarzy.
Forest wyróżnia przede wszystkim bardzo szczelna defensywa. W 9 meczach stracili tylko 7 goli, co jest drugim najlepszym wynikiem w Premier League. Bronienie oparte na średnim lub niskim pressingu skutecznie powstrzymuje przeciwników przed stwarzaniem dogodnych okazji (żaden zespół nie dopuścił rywali do mniejszej liczby „big chances”). Z przodu natomiast są bardzo groźni w kontratakach wykorzystując dynamikę Hudsona-Odoia, Anthony’ego Elangi, Morgana Gibbs-White’a (obecnie kontuzjowanego) czy Elliota Andersona, ale też potrafią zawiązać atak po zebraniu drugiej piłki w środkowej strefie boiska. Mają także świetnego snajpera, ponieważ Chris Wood regularnie trafia do siatki i nie potrzebuje wiele sytuacji, aby to zrobić. Forest naprawdę gra dobrze i ich obecna pozycja w tabeli nie jest przypadkiem. Choć jej utrzymanie do końca sezonu będzie oczywiście niespodzianką.
Pep Guardiola wynalazł sobie nowego skrzydłowego
Jeremy Doku, Jack Grealish, Oscar Bobb i Savinho. Taki kwartet przygotował Manchester City na ten sezon do obsady skrzydeł. Obecnie z całej czwórki zdrowy i gotowy do gry jest tylko jeden – Savinho. Pep Guardiola ma oczywiście opcje awaryjne, ponieważ doświadczenie z gry przy linii bocznej mają Bernardo Silva oraz Phil Foden. Hiszpański szkoleniowiec chcąc jednak ustawiać Portugalczyka i Anglika w środkowej strefie boiska wpadł na zaskakujący pomysł. Na lewym skrzydle w dwóch ostatnich meczach – ze Spartą Praga w Lidze Mistrzów oraz z Southampton w ostatniej kolejce ligowej – zagrał Matheus Nunes, nominalny środkowy pomocnik o charakterystyce box-to-box.
Pomysł Pepa sprawdził się bardzo dobrze. Występ ze Spartą był zdaniem większości jego najlepszym w barwach Manchesteru City. Przeciwko Southampton (1:0) zespół częściej przeprowadzał ataki prawą stroną, ale Portugalczyk miał udział przy jedynej bramce tego dnia notując asystę przy trafieniu Erlinga Haalanda. Matheus Nunes spełnia zadania, których od skrzydłowych oczekuje Pep Guardiola, czyli rozszerza grę, zapewnia utrzymanie piłki i kontrolę spotkania, a gdy jest okazja to robi różnicę. Dotychczas jego transfer uważano za niewypał, ponieważ pierwszy sezon miał kiepski, ale być może plaga kontuzji wśród skrzydłowych będzie przełomem w jego karierze na Etihad Stadium.
Marco Silva wykonuje bardzo dobrą pracę w Fulham
Fulham zremisowało w 9. kolejce Premier League z Evertonem (1:1) i był to dla nich już trzeci mecz bez zwycięstwa. Poprzednie porażki ponieśli jednak z bardzo silnymi przeciwnikami (Manchesterem City i Aston Villą) i były one honorowe. Przed startem sezonu niewiele osób wierzyło w Fulham. Po stracie Joao Palhinhii, kluczowego ogniwa środka pola oraz Tosina Adarabioyo, szefa defensywy wieszczono klubowi z Craven Cottage problemy, ale Marco Silva zdążył poukładać klocki i przygotować zespół do sezonu już od 1. kolejki.
Strata punktów z Evertonem była bardzo pechowa. Fulham było lepsze, prowadziło grę, mimo nieobecności Joachima Andersena odcięło Everton od kreowania szans, ale w samej końcówce, gdy rywale zaczęli grać „na aferę” stracili bramkę. The Cottagers nie zmienili swojego stylu gry. Nadal starają się być zespołem elastycznym. Prowadzić grę i kontrolować mecz, opierać swoje ataki na kombinacyjnych akcjach skrzydłami i wielu dośrodkowaniach, ale jeśli nie są w stanie tego zrobić to nastawiają się na kontrataki. Zmianą w porównaniu do poprzedniego sezonu jest natomiast uszczelnienie defensywy, dzięki czemu są w stanie mierzyć w wyższe cele niż spokojne utrzymanie. 12 punktów po 9 meczach to niezły dorobek, ale z gry Fulham zasłużyło na więcej.
Ofensywa Chelsea ma twarz Cole’a Palmera i Nicolasa Jacksona
Chelsea w 9. kolejce Premier League pokonała na własnym stadionie Newcastle (2:1), które mimo dość kiepskiego startu sezonu potrafiło sprawiać problemy zespołom z big six (zwycięstwo z Tottenhamem i remis z Man City). The Blues znaleźli jednak patent na zespół Eddiego Howe’a. Potrafili wykorzystać ich agresywny sposób bronienia wyprowadzając ataki w szybkim tempie, a kluczowi w tym spotkaniu byli Cole Palmer i Nicolas Jackson. Za tą dwójkę przy wysokim pressingu odpowiadali środkowi obrońcy Srok, jednak Dan Burn i Fabian Schar nie potrafili upilnować swoich przeciwników. Palmer i Jackson bardzo często w pierwszym kontakcie gubili kryjących ich obrońców i przyspieszali atak. Najpierw minimalny spalony zadecydował o anulowaniu gola Palmera po podaniu Jacksona, ale potem już obaj strzelili po bramce.
Od początku poprzedniego sezonu Cole Palmer i Nicolas Jackson to jeden z najbardziej zabójczych duetów w Premier League, co potwierdzają liczby. Pod koniec września to oni mieli najwięcej wypracowanych wzajemnie goli. Palmer bardzo często idealnie w tempo zagrywa na wolne pole do Jacksona, ale współpraca działa też w drugą stronę. Gdy napastnik zejdzie pod piłkę i wyciągnie obrońców, pomocnik potrafi inteligentnie wbiec w wolną przestrzeń.
Arsenal musi lepiej zarządzać prowadzeniem w meczach z czołówką
Arsenal przystępował do meczu w trudnej sytuacji, a kończył w jeszcze trudniejszej. Przez ostatnie 20 minut (licząc z doliczonym czasem gry) w linii obrony grał Thomas Partey, Ben White, Jakub Kiwior i Myles Lewis-Skelly. Jeden piłkarz z podstawowego zestawienia defensywy, który i tak nie był ustawiony tam, gdzie zawsze. W tym kontekście Arsenal powinien ten punkt szanować, natomiast patrząc na przebieg meczu powinien czuć niedosyt, ponieważ przez większość spotkania prowadził. Sposób gry zespołu Mikela Artety przy prowadzeniu nie był jednak idealny.
Arsenal zrobił to, co robi bardzo często w meczach z czołówką – cofnął się do niskiej defensywy i bronił na własnej połowie. Problemem w tej fazie gry nie jest sama defensywa, ponieważ rywale – także Liverpool w niedzielę – zazwyczaj mają problem ze stwarzaniem sytuacji, a niwelowanie własnych atutów w ofensywie. Angażując tak wielu graczy w bronienie Kanonierzy mają trudności z wyprowadzaniem ciosów po kontratakach. W drugiej połowie pierwszy strzał oddali dopiero w 77. minucie. Bramkę na 2:2 paradoksalnie stracili po kontrataku, natomiast można odnieść wrażenie, że gdyby Arsenal trzymał się sposobu gry z pierwszej połowy to mógłby podwyższyć prowadzenie i szybciej zamknąć ten mecz. Mamy świadomość, że Arteta prawdopodobnie chciał maksymalnie na ile to możliwe odciąć rywali od możliwości wyprowadzania kontrataków, które są ich najgroźniejszą bronią, jednak w pierwszej połowie Liverpool również nie miał okazji, aby atakować w ten sposób.
Co jeszcze wydarzyło się w 9. kolejce Premier League?
- Świetne widowisko oglądaliśmy na Gtech Comminuty Stadium. Zaczęło się od dwubramkowego prowadzenia Ipswich, następnie trzy gole zdobyło Brentford, w 86. minucie zespół McKenny doprowadził do wyrównania, a w 90+6. minucie rzutem na taśmę Bryan Mbeumo zapewnił Brentford komplet punktów.
- Niesamowity comeback zanotowało Wolves. Po golach w 86. i 90+3. minucie uratowali punkt w meczu z Brighton (2:2). Dla zespołu Gary’ego O’Neila było to jednak dopiero drugie „oczko” w tym sezonie.
- Gola w doliczonym czasie gry zmieniającego stan meczu oglądaliśmy także na Villa Park. Aston Villa straciła prowadzenie na rzecz Bournemouth, a do siatki na 1:1 trafił Evanilson.
- Mało? No to gol po podstawowym czasie padł także w meczu West Hamu z Manchesterem United, a strzelił go Jarrod Bowen z rzutu karnego. Dzięki temu Młoty pokonały Czerwone Diabły (2:1). Zespół Erika ten Haga z ostatnich 8 meczów we wszystkich rozgrywkach wygrał… jeden.
- Niespodziewaną porażkę poniósł także Tottenham, który na Selhurst Park nie dał rady Crystal Palace (0:1). Dla zespołu Olivera Glasnera było to pierwsze ligowe zwycięstwo w tym sezonie.
***
Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej