Jagiellonia Białystok, która w maju 2024 zdobyła swoje pierwsze mistrzostwo Polski, miała zdaniem wielu nie dawać sobie rady z łączeniem gry w Ekstraklasie i Lidze Konferencji. Rzeczywistość okazała się być zupełnie inna. Białostoczanie zajęli 9. miejsce w fazie ligowej LKE, zaś w Ekstraklasie są niepokonani od 14 września i blamażu w Poznaniu. Pomimo mogłoby się wydawać doskonałej formy, podopieczni Adriana Siemieńca ostatni raz zdobyli na polskim podwórku komplet punktów dopiero 3 listopada w Zabrzu. Dziś szansa na przełamanie tej złej serii była duża – na Podlasie przyjechał osłabiony transferem Leonardo Rochy Radomiak. Choć zajmował przed meczem 12. miejsce w tabeli, to będzie zmuszony do ciężkiej walki o utrzymanie. Lecz ciekawostką jest to, że Radomiak jest jedynym klubem, który nie stracił gola w tym sezonie w pierwszych 15 minutach meczu.
„Regina Poloniae” nie zna litości!
No, był do dzisiaj. Jagiellonia, jak na mistrza Polski przystało, intensywnie rozpoczęła ten mecz. Niemal równo z gwizdkiem przyjezdni znaleźli się pod ścianą. Strzelanie zaczął Afimico Pululu w 2. minucie, lecz Angolczykowi zabrakło siły przy uderzeniu głową. Kolejna akcja przyszła bardzo szybko, i tym razem przyniosła ona zamierzony skutek. W 4. minucie Roberto Alves popełnił trywialny błąd, z którego skorzystał Jesús Imaz. Hiszpan zagrał do niepilnowanego rodaka, Mikiego Villara. Oddał strzał w środek bramki i w wyniku błędu Macieja Kikolskiego otworzył się wynik spotkania. Na drugiego gola nie trzeba było długo czekać, bo jedynie 3 minuty. Białostoczanie ładnie, koronkowo rozegrali swoją akcję. Kristoffer Normann Hansen zagrał do Pululu. Tym razem snajper Jagi się nie pomylił i umieścił piłkę w siatce. 7 minut, 2 gole – fantastyczny start podopiecznych Adriana Siemieńca.
Ale jeśli ktoś myślał, że Jaga przynajmniej na chwilę odpuści przy 2:0, to srogo się mylił. Radomiak nie mógł wskórać absolutnie nic, a gospodarze bawili się grą przy akompaniamencie pełnego stadionu przy Słonecznej. W 10. minucie po dobrym wyjściu z własnej połowy Villar wrzucił piłkę do Imaza, czekającego w polu karnym. Może uderzenie Hiszpana siłą nie imponowało, lecz nadrabiało ono precyzją. Dokładność Imaza połączona ze ślamazarną reakcją Kikolskiego sprawiły, że po niecałym kwadransie mecz, mogłoby się wydawać, był już w zasadzie rozstrzygnięty.
ZABAWA @Jagiellonia1920 W BIAŁYMSTOKU! 🥳 Kapitalny początek meczu z Radomiakiem! 🔥 Najpierw gola strzelił Miki Villar, potem piękne dwie kolejne akcje i trafienia Afimico Pululu i Jesusa Imaza! 🤩
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) February 2, 2025
📺 Mecz trwa w CANAL+ SPORT 3 i serwisie CANAL+: https://t.co/LrK3rlrlEG pic.twitter.com/L3ZVsy0ihl
I jeszcze jeden, i jeszcze raz!
Dopiero po trzecim golu białostocka kanonada została przerwana. Albo z chęci zaoszczędzenia sił na resztę meczu, albo z litości, przede wszystkim dla elektrycznego dzisiaj Kikolskiego. Radomiakowi udało się oddać nawet celny strzał, przynajmniej patrząc na statystyki. Trudno powiedzieć, żeby „uderzenie” Rahila Mammadova w 17. minucie można było nazwać strzałem. Warchoły częściej pojawiały się na połowie rywala, lecz kompletnie nie radziły sobie z pressingiem podopiecznych Adriana Siemieńca. Gospodarzom już nigdzie się nie śpieszyło i mogli pozwolić rywalom na nieco więcej. W 27. minucie Mammadov ponownie główkował, lecz po strzale Azera dobrze interweniował Sławomir Abramowicz. Mecz zmienił swoje oblicze, bowiem to Radomiak miał inicjatywę po swojej stronie. Mimo to Jaga miała ten wynik pod kontrolą, tak okazałe prowadzenie wciąż wydawało się być nie do ruszenia.
Ale na co komu 3:0, skoro można wbić jeszcze czwartego gola? Radomiak się nabiegał, poatakował i nic nie dostał w zamian. Jaga cierpliwie poczekała, wyszła spod pressingu i to ona zaczęła znowu naciskać. Owoce przyszły bardzo szybko. Jeden z piłkarzy Radomiaka zapłacił za swoje gapiostwo, piłkę przechwycił Michal Sáček. Czech zagrał do rozpędzonego Pululu, a Angolczyk zanotował dublet. Ponownie kiepsko interweniował Kikolski – piłka po jego rękach wpadła do siatki. Warto pochwalić też za zachowanie Imaza, który nie zabrał gola koledze, choć mógł wbić piłkę do bramki. Myślicie, że to koniec? Nic z tych rzeczy. W 45. minucie kolejna akcja Jagi i kolejna bramkowa. Jarosław Kubicki świetnie odnalazł podaniem Imaza, a Hiszpan musiał wręcz to wykorzystać. 5:0 do przerwy. Nokaut. Po prostu nokaut!
Dublet Afimico Pululu! ⚽⚽ @Jagiellonia1920 się nie zatrzymuje i prowadzi już 4:0! 💫
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) February 2, 2025
📺 Mecz w Białymstoku trwa w CANAL+ SPORT 3 i serwisie CANAL+: https://t.co/LrK3rlrlEG pic.twitter.com/To2vP2hQv7
„Kończ waść, wstydu oszczędź…” – Jagiellonia rozbiła bank!
Najwyższe zwycięstwo Jagiellonii w Ekstraklasie to 6:0, odniesione z Ruchem Chorzów w 2013 roku. Wystarczył jeden dobry, ofensywny wypad, żeby ten rekord wyrównać. Drugą połowę białostoczanie rozpoczęli stosunkowo spokojnie, co nie zmienia faktu, że znacznie przeważali na murawie. Piłkarze Radomiaka snuli się po boisku, nie mając absolutnie żadnej wiary w powrót do gry. Zresztą tu nie było z czego zbierać, Jagiellonia rozsmarowała rywali już w pierwszej połowie. Dlatego też nie było już takich emocji w drugiej części spotkania. Jaga już nic nie musiała, a jedynie mogła. W 72. minucie była okazja na podwyższenie wyniku, lecz Mateuszowi Skrzypczakowi nie dopisało szczęście. Potem sił próbowali i Lamine Diaby-Fadiga, i Darko Czurlinow – obydwoje nieskutecznie.
Druga połowa odbyła się w zasadzie tylko dla formalności. Jagiellonia była niezagrożona przez rywala, Radomiak rozbity na tyle, że nie był w stanie nawet uratować honoru. W końcu wróciła ta stara, dobra i ofensywna Jaga. W końcu królewski burgund i napis „Regina Poloniae” na okolicznościowej koszulce zobowiązywał. Dzięki temu białostoczanie są w kontakcie z Lechem Poznań – zanosi się na fascynującą rywalizację o mistrzostwo. W przypadku Radomiaka z kolei pozostaje pytanie – czy pozbiera się mentalnie przez kluczowym meczem ze Śląskiem Wrocław?