Ale szpil! Górnik robi swoim kibicom świetny, mikołajkowy prezent!

Słodko-gorzki rok kalendarzowy 2024 Lech Poznań kończył wyjazdem do Zabrza, na mecz z Górnikiem. Kolejorz to obecnie niewątpliwie najlepsza ekipa PKO BP Ekstraklasy i jest w zasadzie pewnym to, że przezimuje na fotelu lidera. Nie zawsze daje jednak ku temu argumenty – w Gliwicach poznaniacy zagrali bardzo słabo. Górnik z kolei dynamicznie pnie się w górę tabeli Ekstraklasy. Kiedy zabrzanie na początku października zajmowali 12. miejsce, tak przed pojedynkiem z Lechem byli już na 6. pozycji. W 6 ostatnich spotkaniach podopieczni Jana Urbana przegrali tylko raz, i to z Jagiellonią. Kibice Górnika z miłą chęcią zobaczyliby zwycięstwo swojej drużyny z Lechem na stadionie im. Ernesta Pohla. Tym bardziej, że po raz ostatni miało to miejsce w listopadzie 2017 roku.

Hollywoodzkie filmy akcji chowają się przy tym kwadransie meczu

Lepszego wejścia w to spotkanie Górnik nie mógł sobie wymarzyć. Zaczął dobrze, naciskając na przeciwników w ofensywie. Efekty przyszły prędko. W 4. minucie Patrik Hellebrand zainicjował atak Górnika, podając do Erika Janžy. Słoweniec napędził go, dotarł na połowę rywala z piłką, po czym podał do Luki Zahovicia. 29-latek oddał miękki strzał, który wydawał się w ogóle nie zmierzać w światło bramki. Tak uznał również Bartosz Mrozek, co okazało się być kosztownym błędem. Wprawdzie były wątpliwości, czy Zahović nie znalazł się na spalonym, jednakże Słoweniec idealnie wyczuł tempo.

REKLAMA

Lech dobrze zareagował na straconą bramkę. Na szczęście dla oglądających zrezygnował z tego chimeryzmu, jaki zaprezentował w Gliwicach. Podopieczni Nielsa Frederiksena błyskawicznie przesunęli się do ofensywy i przejęli inicjatywę. Zabrzanie nacieszyli się prowadzeniem jedynie przez 9 minut. Wojciech Mońka precyzyjnym podaniem wyprowadził Afonso Sousę, a Portugalczyk sprytną podcinką pokonał Michała Szromnika. 17-letni stoper Kolejorza z pewnością już zaliczył udany debiut. Radość ze strzelonego gola wyrównującego trwała w obozie Lecha jedynie kilkanaście sekund. Kamil Lukoszek po podaniu Lukasa Podolskiego mocno uderzył w kierunku dalszego słupka i tym samym Górnik ponownie znalazł się na prowadzeniu. Takiego scenariusza nie napisałby żaden scenarzysta, nawet będąc pod wpływem różnych środków odurzających.

Mecz walki – tej piłkarskiej i fizycznej

Kiedy wydawało się, że mecz nabrał rumieńców, to do głosu doszli kibice. Race odpalane na trybunach wyglądają fajnie i zdecydowanie tworzą niepowtarzalny klimat, jednakże ich skutkiem jest pogorszona widoczność. Na szczęście przerwa w meczu nie trwała za długo i zawodnicy szybko wkroczyli do gry. Po 20 minutach gry oba zespoły wypracowały sobie łącznie xG powyżej 1.0, co z pewnością jest miłą dla oka odmianą dla tych, którzy Ekstraklasę oglądają regularnie. Na szczęście to wcale nie był koniec tej kanonady.

W 28. minucie Zahović zdecydował się na odważną próbę z daleka, wykorzystując pozycję Mrozka. Kadrowicz zdołał się jednak cofnąć i odbić piłkę. Mecz był niezwykle zacięty, oba zespoły atakowały, jednak nieco groźniejszy wydawał się być 14-krotny mistrz Polski. W 37. minucie kolejna okazja dla ekipy z Górnego Śląska – tym razem huknął Taofeek Ismaheel, lecz minimalnie niecelnie. W doliczonym czasie do pierwszej połowy Lech również miał niezłą okazję. Daniel Håkans utrzymał się z piłką i z dość ostrego kąta oddał strzał. Wszystko mu wyszło, ale to uderzenie… do zapomnienia.

Początek drugiej połowy układał się mniej więcej według podobnego schematu, co pierwsza. W ciągu pierwszych 10 minut od jej rozpoczęcia tym razem to Kolejorz miał groźniejsze okazje. Najpierw w 53. minucie uderzał Antoni Kozubal, lecz jego zamiary uprzedził jeden z zabrzan. Groźniejsza akcja przyszła 3 minuty później, po faulu Rafała Janickiego w pobliżu pola karnego. Rzut wolny z około 16 metrów wykonywał Mikael Ishak. Szwed kropnął mocno, ale przy tym celnie. Od straty gola zabrzan uratował rykoszet Lukoszka, aż sam kapitan Kolejorza nie mógł w to uwierzyć. Jednakże w 60. minucie Lech zaczął grać w przewadze – Janicki nie powściągnął się po żółtej kartce i w konsekwencji czego opuścił boisko. Trzeba to napisać wprost – czerwona kartka zarobiona w niezbyt mądry sposób, po uderzeniu w twarz Afonso Sousę. Dobrze, że przeprosił za to chociaż kibiców.

Górnik to dowiózł!

Ekipa z Wielkopolski rozkręciła się na dobre po czerwonej kartce jednego z rywali. Wiedzieli, że otworzyła się przed nimi doskonała okazja na zmianę losów tego starcia. Górnik z kolei był wręcz zmuszony do cofnięcia się. W końcu ofensywna gra w dziesiątkę, mając przy tym korzystny wynik, wydaje się być szaleństwem. Kolejorz rozgościł się na połowie przeciwników, szukając odpowiedniej szansy na doprowadzenie do remisu. Jednak kompletnie to poznaniakom nie wychodziło. Górnik, choć osłabiony, bronił się dobrze. Starał się uspokajać grę i tłumić ataki Lecha, które z drugiej strony nie były wcale zbyt dobre.

I koniec końców podopieczni Jana Urbana dali radę. Pierwsze 15 minut tego meczu to był istny rollercoaster, działo się tu absolutnie wszystko. Potem co prawda nie wpadło już nic do siatki, lecz na boisku stadionu w Zabrzu było niemniej ciekawie. Choć więcej okazji bramkowych miał Kolejorz, to liczy się przede wszystkim skuteczność – a ta statystyka przemawiała dzisiaj na korzyść zespołu z Górnego Śląska. Lech może sobie pluć w brodę, że nie wykorzystał gry w przewadze, do czego był w sumie zobligowany. Dzięki tej wygranej Górnik przynajmniej na chwilę awansował na 5. miejsce w tabeli, wyprzedzając Legię.

Górnik Zabrze – Lech Poznań 2:1 (Zahović 4′, Lukoszek 14′ – Sousa 13′)

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,784FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ