Zwycięstwo z Chelsea daje wiarę w przyszłość z Goncalo Feio. Ale czy to już nie za późno?

Legia Warszawa zakończyła przygodę z Ligą Konferencji w tej edycji na etapie ćwierćfinału, odpadając z Chelsea, wyraźnym faworytem do końcowego triumfu w tych rozgrywkach. O ile pierwsze spotkanie rozgrywane przy Łazienkowskiej było kiepskie w wykonaniu zespołu Goncalo Feio, tak z rewanżu na Stamford Bridge piłkarze Legii mogą wracać z podniesioną głową po zwycięstwie 2:1. Takie mecze dają kibicom stołecznego klubu wiarę, że ten zespół ma przyszłość z Goncalo Feio.

Posada Goncalo Feio wisi na włosku

Mimo awansu do ćwierćfinału Ligi Konferencji – jednego z historycznych osiągnięć w historii klubu – tego sezonu Legii Warszawa nie można ocenić jednoznacznie pozytywnie. Co więcej, wiosną o ekipie Goncalo Feio i samej postaci trenera zdecydowanie częściej mówi się w negatywnym świetle. Wszystko przez słabe wyniki w lidze. Na sześć kolejek przed końcem sezonu Legia ma 15 punktów straty do liderującego Rakowa Częstochowa. Zajmuje obecnie 5. miejsce i jedyną szansą na udział w europejskich pucharach w przyszłych rozgrywkach jest zdobycie Pucharu Polski (do czego brakuje im zwycięstwa w finale z Pogonią). Szanse na znalezienie się w pierwszej trójce w ligowej tabeli są już tylko matematyczne, ponieważ do trzeciej Jagiellonii tracą aż 11 punktów.

REKLAMA

Przez lata usprawiedliwialiśmy wyniki na krajowym podwórku zespołów reprezentujących nasz kraj w Europie, ale skoro wspomniana Jaga z nieporównywalnie mniejszym potencjałem finansowym jest w stanie odnosić sukcesy w Lidze Konferencji i jednocześnie walczyć o tytuł to dlaczego Legii się nie udaje? Taka myśl przyświeca wszystkim osobom śledzącym polski futbol. Przeciętny kibic Legii jest niecierpliwy. Przyzwyczaił się do krajowych sukcesów i regularnie zdobywanych trofeów mistrza Polski. Dlatego też czwarty rok z rzędu bez mistrzostwa oraz wypisanie się z wyścigu o tytuł na zbyt wczesnym etapie sezonu nie może zostać przyjęte wzruszeniem ramion. Szczególnie, że Goncalo Feio przed startem rozgrywek składał odważne deklaracje, iż Legia zostanie mistrzem Polski, a klub w letnim i zimowym okienku wydał – bazując na dostępnych danych – łącznie najprawdopodobniej rekordowe pieniądze w historii Ekstraklasy w skali jednego sezonu. Można mieć oczywiście zastrzeżenia odnośnie do niektórych decyzji w kontekście budowy kadry, natomiast nie można odmówić klubowym działaczom ambicji.

Wszystkie te czynniki w połączeniu ze zmianami w pionie sportowym (zatrudnienie nowego dyrektora sportowego, Michała Żewłakowa oraz prawdopodobne sprowadzenie Frediego Bobicia) każą sądzić, że dni Goncalo Feio w Warszawie mogą być już policzone.

Legia z Chelsea była zespołem, który chce widzieć Goncalo Feio

Jeśli jednak Portugalczyk ma czymś przekonać zarząd, że jest właściwym trenerem dla Legii to takimi meczami jak ten na Stamford Bridge. Przeciwko Chelsea Legia była zespołem z opowiadań swojego trenera – zorganizowanym w defensywie, intensywnym, ciężko pracującym i zabójczym w szybkich atakach. Goncalo Feio chce, aby była to najlepsza drużyna w Polsce w fazach przejściowych i właśnie w taki sposób potrafili zaskoczyć The Blues. Legia na Stamford Bridge przez 70% czasu biegała za piłką, ale robiła to w zorganizowany sposób. Była odważna. Długimi fragmentami broniła całym zespołem na własnej połowie, ale nie bali się także ustawić znacznie wyżej i czekać na moment do wykonania skoku pressingowego. Druga linia Legii wykonała kawał ciężkiej pracy w przesuwaniu, agresywnie doskakując do zawodnika z piłki i szybko odbudowując ustawienie, gdy zawodnik, za którego dany gracz odpowiadał oddał futbolówkę.

Legia nie była perfekcyjna w defensywie, ponieważ Chelsea stworzyła sobie kilka dogodnych okazji. Niemniej jednak, planem Goncalo Feio było wykorzystanie gry w fazie bez piłki do ułatwienia w tworzeniu szans. Legioniści – drużyna, która w filozofii Feio ma być wyjątkowo groźna w kontratakach – rzeczywiście potrafiła zaskoczyć znacznie silniejszych kadrowo rywali w kilka(naście) sekund po odzyskaniu futbolówki. Zawodnicy Legii z linii pomocy i ataku ruszali do kontrataków niczym strażacy pędzący do pożaru. Nie atakowali dwoma-trzema piłkarzami, a angażowali w akcje znacznie większą liczbę graczy.

Zwycięstwo z Chelsea grającą w połowie podstawowym składem (nawet jeśli zaprezentowali się oni znacznie poniżej swoich możliwości) samemu nie mając możliwości skorzystania z usług Guala, Szkurina, Kapustki i Wszołka to znak, że potencjał Legii jest znacznie wyższy niż to co z reguły oglądamy co tydzień w rozgrywkach Ekstraklasy. Występ z Chelsea mógł dać kibicom wiarę, że Goncalo Feio zaprowadzi Legię na należne im miejsce nie tylko w Europie, ale także w kraju.

Przełożyć to na ligę

Dlaczego więc Legia Warszawa nie może przełożyć takiej gry na ligę? Można mieć wątpliwości czy pomysł Goncalo Feio na stworzenie drużyny dominującej w lidze na bazie inwestycji w fazy przejściowe jest właściwy. Zespoły mistrzowskie z reguły charakteryzuje dominacja przez wysokie posiadanie piłki na połowie przeciwnika, kontrolowanie spotkań w ten sposób oraz umiejętność gry w ataku pozycyjnym.

Nastawienie Legii na fazy przejściowe ma swoje wady i zalety. Taki sposób rozgrywania meczów zmniejsza porządek na boisku i sprawia, że trudniej kontrolować spotkania. Dzięki temu podopieczni Goncalo Feio – wbrew wielu opiniom – są naprawdę mocni w ofensywie. W Ekstraklasie żaden zespół nie kreuje tak jakościowych szans. Legia ma najwyższy współczynnik goli oczekiwanych (xG), wykreowała najwięcej „dużych okazji” (big chances) i najczęściej dotykała piłkę w polu karnym rywala, a w liczbie strzelonych goli wyprzedza ją tylko nieznacznie Lech Poznań (52 do 50). Z drugiej strony, Legioniści mają kłopoty w defensywie. Mniej straconych bramek w Ekstraklasie ma sześć zespołów, natomiast jeszcze gorzej wygląda to według modelu goli oczekiwanych. Na podstawie tych wyliczeń Legia jest dopiero dziesiątą defensywą ligi. Choć zespół Goncalo Feio potrafi być odpowiednio zdyscyplinowany taktycznie bez piłki to ich sposób gry, bazujący na szybkim tempie ataków, zostawia więcej przestrzeni rywalom i utrudnia zamknięcie przeciwnikom dostępu do bramki.

Być może tutaj warto odwołać się do intensywności

Patrząc w liczby – Legia nie ma z tym problemu mimo regularnej gry dwa razy w tygodniu. W końcu są drugim zespołem w ligowej klasyfikacji liczby sprintów. Niemniej jednak, można postawić tezę, że umiejętność zarządzania tempem meczu, uspokojenia gry, zmniejszenia liczby koniecznych sprintów oraz kontrolowania przebiegu wydarzeń przez utrzymywanie się przy piłce przyniosłaby Legii korzyści w rywalizacji ligowej. Zmianę filozofii na bardziej wyważoną oglądamy w tym sezonie w Jagiellonii Białystok po awansie do europejskich pucharów. Zespół Adriana Siemieńca wykonuje w Ekstraklasie o 25% mniej sprintów od Legii (średnio 88 do 118 na mecz), ale takie podejście przyniosło fantastyczne rezultaty.

REKLAMA

Goncalo Feio natomiast wielkimi europejskimi zwycięstwami pracuje sobie na kredyt zaufania, regularnie marnując go przez wpadki w lidze. Wygrana z Chelsea była kolejnym występem, który mógł przywrócić wiarę kibiców w portugalskiego szkoleniowca, natomiast jest już zapewne sporo grone osób, które postawiło przy nazwisku Feio definitywny krzyżyk, przez co w przyszłym sezonie może już nie mieć szansy konytunowania swojego projektu przy Łazienkowskiej.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,831FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ