Czy zwolnienie Russella Martina z Southampton miało sens?

Półtora tygodnia temu po porażce z Tottenhamem (1:3) Southampton oficjalnie pożegnało się z najwyższą klasą rozgrywkową, stając się zespołem, który spadł najszybciej w historii Premier League. Na degradację zanosiło się praktycznie od samego początku sezonu. Przyczyn tak słabej kampanii Świętych jest wiele – od niedostosowania stylu gry do wymagań wyższej ligi, przez niewystarczająco mocną kadrę aż po brak stabilizacji w składzie. Losu Świętych nie zmieniło także zatrudnienie Ivana Juricia w środku sezonu. Chorwat punktował gorzej niż jego poprzednik, a po przypieczętowaniu spadku został zwolniony. Właściciele klubu z perspektywy czasu mogą się zacząć zastanawiać czy pożegnanie Rusella Martina miało w ogóle sens.

Russel Martin nie bronił się wynikami

Oczywiście na początek trzeba zaznaczyć, że w momencie zwolnienia Martina, decyzję tę można było jak najbardziej racjonalnie uzasadnić. Święci byli na ostatnim miejscu w tabeli. Po 16 kolejkach mieli pięć punktów i do bezpiecznego miejsca tracili aż dziewięć. Gdyby utrzymali taką średnią punktową zakończyliby rozgrywki z dorobkiem 12 „oczek”. Aby powalczyć o pozostanie w elicie musieliby poprawić średnią punktową około pięciokrotnie. Wiadome było to, że z ówczesnym szkoleniowcem u steru się to nie uda. Dlatego właściciele postanowili działać. Co więcej, moment do tego był idealny. Święci właśnie przegrali 0:5 z Tottenhamem, wszystkie bramki tracąc jeszcze w pierwszej połowie.

REKLAMA

Niemniej jednak, samo zwolnienie trenera to jedno. Druga rzecz to wybór jego następcy, a tak się składa, że Święci nie mieli gotowego kandydata. Pierwsze dwa mecze po rozstaniu się z Martinem – przeciwko Liverpoolowi w Carabao Cup (1:2) oraz ligowy z Fulham (0:0) poprowadził dotychczasowy asystent Simon Rusk. Debiut Ivana Juricia nastąpił dopiero w Boxing Day przeciwko West Hamowi (0:1), 11 dni po zwolnieniu poprzednika. Oczywiście często zdarzają się przypadki, kiedy asystent znacznie dłużej pełni funkcję tymczasowego pierwszego trenera. Niemniej jednak, na zwolnienie Martina zanosiło się od dłuższego czasu. Święci od początku sezonu punktowali słabo i szorowali po dnie tabeli. Rozglądanie się za nowym szkoleniowcem powinni rozpocząć więc znacznie wcześniej niż w momencie zwolnienia Szkota.

Ivan Juric nie był przygotowany na misję strażaka

Wybór Juricia na nowego szkoleniowca również nie wprawił kibiców w zachwyt. Southampton było w takiej sytuacji, że potrzebowało trenera-strażaka. Kogoś, kto nie tylko uprości grę, zmieni styl gry na bardziej pragmatyczny i odejdzie od usilnego budowania akcji krótkimi podaniami, które w wyższej lidze po prostu się nie sprawdzało. Święci potrzebowali kogoś, kto zarazi piłkarzy pozytywnym myśleniem. Pozwoli uwierzyć im we własne umiejętności i w to, że są w stanie wygrać z każdym. Pod względem mentalnym zespół był na dnie i potrzebował kogoś, kto ich z tego dna podniesie.

Z tej perspektywy zatrudnienie Juricia również budziło wątpliwości. Sam Chorwat był dopiero kilka tygodni bez pracy po tym jak jego dwumiesięczna przygoda w Romie dobiegła końca. Juric kompletnie nie poradził sobie w ekipie Giallorossich zdobywając zaledwie 15 punktów w 12 meczach. Po nieudanej przygodzie w stolicy Włoch Chorwat nie był w dobrej kondycji mentalnej. Tak jak zespół, który obejmował, potrzebował odbudowy. Wymaganie od niego, że zarazi piłkarzy optymizmem i pozwoli uwierzyć w utrzymanie mijało się z celem.

Co więcej, warunki do tego były wyjątkowo niesprzyjające. Po pierwsze, Juric podjął się misji niemal niewykonalnej. Przychodził do najgorszego zespołu w lidze, którego kolejne porażki tylko pogarszały sytuacje, a strata do bezpiecznego miejsca była ogromna. Po drugie, po raz pierwszy podejmował się on pracy poza granicami Włoch, gdzie ukształtował sie jako trener. Southampton potrzebowało natychmiastowej poprawy wyników, tymczasem misję ratowania zespołu przed spadkiem powierzyło komuś, kto nigdy wcześniej nie pracował nie tylko w Premier League, ale w ogóle za granicą. Oczekiwanie nagłej poprawy wyników i w konsekwencji utrzymania po prostu graniczyło z cudem.

Southampton stało się drużyną bez pomysłu

Zresztą za kadencji Juricia Święci punktowali jeszcze gorzej niż pod wodzą Martina. Co prawda, średnia punktów na mecz spadła nieznacznie – z 0,31 do 0,27. Jednak jeśli weźmiemy pod uwagę bardziej dogłębne statystyki, były trener m.in. Romy czy Torino wypada znacznie gorzej niż jego poprzednik. Średni wskaźnik xG (goli oczekiwanych) – na bazie danych z Understat – spadł z 1,26 do 0,93, natomiast współczynnik xGC (goli oczekiwanych traconych) wzrósł z 2,66 do 2,89. Co za tym idzie, za kadencji Martina Southampton miało też wyższą średnią punktów oczekiwanych na mecz (0,68 do 0,53). Juric nie tylko nie podniósł zespołu z kryzysu, ale nawet nie poprawił wyników czy gry zespołu.

Mimo, że Russel Martin nie potrafił dostosować się do wymagań Premier League, to przynajmniej miał jasno określoną filozofię, jak ma grać jego zespół i zdarzały się mecze, w których widać było rękę trenera. Chorwat z kolei jest trenerem bardziej pragmatycznym, który większa uwagę przykłada do organizacji gry w defensywie. Niemniej jednak, pod jego wodzą Święci nie tylko zaczęli kreować mniej sytuacji, ale też gorzej bronili. Southampton po prostu stało się zespołem, który nie wie, jak ma grać – czy dalej w pewnym stopniu trzymać się założeń poprzednika czy odwrócić sposób gry o 180 stopni i skupić się jedynie na defensywie i bezpośredniej grze.

Southampton gotowe na powrót?

Kolejnym znakiem zapytania w momencie zwalniania Martina było to, czy właściciele klubu rzeczywiście wierzyli w to, że po zmianie trenera zdołają powalczyć o utrzymanie. Southampton było wówczas już w takim położeniu, że trudno było uwierzyć w pozostanie w lidze nawet największym optymistom. Ostatnie lata pokazują, że los beniaminków jest niezwykle ciężki. Zarówno rok temu, jak i teraz z elitą pożegnają się wszystkie trzy drużyny, które sezon wcześniej cieszyły się z awansu. Zespoły ze średniej półki Premier League są coraz mocniejsze, dlatego też beniaminkom coraz trudniej jest się utrzymać.

Dlatego z tej perspektywy kibice Świętych mogą żałować rozstania się z Martinem. O ile zadanie dostosowania się do Premier League przerosło Szkota, tak pokazał on, że jego filozofia gry oparta na posiadaniu piłki i dużej liczbie krótkich podań sprawdza się w zespołach z czołówki tabeli. 39-latek nie poradził sobie w zespole bijącym się o utrzymanie, ale już kiedy przyszło mu walczyć o awans, podołał zadaniu. Zbudował on jedną z najbardziej atrakcyjnie grających drużyn, mającą najwyższe średnie posiadanie piłki i wymieniającą największą liczbę podań. Gdyby właściciele wykazali więcej cierpliwości i pozostawili Martina na stanowisku, z pewnością mieliby teraz mniej obaw przed następnym sezonem. Bo – jak się okazuje w ostatnich latach – zaraz po awansie do Premier League musisz myśleć o tym, co będzie jak po roku wrócisz do Championship.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,831FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ