Atlético lepsze w dziesiątkę niż w komplecie [WNIOSKI]

Atlético Madryt wygrało z Bayerem Leverkusen, a mecz mógł podobać się zarówno sympatykom Los Colchoneros, jak i neutralnym widzom. Podobał się i nam, gdyż mieliśmy mnóstwo ciekawego materiału, na który mogliśmy spojrzeć analitycznym okiem i opisać w formie pomeczowych wniosków. Oto i one.

1. Czerwona kartka była po prostu głupia

Mecz ustawiła czerwona kartka, którą zawodnik gospodarzy z Madrytu – Pablo Barrios – obejrzał w 23. minucie meczu. To jego druga wpadka w przeciągu kilku dni. W sobotę zawinił bowiem przy straconej bramce w starciu z Leganes, które jego zespół przegrał 0:1. Teraz młody piłkarz znowu się nie popisał, a jego faul był kompletnie nierozsądny. Miał bowiem miejsce na połowie gospodarzy ani nie zatrzymywał żadnej groźnej akcji. Był po prostu aktem boiskowej agresji, który po interwencji VAR-u musiał skończyć się wykluczeniem Barriosa i przedwczesnym zakończeniem jego występu.

REKLAMA

Inna sprawa to fakt, że na około pół godziny przed ostatnim gwizdkiem sędziego liczebność obu ekip powinna znów się wyrównać. Florian Wirtz sfaulował bowiem swojego rywala, tym samym zatrzymując szybko rozpędzającą się akcję gospodarzy. Dokonał więc czegoś, co w Przepisach Gry w piłkę nożną określone jest jako przerwanie korzystnej akcji. Zgodnie z nimi, za takie zachowanie powinien otrzymać – w jego przypadku drugą – żółtą kartkę, a w konsekwencji wylecieć z boiska. Tak się jednak nie stało. VAR (w związku z tym, że nie chodziło o bezpośredni czerwony kartonik) nie mógł zareagować, a kibice, piłkarze i sztab Atlético mieli powody do niezadowolenia.

Sprawiedliwości stało się zadość w końcówce, kiedy faktycznie gracz Bayeru obejrzał czerwoną kartkę. Nie był nim jednak Wirtz, ale… Piero Hincapié, a więc strzelec jedynej bramki dla przyjezdnych! Ten wieczór z Ligą Mistrzów musiał być dla niego trudny do oceny, skoro z jednej strony udało mu się strzelić swojego pierwszego gola w UCL, a z drugiej zakończyło się na obejrzeniu tarjeta roja.

2. W bramce na 1:0 dla Bayeru należy docenić szczególnie asystę

Warto wspomnieć o golu otwierającym strzelanie w hiszpańsko-niemieckim starciu nie tylko ze względu na jego wielką wagę, lecz także z uwagi na piękną asystę, która umożliwiła trafienie. Jej autorem był Nordi Mukiele, który udowodnił, że warto nie dośrodkowywać na ślepo, ale przed zagraniem rozejrzeć się i wybrać kolegę do zagrania. Dzięki temu Francuz wypatrzył wolną przestrzeń na dalszym słupku i to właśnie tam posłał piękne, precyzyjne zagranie. Chylimy czoła przed techniką 27-latka, ale prawda jest taka, że o celne dośrodkowanie byłoby znacznie trudniej, gdyby obrona Atleti chociaż starała się do niego dopaść…

3. Atlético lepsze w dziesiątkę, niż grając w komplecie

Od początku meczu hiszpańska drużyna była tak zagubiona, że po czerwonym kartoniku chyba gorzej już być nie mogło. Zaskakujące jest jednak to, że było nawet lepiej. Przez kilkanaście minut po tym ciosie Los Rojiblancos wydawali się bardziej ożywieni i zdeterminowani, by pokazać swoje zdolności grając w mniejszości. Pewne dobre słowa można powiedzieć chociażby o Antoine’ie Griezmannie. Francuz wyglądał dobrze w środku pola, miał momenty udanego kierowania grą zespołu i jeśli mielibyśmy wskazać jakiegoś lidera podopiecznych Diego Simeone, jednym z kandydatów byłby właśnie on.

Jednym, ale nie pierwszym z kandydatów. Absolutną „jedynką”, jeśli chodzi o graczy Atleti w tym meczu był bowiem Julián Alvarez. Miał bardzo trudne zadanie, gdyż często był osamotniony, ale i tak potrafił utrzymać się przy piłce i poczekać na partnerów. Jak to napastnik, Alvarez ma jednak we krwi nie czekanie na posiłki, lecz samodzielne finalizowanie akcji, co udało mu się w 52. minucie meczu. To wtedy zrobił coś z niczego. Do szczęścia wystarczyła wiara w to, że nie warto odpuszczać i presja wywierana na obrońców do samego końca. To dzięki niej i odrobinie szczęścia w postaci błędu defensywy Bayeru Alvarez dopadł do piłki, stanął oko w oko z bramkarzem i zamienił dogodną okazję na bramkę. Było 1:1, a Bayer mógł mówić o początku drugiej połowy spotkania jak o najgorszym koszmarze.

Oczywiście później Alvarez zaliczył jeszcze drugie trafienie, ale o tym więcej już w naszym kolejnym wniosku:

4. Atlético Madryt nie miało żadnego pomysłu na atak pozycyjny

Do pochwał dla graczy zespołu ze stolicy Hiszpanii należy jednak dołożyć także trochę gorzkich uwag dotyczących ich postępowania. Atlético dość często próbowało bowiem ataku pozycyjnego, ale zdawało sprawę drużyny, która nie bardzo wie, co chce dzięki temu osiągnąć. Rozgrywanie piłki ani nie prowadziło do ominięcia wysokiego pressingu Bayeru, ani nie służyło kreowaniu szans strzeleckich. Nie pomagało ono nawet w osiągnięciu celu tak prozaicznego jak zwyczajne zmęczenie rywali z Niemiec. Było zbyt statyczne, a piłkarze Simeone rzadko przenosili ciężar gry z jednej na drugą stronę. To z kolei często robili Aptekarze. Potrafili oni paroma podaniami na małej przestrzeni zgromadzić wszystkich defensorów przeciwnika na jednej części boiska, a następnie sprytnie uruchamiali niepilnowanych graczy operujących na przeciwległej stronie pola gry.

Takimi zagraniami nie popisywali się gracze Atlético, których ataków pozycyjnych często nie trzeba było nawet zatrzymywać. Wiele z nich zatrzymywało się samodzielnie, gdy któryś z piłkarzy popełniał błąd lub brakowało zgrania i zrozumienia. Gospodarzom znacznie lepiej wychodziły kontry i gra bez piłki. To właśnie jakość w tych elementach pozwoliła im doprowadzić do remisu. W końcówce kontratak w połączeniu z wykorzystywaniem błędów rywali pomógł doprowadzić nawet do wyjścia na prowadzenie. Atlético nie wypuściło go do samego końca meczu. Co prawda nie grało perfekcyjnie, ale było tej perfekcji bliższe niż bardzo słaby i proszący się o problemy Bayer. Właśnie z tego względu możemy powiedzieć, że komplet punktów dla ekipy z LaLigi jest w pełni zasłużony. Z kolei zespół z Niemiec może się wstydzić, że przegrał mecz, w którym długo wszystko układało się na jego korzyść.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,733FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ