Arsenal 2023/24, czyli kapitalny sezon zakończony jedynie pucharem pocieszenia

Zaczęło się od zwycięstwa w meczu o Superpuchar Anglii z Manchesterem City po rzutach karnych, ale kolejnych trofeów do gabloty nie udało się wrzucić. To najważniejsze – mistrzostwo kraju – było jeszcze bliżej niż w poprzednim sezonie, ponieważ Arsenal stracił do Manchesteru City tylko 2 punkty i do ostatniego dnia sezonu mieli szansę na tytuł. Gorzej wypadli w pucharach krajowych, gdzie odpadali na wczesnym etapie rozgrywek, a w Lidze Mistrzów doszli do ćwierćfinału. To był bardzo dobry sezon Kanonierów, który pozostawia jednak niedosyt u kibiców.

Arsenal głównym rywalem Manchesteru City

W poprzednich rozgrywkach walka o tytuł i ostatecznie zdobycie wicemistrzostwa było przebiciem oczekiwań jakie mieli kibice wobec zespołu przed startem rozgrywek. W tym – choć część osób uważała, że druga taka szansa na wygranie ligi się nie powtórzy – Kanonierzy przystępowali do sezonu jako główny rywal Manchesteru City w wyścigu o triumf w Premier League. Mikel Arteta za podstawowy cel obrał uszczelnienie defensywy, ponieważ liczba straconych goli w poprzednich rozgrywkach była głównym powodem, przez który jego zespół nie zdołał utrzymać tempa The Citizens. Arsenal od początku sezonu sprawiał wrażenie zespołu bardziej zachowawczego, który za wszelką cenę nie chce stracić bramki. Kanonierzy stawiali bardzo mocno na kontrolę meczu, nie tylko przez utrzymywanie się przy piłce na połowie rywala i szybki odbiór po stracie, ale także – najczęściej z rywalami z wyższej półki – ustawiając się wysoko, uniemożliwiając im przeniesienie futbolówki wyżej i czekając na odbiór.

REKLAMA

W początkowym etapie sezonu w wielu meczach najbardziej efektywnym rozgrywającym Arsenalu był wysoki pressing. O ile grę bez piłki zespół Mikela Artety opanował do perfekcji, tak bardziej zachowawcze podejście w atakach pozycyjnych przełożyło się na kłopoty z kreatywnością. Obok wysokiego pressingu drugą najgroźniejszą bronią The Gunners w ofensywie były stałe fragmenty gry. Na początku grudnia Arsenal miał siódmy najwyższy współczynnik goli oczekiwanych (xG) w Premier League, wyłączając rzuty karne – dziesiąty, a nie licząc jeszcze stałych fragmentów gry – dopiero dwunasty. Połowa zespołów w lidze była od nich lepsza także w liczbie wykreowanych „dużych okazji” (big chances). Arsenal równoważył te braki znakomitą defensywą, ponieważ wszelkie statystyki wskazywały, że są zespołem, któremu najtrudniej strzelić bramkę, natomiast Mikel Arteta musiał pomyśleć jak usprawnić ofensywę, aby zwiększyć szansę na mistrzostwo.

Dlaczego ofensywa nie działała tak jak powinna?

Arsenal latem dokonał lekkiej przebudowy kadry, która miała niebagatelny wpływ na początek sezonu. Pozwolono odejść Granitowi Xhace, o którym trudno było powiedzieć, że jest piłkarzem nie do zastąpienia, ale atuty Szwajcara dobrze wpisywały się w to, czego potrzebował zespół. Arsenal w jego miejsce nie sprowadził jednak żadnego zawodnika o podobnym profilu. Lukę uzupełniał Kai Havertz, którego charakterystyka jest zupełnie inna. Niemiec zaliczał mniej kontaktów z piłką, nie potrafił tak często zagrywać do przodu jak jego poprzednik, często spowalniał akcje i lewe skrzydło przestało odpowiednio funkcjonować. Zespół zatracił odpowiedni balans.

Na początku sezonu problemy zdrowotne dotknęły również Gabriela Jesusa, który jest jednym z najbardziej kreatywnych napastników na świecie, więc to również miało swój wpływ na większe problemy Arsenalu z kreowaniem sytuacji. Kolejnym czynnikiem, który musimy wskazać to podejście rywali. Coraz więcej zespołów podchodziło do Kanonierów z dużym respektem oddając im inicjatywę i ustawiając się bardzo defensywnie, w niskim bloku, podwajając skrzydłowych. Zespół Mikela Artety nie miał już tyle przestrzeni, ile w większości meczów w poprzednim sezonie. Teraz sami musieli sobie tą przestrzeń stworzyć. W tych trudnych momentach na pierwszy plan wysunął się Bukayo Saka, który do grudnia miał udział przy 9 golach w 12 meczach.

Ewolucja Martina Odegaarda i grudniowy kryzys skuteczności

Choć to grudzień był miesiącem, do którego wracają kibice Arsenalu jako ten, przez który przegrali walkę o mistrzostwo Anglii z Manchesterem City to wtedy Mikel Arteta dokonał zmiany, która odblokowała ofensywę The Gunners. To Martin Odegaard zaczął częściej cofać się do rozegrania, miał więcej swobody w fazie posiadania piłki i odpowiadał za progresję futbolówki. Havertz – wówczas ciągle grający jeszcze w pomocy – mógł skupić się na działaniach głównie w ostatniej tercji boiska, gdzie jest najbardziej efektywny. Norweg natomiast ogromnie zyskał na bardziej elastycznej pozycji. Na początku sezonu nie wywiązywał się odpowiednio z roli głównego kreatora zespołu, natomiast częściej schodząc po piłkę i mając większy wpływ na konstruowanie akcji zyskał nie tylko on sam, ale przede wszystkim cały zespół.

Dlaczego więc Arsenal w grudniu wygrał tylko 3 z 7 meczów i zdobył zaledwie 10 punktów?

Głównym problemem była skuteczność – zarówno ich, jak i przeciwników. Zespół Mikela Artety zdobył 10 goli przy współczynniku xG wynoszącym 15,68, natomiast ich rywale kreując xG na poziomie 7,00 również zdobyli 10 bramek. Paradoksalnie w momencie, gdy Kanonierzy zaczęli grać lepiej to rozpoczął się ich najgorszy okres w sezonie pod względem wyników zakończony (to już w styczniu) odpadnięciem z Pucharu Anglii przeciwko Liverpoolowi po dobrym meczu, w którym zabrakło skuteczności.

Uczciwie trzeba jednak przyznać, że w tamtym okresie defensywa Arsenalu złapała lekką zadyszkę. Problemem była przede wszystkim dyspozycja bocznych obrońców, a rywale często wykorzystywali ten czuły punkt szukając podań do skrzydłowych tak, aby mogli oni wchodzić w pojedynki. Ben White zaczął popełniać coraz więcej błędów, a nieoficjalne doniesienia insajderskich źródeł związanych z Arsenalem sugerowały, że Anglik gra z kontuzją (patrząc na jego późniejszą dyspozycję prawdopodobieństwo słuszności tych informacji oceniamy bardzo wysoko). Na lewej stronie defensywy coraz częściej eksponowana była niefrasobliwość w defensywie Oleksandra Zinchenki. Jego zmiennik Takehiro Tomiyasu był kontuzjowany, podobnie jak Jurrien Timber, który stracił niemal cały sezon, więc swoje szanse na lewej obronie dostawał Jakub Kiwior, dla którego nie jest to naturalna pozycja.

Ładowanie baterii w Dubaju

W 2024 rok Arsenal wchodził mając na koncie 40 punktów po 20 meczach. Utrzymanie takiej średniej zagwarantowałoby pierwszą czwórkę, ale szybko zakończyłoby nadzieje na tytuł. Zespół Mikela Artety musiał zacząć punktować lepiej. I to zrobił. 2024 rok był fantastyczny. W kolejnych 18 meczach The Gunners potknęli się tylko dwa razy – najpierw remisując bezbramkowo z Manchesterem City na Etihad Stadium, a później przegrywając 0:2 z Aston Villą przed własną publicznością. Łącznie w 2024 roku zdobyli 49 punktów na 55 możliwych, a ich bilans bramek zatrzymał się na 54:9. Przez fantastyczną formę Manchesteru City, który 2024 rok zakończył z bilansem 16 zwycięstw, 3 remisów i żadnej porażki nie wystarczyło, aby zdobyć tytuł, natomiast trudno oczekiwać od drużyny Artety, że w drugiej połowie sezonu mogła zrobić coś więcej.

Kluczowa dla poprawy gry i wyników okazała się przerwa zimowa. 7 stycznia Arsenal odpadł z Pucharu Anglii z Liverpoolem i na następny mecz musiał czekać dwa tygodnie. Klub wykorzystał ten czas organizując mini-zgrupowanie w Dubaju, a zespół miał chwilę, aby wyczyścić głowy po rozczarowujących wynikach w poprzednich tygodniach. Jak już wcześniej wspomnieliśmy, Kanonierzy już w grudniu odblokowali ofensywę, ale brakowało skuteczności. Kibice w styczniu domagali się sprowadzenia nowego napastnika, wielu ekspertów również przewidywało taki scenariusz, ale klub konsekwentnie trzymał się planu i mimo trudnej sytuacji w ligowej tabeli nie przeprowadził żadnego transferu przychodzącego w zimowym okienku.

REKLAMA

Ryzyko się opłaciło, ponieważ Arsenal po powrocie do gry rozjeżdżał kolejnych rywali

Wskazując najlepszy okres jakiegokolwiek zespołu w tym sezonie Premier League musielibyśmy postawić właśnie na Arsenal od przerwy zimowej do marcowego zgrupowania reprezentacji narodowych. Wprawdzie w 1/8 finału Ligi Mistrzów z Porto mieli problemy i do wyeliminowania portugalskiego zespołu potrzebowali rzutów karnych, natomiast w lidze wygrali wszystkie 8 spotkań z bilansem bramkowym 33:4. Na wyjazdach pokonali Sheffield i West Ham rozmiarami 6:0, w domowych starciach z Burnley i Crystal Palace 5:0, było także zwycięstwo 3:1 z Liverpoolem po kapitalnym meczu. Skuteczność wróciła z nawiązką i zespół Mikela Artety osiągnął szczytową formę. Wyjazdowe mecze, w których kibice gospodarzy zawijali się ze stadionu już w pierwszej połowie nie mogąc patrzeć na bezradność swojego zespołu na tle Arsenalu to momenty, które zapiszą się w pamięci nie tylko fanom The Gunners, ale i wszystkim osobom uważnie śledzącym Premier League.

Finisz z bardziej zachowawczym podejściem

Oba mecze, w których Arsenal stracił punkty w 2024 roku miały miejsce już po marcowej przerwie reprezentacyjnej. Remis na Etihad Stadium – wbrew teoriom, które teraz się pojawiają – wówczas odbierano pozytywnie. Arsenal utrzymał wówczas przewagę jednego punktu nad The Citizens przy równej liczbie meczów. Arteta zastosował bardzo zachowawcze podejście, zawodnicy zagrali chyba jeszcze bardziej defensywnie niż zakładał, ale finalnie udało im się zatrzymać serię 57 domowych meczów Manchesteru City ze strzeloną bramką.

Mecz na Etihad był zwiastunem, że bardziej defensywne nastawienie zespołu będziemy oglądać także w kolejnych spotkaniach. Do marcowego zgrupowania kadr narodowych średnie posiadanie piłki Kanonierów wynosiło 61,8%, a w ostatniej tercji boiska – 75,8%. W ostatnich 10 meczach sezonu spadło ono do 48,8%, natomiast w tercji ataku wynosiło 57,5%. Podopieczni Artety oddali inicjatywę także na Tottenham Hotspur Stadium (zwycięstwo 3:2) oraz Old Trafford (zwycięstwo 1:0). W mniejszym stopniu zrobili to także w domowym meczu z Chelsea, który wygrali 5;0, a z rywalami o mniejszym potencjale również wybierali fragmenty meczów, gdy pozwalali im na spokojną wymianę podań cofając się do obrony średniej lub niskiej.

Arsenal w ten sposób mógł wykorzystać przestrzeń po odbiorze, a ich organizacja gry bez piłki oraz jakość poszczególnych zawodników w defensywie (Saliba, Gabriel, Rice, White, Tomiyasu) jest na tyle wysoka, że komfortowo czują się broniąc na własnej połowie. W ten sposób Arsenal unikał także grania na wysokiej intensywności przez cały mecz, dzięki czemu zachował siły do samego końca sezonu (czego nie można powiedzieć o poprzednim sezonie).

Zabrakło tylko trofeum, ale progres jest

Głosy na koniec sezonu, że Arsenal znowu nic nie wygrał, że to była ostatnia szansa na mistrzostwo, a kadencja Mikela Artety jest porażką są zdecydowanie przesadzone. Z drugiej strony, rozłożenie rąk z pytaniem, co Arsenal mógł więcej zrobić też nie jest odpowiednim podejściem, bo – jak pokazaliśmy wyżej – pierwsza część sezonu była przeciętna jak na możliwości tego zespołu.

Nie ulega jednak wątpliwości, że Kanonierzy znowu zrobili postęp w porównaniu do poprzedniego sezonu. Zdobyli 5 punktów więcej, mimo że tym razem granie w Premier League musieli łączyć z Ligą Mistrzów. Strzelili o trzy gole więcej i stracili aż 14 mniej. To był ich drugi najlepszy sezon w Premier League w historii klubu (po The Invincibles), jeśli chodzi o liczbę punktów. 28 wygranych meczów to natomiast najlepszy wynik, podobnie jak 91 strzelonych goli oraz bilans bramkowy +62. W erze Premier League tylko dwóch wicemistrzów Anglii zdobyło więcej punktów (Liverpool 2018/19 i 2021/22). Porównując obecny sezon Arsenalu do średnich rezultatów wszystkich mistrzów Anglii od założenia Premier League Kanonierzy lepiej punktują (2,29 do 2,32 pkt/mecz), więcej strzelają (2,15 do 2,41 goli/mecz) i mniej tracą (0,83 do 0,76 goli straconych/mecz).

Liczby mówią, że Arsenal zasłużył na mistrzostwo Anglii

Test oka – także. Ich problem polega jednak na tym, że muszą rywalizować z Manchesterem City Pepa Guardioli, który na ten tytuł również zasłużył. Walka szła na żyletki nie tylko w tabeli, ale także na podstawie oglądania tych zespołów i analizowania statystyk bardzo trudno powiedzieć który zespół na przestrzeni całego sezonu był lepszy. Według serwisu Understat w tabeli punktów oczekiwanych o jedno „oczko” więcej powinien zgromadzić Manchester City, natomiast odejmując różnicę xG (goli oczekiwanych) od xGC (goli oczekiwanych straconych) minimalnie lepszy okazuje się Arsenal. To był wyścig dwóch równych sobie zespołów, z których jeden musiał przegrać. Padło na Kanonierów, ale jesteśmy pewni, że nie powiedzieli oni jeszcze ostatniego słowa i za rok ponownie będą walczyć o tytuł.

***

Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,726FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ