Oczu kąpiel. Tak można krótko podsumować grę „Trójkolorowych” w dzisiejszym meczu z Wartą Poznań. Czemu Górnicy tak bardzo nie umieli grać piłką, wyjść z własnej połowy, wymienić chociaż KILKA podań bez straty na połowie rywala? Jaką rolę powinien odgrywać Alasana Manneh?
Atak pozycyjny Górnika
Przede wszystkim – ustawienie wyjściowe. Rzućmy okiem na system, w jakim wyszli na boisko:
Na grafice meczowej można było zobaczyć Manneha na pozycji numer „10”. Miałem nadzieję, że to zwyczajnie nieprawda i Gambijczyk będzie grał głębiej. Niestety, moje przewidywania się nie sprawdziły. Alasana w fazie wyprowadzania piłki od bramki był najczęściej ustawiony na 40-45 metrze. Szczerze – nie mam pojęcia, jakim cudem Marcin Brosz mógł wpaść na to, że to będzie dobry plan. Żaden ze stoperów Górnika nie potrafi dobrze wyprowadzać futbolówki, tak jak umiał to robić chociażby Paweł Bochniewicz. Oczywiście ma to związek z ich młodym wiekiem (najstarszy ze stoperów ma 22 lata – Przemek Wiśniewski). Gryszkiewicz, Paluszek i Wiśniewski się jeszcze nieograni, by odpowiadać w dużym stopniu za dystrybucję piłki. Szczególnie że w polskich drużynach juniorskich środkowi obrońcy odpowiadają głównie za to, by wybić piłkę jak najdalej i jak najmocniej.
Formacja z trzema defensorami polega na tym, by środkowi obrońcy rozgrywali. Tracisz jeden slot w ataku na rzecz dodatkowego stopera. Siłą rzeczy w takim przypadku centralnie ustawieni broniący muszą brać odpowiedzialność za rozegranie. Tutaj tego nie było. Środkowi defensorzy Górnika byli mocno elektryczni, bali się przerzucać, zagrywać przecinające piłki, nie ryzykowali, nie zdobywali terenu podaniami bądź zwyczajnym biegiem z piłką. Nie dawali nic w głębokim ataku pozycyjnym. W taki sposób nie da się grać w piłkę. Ale to się dało przewidzieć.
Co Górnik w takim przypadku powinien zrobić?
Przede wszystkim – Manneh powinien grać DUŻO głębiej. Gambijczyk powinien być „registą” Górnika; gościem, który odpowiadałby za wszystko w fazie rozgrywania piłki od połowy zabrzan. Alasana powinien ustawiać innych, być pod grą i pełnić funkcje mózgu tej drużyny. 22-latek, mimo niewielkiego doświadczenia, ma coś, czego Brosz nigdy nie nauczy Kubicy czy Prochazki. Gambijski pomocnik ma w głowie liczne schematy pokazywania się do gry, wychodzenia spod pressingu. Do tego jest świetnie wyszkolony technicznie, umie dobrze przerzucić czy zagrać prostopadłą piłkę. Przychodzi mu to naturalnie. Nie jest to oczywiście nic dziwnego – wszak Manneh przez długi czas trenował w akademii FC Barcelony, a tam takich rzeczy uczą dniami i nocami. Jest idealną nowoczesną szóstką (jak na nasze warunki ligowe).
Jak można najlepiej wykorzystać atuty Manneha?
Najważniejsze, by zrobić z Gambijczyka centralną postać drugiej linii. On musi grać na szóstce, musi wchodzić między stoperów w fazie rozgrywania piłki na połowie Górnika, rozciągać pozycję i puszczać bocznych obrońców wyżej. Najlepiej to widać na przykładzie formacji 4-3-3 bądź 4-3-1-2. Użyję tej pierwszej formacji.
Wyjściowo wyglądałoby to tak (w fazie wychodzenia z własnej połowy), jak na zdjęciu poniżej.
Schemat jest BARDZO uproszczony. Chodzi przede wszystkim o to, by stworzyć system, w którym Manneh będzie fundamentalną postacią przy wyprowadzaniu piłki. Można to zrobić na wiele sposobów – m.in. przekształcając wyjściową formację 4-3-1-2 (diament) w 3-4-1-2 (tak jak Górnik dzisiaj zagrał, tylko wtedy Manneh byłby centralnym stoperem w fazie wychodzenia z własnej połowy). Tutaj piłeczka po stronie Marcina Brosza – na pewno trener wie, że atak pozycyjny nie działa tak jak trzeba. Nie ma dobrych piłkarzy? A kto w Ekstraklasie ma? Tutaj się lepi z tego, co się ma – od zawsze tak to działało. Nie masz stoperów, którzy umieją grać piłką – wykorzystaj do tego pomocnika. Jeśli Górnik nie zmieni systemu, to ciężarem rozgrywania dalej będą obarczeni stoperzy (a na tę chwilę zabrzanie nie mają w kadrze ani jednego stopera zdolnego do tego).
Widzieliśmy dziś mnóstwo razy, jak stoperzy nie wiedzieli co zrobić z piłką, więc podawali do Kubicy czy Prochazki z myślą: „zróbcie coś”. Ci oczywiście się gubili i tracili piłkę przy mocniejszym pressingu ze strony Warty. Można zrzucić winę na to, że zawodnicy wyglądali fatalnie i byli maksymalnie nieprzygotowani, ale to też jest wina systemu, który im nie pomagał. Było mało trójkątów, alternatyw, piłkarze musieli ryzykować i doprowadzać się do niekomfortowych sytuacji, tak, by wywalczyć sobie okazję do podania do kolegi. System Górnika ani trochę nie ułatwiał tego, aby wychodzić z własnej połowy czymś innym niż dalekim wybiciem.
Gospodarze w pierwszej połowie meczu mieli piłkę przez 60% czasu
Przełożyło się to na… 0 celnych strzałów. Zero zagrożenia. Problem był w tym, że Górnicy nie umieli poklepać piłki na połowie przeciwnika, nie potrafili w ogóle na niej dłużej zostać. Oglądanie Górnika w takim wydaniu jest zwyczajnie męczące. Tutaj było mało futbolu, tak jakby ci panowie mieli fundamentalne braki w piłkarskim rzemiośle. Nie uważam jednak, że jest aż tak źle z graczami 14-krotnego Mistrza Polski. Nie zagrało tu wiele rzeczy – od przygotowania mentalnego i fizycznego, po formę dnia aż do systemu, w którym zagrali. Te ostatnie można (i moim zdaniem nawet należy) zmienić, bo wyjściowe 3-4-1-2 nie pasuje do materiału, jakim dysponuje Marcin Brosz.
Fot. Górnik Zabrze