Historyczne zwycięstwo Liverpoolu nad Manchesterem United, niespodziewany comeback Arsenalu, wielkie Brighton czy nowy bohater Manchesteru City. 26. kolejka Premier League trochę wynagrodziła nam nudy przed tygodniem i przyniosła sporo nowych, ciekawych wniosków.
Manchester City ma nowy argument w walce o tytuł
Pep Guardiola po Mistrzostwach Świata najczęściej stawiał na duet skrzydłowych Jack Grealish (po lewej) i Riyad Mahrez (po prawej). Forma Phila Fodena zdecydowanie spadła, a ponadto Anglik miał problemy z kostką. W ostatnich tygodniach 22-latek wrócił jednak w wielkim stylu. Przed tygodniem w meczu z Bournemouth strzelił gola i miał asystę, we wtorek w Pucharze Anglii dołożył dwa trafienia, a z Newcastle otworzył strzelanie fantastyczną indywidualną akcją. Foden ma cechy, której skrzydłowym Manchesteru City w wielu meczach brakowało – bezpośredniość, odwagę, szybkość – dzięki którym potrafi tworzyć przewagę indywidualną oraz notuje liczby. W każdym z w/w spotkań Foden wykonał najwięcej udanych dryblingów w swoim zespole.
Powrót do formy Phila Fodena to kapitalna wiadomość dla Pepa Guardioli. Anglik może grać zarówno na prawym, jak i lewym skrzydle (także w środku, ale tam Man City ma mocną obsadę). Najlepsza jedenastka Manchesteru City w tym momencie musi zawierać Phila Fodena.
Arsenal musi poprawić bronienie stałych fragmentów gry
Po zwycięstwie z Bournemouth o Arsenalu można napisać wiele. Miała być spokojna wygrana, a był niesamowity comeback z 0:2 na 3:2 po golu w ostatniej akcji meczu. To już trzeci gol Kanonierów w samej końcówce na wagę zwycięstwa od wznowienia rozgrywek ligowych po Mistrzostwach Świata. Zespół Mikela Artety należy chwalić za charakter i umiejętność gry do końca (bo każda z tych bramek wynikała z założenia oblężenia na pole karne przeciwnika), ale nie musieliby tego robić, gdyby nie jeden mankament – bronienie przy stałych fragmentach gry.
Po Mistrzostwach Świata ten element zdecydowanie kuleje. W pierwszej części sezonu Arsenal charakteryzował się nie tylko tym, że potrafił strzelać bramki po dośrodkowaniach ze stojącej piłki, ale też bardzo mało ich tracił. W 8 ostatnich ligowych meczach stracili w ten sposób cztery gole. Z Evertonem kosztowało ich to porażkę, z Brentford remis, a z Manchesterem United i Bournemouth potrzebowali gola w końcówce, aby odwrócić losy spotkania i zdobyć 3 punkty. Arsenal udowodnił tym, że jest bardzo mocny i ma niesamowitą siłę ognia w ofensywie, ale liczba traconych goli jest nieco niepokojąca.
Brighton w TOP 4? Czemu nie
Brighton Roberto De Zerbiego jest zespołem, którym trudno się nie zachwycać. W sobotę pokonali West Ham aż 4:0 i to był kolejny ofensywny popis Mew. Szczerze mówiąc – ciężko znaleźć bardziej efektownie grający zespół po Mistrzostwach Świata. Co więcej, styl gry Brighton jest także efektywny. Zespół Roberto De Zerbiego zawsze potrafi znaleźć sposób na ominięcie pressingu rywala lub przełamanie ich defensywy, gdy bronią bliżej własnej bramki, a sam trener ma w zanadrzu lekkie korekty taktyczne, które pomagają w tym zespołowi. Brighton ma też indywidualną jakość w postaci skrzydłowych – Kaoru Mitomy i Solly’ego Marcha – którzy są bardzo produktywni.
Roberto De Zerbi miał kontynuować świetną pracę Grahama Pottera na The Amex i świetnie to robi. Chyba nawet przekroczył najśmielsze oczekiwania fanów. Pod jego sterami zespół gra jeszcze lepiej niż za poprzedniego szkoleniowca. Po mundialu lepszy wskaźnik xG/mecz (gole oczekiwane) ma tylko Manchester City. Brighton gra fantastycznie już przez dłuższy okres, więc stają się coraz bardziej wiarygodni. Na ten moment do TOP 4 tracą 7 punktów, ale mają aż o 3 mecze rozegranie mniej od czwartego Tottenhamu. Brighton w Lidze Mistrzów w następnym sezonie? To jest możliwe!
Kiedy stabilizacja w Tottenhamie? Chyba nigdy
Tottenham to zespół, który od początku sezonu nie może złapać stabilizacji, a 4. miejsce, które obecnie zajmują zawdzięczają w dużej mierze niezbyt silnej konkurencji. Wyniki Kogutów to istna sinusoida. Dwie porażki 0:1 (z Sheffield w FA Cup i Wolves w lidze) każą znów zastanowić się nad przyszłością tego zespołu. Ostatnia seria czterech meczów bez porażki miała miejsce na początku października. Po Mistrzostwach Świata Tottenham przegrał 7 z 15 meczów we wszystkich rozgrywkach.
Fanów Kogutów przede wszystkim może martwić postawa ofensywy. Wszystko opiera się na Harrym Kanie, ale i on nie zawsze potrafi dźwigać zespół na swoich barkach. Od wznowienia rozgrywek po mundialu Tottenham w ani jednym spotkanie nie przekroczył granicy dwóch goli oczekiwanych (xG). W przeliczeniu na mecz zespół Antonio Conte zajmuje w tej statystyce 13. miejsce w tym okresie. Tottenham często jest nastawiony po prostu zbyt defensywnie i nie angażuje w ataki dostatecznej liczby zawodników. Z drugiej strony, można to zrozumieć, ponieważ defensywa też nie jest najpewniejsza. Tottenham od początku sezonu nie potrafi wypracować balansu pomiędzy atakiem, a obroną.
Wyjazd na Anfield to ciągle jeden z najtrudniejszych meczów w sezonie Premier League
Niezależnie od tego w jakiej formie jest Liverpool – wyjazd na Anfield to ciągle jeden z najtrudniejszych meczów w całym sezonie Premier League. Będąc w kiepskiej formie pokonali na własnym boisku Manchester City w październiku, wygrali z Newcastle, które przegrywa bardzo rzadko, a teraz roznieśli w pył Manchester United 7:0. O ile w tabeli wyjazdowej są dopiero na 10. miejscu, tak biorąc pod uwagę jedynie mecze domowe – więcej punktów zdobył tylko Manchester City i Arsenal. W obecnym sezonie na Anfield wygrało tylko Leeds. Trybuny na tym stadionie ciągle potrafią dodać piłkarzom skrzydeł, przez co zespół Jurgena Kloppa jest w stanie grać z większą werwą i energią.
Rozmiary zwycięstwa – jak to często w takich przypadkach bywa – są mylące. Liverpool był bezlitosny, a każda bramka jeszcze bardziej ich napędzała. Weszli na taki poziom pewności siebie i zaufania do swoich umiejętności, że wychodziło im wszystko. Z 8 celnych strzałów strzelili aż 7 goli. W pierwszej połowie Liverpool grał dobrze, aczkolwiek nie byli wyraźnie lepsi od Man United. Dopiero kiedy rywale się otworzyli to gospodarze wykorzystywali wolną przestrzeń przy szybkich atakach.
Liverpool 7:0 Manchester United
Co jeszcze działo się w 26. kolejce Premier League?
- Pewnie zastanawiacie się dlaczego nie ma nic o Manchesterze United, więc odpowiadamy. Ano dlatego, że o porażce 0:7 z Liverpoolem napisaliśmy osobny, większy tekst.
- Newcastle przegrało 0:2 z Manchesterem City i minął już miesiąc odkąd wygrali ostatni mecz biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywki. Kontuzje i innego typu absencje bardzo skomplikowały sytuację zespołu Eddiego Howe’a w walce o TOP 4. Ich wcześniejsza świetna seria w dużej mierze bazowała przede wszystkim na grze w niezmienionym składzie.
- Cały czas bardzo ciekawie jest na dole tabeli, a to przede wszystkim za sprawą zwycięstwa Southampton nad Leicester. Święci w tym meczu pokazali, że mają argumenty za tym, aby się utrzymać, a Lisy ciągle muszą się obawiać o utrzymanie.
- W końcu, po prawie 50 dniach, wygrała Chelsea. W meczu z Leeds (1:0) Graham Potter przeszedł na ustawienie z trójką obrońców, ale przebieg gry był podobny, jak we wcześniejszych meczach. Niewiele okazji stworzyli, do niewielu dopuścili. Tym razem to The Blues byli skuteczniejsi od rywali.
- Brentford pokonując 3:1 Fulham przedłużyło serię ligowych meczów bez porażki do dwunastu i coraz bardziej zwiększa szanse na europejskie puchary w przyszłym sezonie. The Bees zostali też pierwszym zespołem, który strzelił Fulham w Premier League więcej niż jednego gola w meczu po MŚ.
***
Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej