Po pierwszych trzech kolejkach nowego sezonu Ekstraklasy jedynym zespołem, który nie zainkasował jeszcze ani jednego punktu jest Piast Gliwice. Co prawda, rozegrali oni dopiero dwa mecze, jednak wyniki i sama gra nie mogą zadowalać kibiców. Piast przegrał dwa pierwsze spotkania, nie strzelając przy tym żadnego gola. Latem w klubie dokonano zmiany na kluczowym stanowisku. Z Gliwic odszedł Aleksandar Vuković, a nowym trenerem został Max Mölder, który wcześniej pracował jedynie w drugiej lidze szwedzkiej. Po początkach pracy 40-latka widać, że chce on, aby jego zespół grał inaczej niż za kadencji poprzednika. Jednak czy droga, którą obrał Szwed nie okaże się zbyt wyboista?
Piast był zespołem reaktywnym
Zatrudnienie Maxa Möldera wiąże się ze zmianą sposobu gry Gliwiczan niemal o 180 stopni. Nowy szkoleniowiec jest wyznawcą filozofii opartej na posiadaniu piłki i wysokim pressingu. To jego zespół ma dominować i spychać rywala do głębokiej defensywy. Ma grać proaktywnie, narzucać własne warunki i nie dostosowywać się do rywala. Tymczasem przez ostatnie osiem lat, w trakcie których zespół prowadził najpierw Waldemar Fornalik, a następnie Vuković, Piast był zespołem reaktywnym.
Obu trenerom nie zależało na długim utrzymywaniu się przy piłce i budowaniu ataków pozycyjnych. Gliwiczanie chętnie oddawali futbolówkę rywalowi i nastawiali się na szybkie ataki po odbiorze. Ponadto obaj trenerzy minimalizowali ryzyko przy rozgrywaniu piłki. Piast nie budował akcji krótkimi podaniami od własnej bramki, a przeważnie otwierał grę dalekim zagraniem na połowę rywala. Ekipa z Gliwic w ostatnich latach grała prosty, bezpośredni futbol, w pierwszej kolejności skupiając się na dobrej organizacji w defensywie.
W żadnym z ostatnich czterech sezonów – według danych z oficjalnej strony Ekstraklasy – średnie posiadanie piłki przez Piast nie przekroczyło 50%. W liczbie celnych podań również za każdym razem plasowali się w okolicach środka stawki. Charakterystykę stylu gry ekipy z Gliwic dobrze obrazuje również liczba bramek, jaka padała w ich spotkaniach w ubiegłej kampanii. Była ona najniższa w całej lidze. Rzadziej do siatki trafiało jedynie Zagłębie Lubin, a mniej bramek straciły tylko Raków Częstochowa i Lech Poznań. Podobnie wygląda to również w statystyce xG (goli oczekiwanych). Według tego modelu Piast „powinien” strzelić piątą najmniejszą liczbę goli oraz stracić czwartą najniższą.
Zmiana sposobu gry
W dwóch pierwszych spotkaniach nowego sezonu Max Mölder dał jasno do zrozumienia, że nie zamierza on kontynuować filozofii swoich poprzedników. Pod jego wodzą Piast ma częściej posiadać piłkę, budować akcje krótkimi podaniami i cierpliwie konstruować ataki pozycyjne. W teorii drużyna Möldera ma grać ofensywnie, jednak dotychczas nie przekłada się to na boisko. Przez 180 minut Gliwiczanie nie zdołali trafić do siatki. Przy najwyższym średnim posiadaniu piłki w całej lidze (ponad 65%) oraz największej liczbie celnych podań na mecz (497), Piast oddaje najmniej strzałów (5,5), uderzeń w światło bramki (0,5) oraz ma najniższy wskaźnik xG (0,55). W przeliczeniu na 90 minut ekipa z Gliwic jest też najgorsza pod względem liczby dużych sytuacji (0,5), a w liczbie kontaktów z piłką w polu karnym (18) wyprzedza jedynie Arkę Gdynia (14,3).
Problemem Piasta na początku kadencji Möldera jest efektywność z piłką przy nodze. Przeciwko Wiśle Płock gliwiczanie utrzymywali się przy futbolówce przez 70% czasu. Wymienili prawie trzy razy więcej celnych podań ogółem i prawie cztery razy więcej na połowie przeciwnika. Nic jednak z tego, skoro to rywal był lepszy we wszystkich statystykach związanych bezpośrednio z zagrożeniem bramki. Zespół Mariusza Misiury miał więcej kontaktów z piłką w polu karnym (24 do 15), oddał więcej wszystkich strzałów (9 do 6), celnych (3 do 1) oraz z pola karnego (7 do 5) oraz miał wyższy współczynnik xG (1,19 do 0,29). Mimo, że Wisła Płock nie miała optycznej przewagi, to była lepsza i zasłużenie zgarnęła trzy punkty.
Podobnie wyglądał również pierwszy mecz Piasta przeciwko Górnikowi Zabrze, choć to spotkanie było bardziej wyrównane. We wspomnianych wcześniej najważniejszych statystykach oba zespoły wyglądały podobnie. O końcowym wyniku zadecydował przede wszystkim błąd Frantiska Placha przy jedynym golu Górnika. Mimo to, z piłką przy nodze Piast był równie nieefektywny, co w rywalizacji z Wisłą Płock.
Ograniczanie ryzyka
Główną przyczyną, dlaczego zespół Möldera nie kreuje sobie sytuacji jest posiadanie piłki dla samego posiadania. Gliwiczanie w pierwszych dwóch meczach wyglądają jak zespół, którego głównym celem jest utrzymywanie się przy piłce, a nie zdobycie bramki. Gra Piasta momentami jest efektowna i może się podobać. Będąc przy piłce podopieczni Möldera stosują częstą wymianę pozycji. Boczni obrońcy raz schodzą do środka, a raz trzymają szerokość przy linii bocznej. Środkowi pomocnicy z kolei często schodzą w boczne sektory tworząc tam przewagę liczebną. Problem w tym, że jak dotąd nie przynosi to wymiernych korzyści. Przeciwko Wiśle Płock rywale skoncentrowali się na zamknięciu środka i utrudnieniu zagrywania tam podań. W efekcie Piast większość akcji kierował w boczne sektory, grając po obwodzie.
W grze zespołu z Gliwic brakowało przede wszystkim podjęcia ryzyka. Na skrzydłach nie było zawodników, którzy złamaliby schemat poprzez wejście w drybling i wygranie indywidualnego pojedynku. W całym meczu zawodnicy Piasta podjęli łącznie jedną próbę dryblingu. Zespół Möldera również bardzo rzadko próbował podań przez środek pomiędzy linie pomocy a obrony. Oczywiście Wisła Płock ustawiała się tak, aby utrudnić taką grę, jednak skoro atakowanie skrzydłami nie przynosiły efektów, to warto było spróbować czegoś innego. Podjąć większe ryzyko. Grać mniej bezpiecznie, a nie jedynie z myślą o tym, aby nie stracić piłki.
Piast potrafi być cierpliwy
Za nami dopiero dwa mecze nowego trenera, więc nie ma co wyciągać daleko idących wniosków. Dokonując takiej roszady na ławce trenerskiej właściciele powinni mieć z tyłu głowy, że Molder będzie potrzebował czasu, aby zawodnicy zrozumieli jego filozofię i zaadaptowali się do jego sposobu gry. Przez ostatnie kilka lat zespół budowany był pod zupełnie inny styl gry, więc taka transformacja nie może odbyć się w kilka tygodni. Jak na razie otwarte pozostaje pytanie jak dużo czasu będzie potrzebował nowy trener i czy w ogóle uda mu się przeprowadzić rozpoczętą rewolucję. Czy jednak nie okaże się, że kadra, którą posiada obecnie Piast nie jest stworzona do takiej gry, a plany szwedzkiego szkoleniowca są zbyt ambitne.
Dla Möldera dobrą informacją jest fakt, że właściciele Piasta wykazują się dużą cierpliwością. Szwed jest dopiero trzecim trenerem od września 2017 roku, kiedy zatrudniony został Fornalik. Może się podobać to, że do naszej ligi wszedł szkoleniowiec, który chce grać futbol oparty na dominacji i posiadaniu piłki, a nie tylko przeszkadzać i liczyć na stałe fragmenty gry. Jednak, gdy wyniki i gra nie będą się zgadzać, a Piastowi w oczy zacznie zaglądać widmo degradacji, ambitna filozofia go nie obroni. Właściciele nie mogą wiecznie czekać. Nie mogą pozwolić sobie na to, aby klub, który od 14 sezonów występuje na najwyższym poziomie rozgrywkowym, a pięć lat temu świętował mistrzostwo Polski, odpalił dopiero na zapleczu Ekstraklasy.