ŁKS Łódź dobrze zaczął sezon 2025/2026! Rycerze Wiosny w 1. kolejce Betclic 1 Ligi mierzyli się ze Zniczem Pruszków i wygrali 1:0. Wynik nie oddaje jednak przebiegu meczu, gdyż w rzeczywistości gospodarze byli o klasę lepsi od swoich przeciwników. Dlaczego więc nie wygrali większą różnicą bramek? Odpowiedź na to pytanie (i nie tylko) w naszych wnioskach po tym spotkaniu!
1. Po zwycięstwo jak po swoje!
Po piłkarzach ŁKS-u widać było, że nie interesuje ich nic innego, niż rozpoczęcie sezonu od wygranej. Niesieni dopingiem kibiców łodzianie od początku wyglądali bardzo dobrze i starali się błyskawicznie wyjść na prowadzenie. Mogło udać się już w 7. minucie, kiedy tuż sprzed pola karnego strzelał Michał Mokrzycki. 27-latek uderzył minimalnie niecelnie, ale 4 minuty później wyręczył go Fabian Piasecki. Napastnik drużyny Szymona Grabowskiego świetnie odnalazł się tuż przed bramką Znicza i bez problemów pokonał bramkarza rywali. Mecz zaczął się więc fantastycznie dla gospodarzy, którzy po prostu byli zdecydowanie lepszą drużyną. Dowód ich wyższości w postaci otwarcia wyniku był zasłużoną nagrodą i tylko uskrzydlił Ełkaesiaków.
Fabian Piasecki i 1:0 dla gospodarzy! ⚠️
— Betclic 1 Liga (@_1liga_) July 18, 2025
Oglądaj wszystkie mecze na https://t.co/h0mGO3VcHt,
w aplikacji mobilnej lub Smart TV 📺 pic.twitter.com/WzLx9PCnYO
Rycerze Wiosny nie zamierzali bowiem zatrzymywać się na jednobramkowym prowadzeniu i uparcie dążyli do jego podwyższenia. Bramka praktycznie nie zmieniła obrazu gry – wciąż to ŁKS dominował, a Znicz był tylko i wyłącznie tłem. W związku z tym kolejnych sytuacji pod bramką przyjezdnych nie brakowało. W 21. minucie po świetnym dośrodkowaniu na dalszy słupek z rzutu rożnego Piotra Głowackiego niecelnie główkował Mateusz Kupczak.
Po około 8 minutach ŁKS miał jeszcze lepszą szansę, którą na swoje drugie trafienie mógł zamienić Piasecki. Dostał on bowiem wspaniałe podanie od Serhija Krykuna i wydawało się, że po prostu musi zamienić je na bramkę. Golkiper Znicza w niewiarygodny sposób zdołał jednak interweniować i utrzymał swój zespół w grze. Jego starania mogły jednak okazać się bezowocne, gdyż zespół z Pruszkowa aż prosił się o stratę kolejnych goli, a sam nie robił nic, by przenieść grę pod drugą bramkę i postarać się wyrównać. Po części to oczywiście zasługa świetnej postawy ŁKS-u, ale i sam Znicz nie zrobił wiele, by podjąć z rywalami wyrównaną walkę.
2. Głowacki ma to „coś”
Jednym z najaktywniejszych zawodników ŁKS-u w tym meczu był jego kapitan, Piotr Głowacki. Lewy obrońca Reprezentacji Łodzi sprawował się dobrze w defensywie, ale to na tle tak bezbarwnego rywala nie było wielkim wyzwaniem. Głowackiego znacznie bardziej wyróżniało zaangażowanie podczas faz przejściowych i ataku pozycyjnego jego ekipy. To właśnie on potrafił bowiem prostopadłym podaniem otworzyć partnerowi drogę za linię obrony pruszkowian. To również on wielokrotnie decydował się na nieco dłuższe przytrzymanie piłki, by uspokoić grę, a następnie inteligentnie przenieść jej ciężar na drugą stronę lub poszukać wolnego kolegi. 33-latkowi czasami brakowało odrobiny dokładności, ale oczekiwanie od niego absolutnej perfekcji byłoby po prostu naiwnością. Nie myli się tylko ten, kto nic nie robi, a tego o Głowackim zdecydowanie nie można było powiedzieć.
3. ŁKS wciąż bez wybitnej jakości ofensywnej
W bardzo nieudanym dla ŁKS-u sezonie 2024/2025 w klubie nie działało bardzo wiele rzeczy. Jednym z najbardziej palących problemów była jednak postawa napastników i ofensywnych pomocników, którzy marnowali wiele okazji, a nawet w ogóle nie umieli ich wykreować. W trwającym okienku transferowym działacze dwukrotnego Mistrza Polski poczynili jednak pewne kroki, by zwiększyć potencjał ofensywny drużyny. Miało temu służyć na przykład sprowadzenie do klubu Krykuna i Piaseckiego. Jak widać, były to ruchy bardzo potrzebne, gdyż obaj gracze dostali od trenera szansę gry już od pierwszej minuty ligowej inauguracji.
Po pierwszym meczu nowej edycji rozgrywek można powiedzieć, że te wzmocnienia się przydały, ale wciąż jest sporo do poprawy. ŁKS-owi brakowało bowiem dobrej finalizacji akcji, a czasem także lepszych decyzji podejmowanych w tercji ofensywnej. Z tego powodu na Stadionie Króla fani momentami oglądali pchanie się w strefy pełne obrońców czy wyraźnie spóźnione podania w wykonaniu swoich ulubieńców. Rzecz jasna były też dobre momenty, ale ŁKS po prostu mógł i powinien wygrać ze Zniczem wyżej. Po części odpowiedzialny za to jest chociażby Piasecki, który z jednej strony strzelił gola, ale i zanotował wiele niedokładnych zagrań i strat.
Stan ofensywy ŁKS-u na ten moment można więc ocenić na szkolną „czwórkę”. Jest w porządku, ale tyle niedokładności i niechlujności może być bardzo kosztowne w starciu z rywalem lepszym od Znicza. Mogło się to zemścić zresztą nawet w tym spotkaniu, gdyż w drugiej połowie sędzia podyktował rzut karny dla Znicza. Co prawda chwilę później został on anulowany po wideoweryfikacji, ale i tak jedna akcja mogła odebrać ŁKS-owi to, na co pracował przez cały mecz.
4. Majewski sam meczu nie wygra (ani nawet nie zremisuje)
Znicz Pruszków robił wszystko, by kompletnie zapomnieć o jego udziale w tym meczu, ale mimo wszystko trzeba poświęcić mu trochę uwagi. Podopieczni Marcina Matysiaka w niczym nie przypominali drużyny, która jeszcze kilka miesięcy temu potrafiła wygrywać z czołówką Betclic 1 Ligi. O jej bezradności świadczą statystyki meczu: 22-7 w strzałach i 7-2 w uderzeniach celnych. Jedynym piłkarzem gości, który starał się dać jakikolwiek pozytywny sygnał, był Radosław Majewski. Nawet on nie sprawi jednak, że piłka nożna przestanie być sportem zespołowym. Mecze wygrywa się dzięki posiadaniu dobrej jedenastki, a nie fenomenalnego jednego piłkarza. Tego Znicz zdecydowanie nie miał, a Majewski wydawał się być otoczony zupełnie przypadkowymi ludźmi. Piłkarzy Znicza łączyły bowiem tylko jednolite trykoty, ale na pewno nie zgranie czy wspólny plan na spotkanie.
Z taką postawą Znicz nie może liczyć na punkty nawet ze słabszymi zespołami. W następnych kolejkach poziom trudności wcale nie będzie jednak niższy od tego z rywalizacji w Łodzi. Stal Mielec, Wieczysta Kraków i Polonia Warszawa – następni trzej rywale Znicza – to kluby nieprzypadkowe, które z pewnością wykorzystają każdą słabość pruszkowian. A tych słabości jest jak na razie niezwykle dużo.