Notująca serię trzech porażek z rzędu Borussia Dortmund podejmowała we wtorkowy wieczór włoską Bolonię. Mecz rozgrywany na terytorium rywali, czyli Stadio Renato Dall’Ara mógł lekko podreperować morale zespołu oraz pozycje głównego trenera – Nuriego Sahina. Wydawało się, że mimo nie najlepszej gry cel uda się osiągnąć, jednakże Bologna, a szczególnie jej rezerwowi, postanowiła do tego nie dopuścić.
Pierwszą rzeczą rzucającą się w oczy, jaką można było dostrzec od początku spotkania, było ofensywne podejście Borussii. Skutkiem tego była wysoko postawiona linia obrony, co stwarzało zawodnikom Bolonii szanse na kontrataki. Włoskiej ekipie nie udało się tego wykorzystać, zaś niemiecki zespół po niecałym kwadransie został obdarowany przez arbitra rzutem karnym. Piszę obdarowany, bo była to jedenastka raczej z typu tych „miękkich”. Powodem było ciągnięcie za koszulkę przez Erika Holma, co pan sędzia Serdar Gozubuyuk potraktował jako przewinienie. Oczywiście, jest to zagranie niezgodne z przepisami, lecz sędziowie bardzo rzadko gwiżdżą takie jedenastki. Z wapna na 0:1 trafił Serhiou Guirassy.
Do decyzji o rzucie karnym można było mieć wątpliwości, tym bardziej że niedługo później Pascal Groß też pociągał za koszulkę Dana Ndoye’a, lecz tutaj turecki sędzia zastowsował podwójne standardy. Jeśli już dyktujemy takie karne, to w obie strony. Tyle.
Przez większość meczu więcej w ofensywie tworzyła sobie Bologna. Z Julianem Ryersonem na prawej flance bawił się Riccardo Orsolini – do czasu zejścia z boiska z kontuzją. Parokrotnie dobrze w bramce spisywał się Gregor Kobel, raz kolegów uratował Julien Duranville. Można było odnieść wrażenie, że to gospodarze bardziej zasługują na prowadzenie. Wynik jednak wskazywał na BVB.
Bologna dopięła swego w minutę
Włosi długo bili w mur i nie mogli sforsować oporu w postaci szwajcarskiego bramkarza, który zabierał im możliwość doprowadzenia do remisu. Trybuny na Stadio Renato Dall’Ara próbowały podnieść na duchu swoich ulubieńców, co przyniosło skutek na przełomie 71. i 72. minuty. Dwa błędy linii defensywnej podopiecznych Nuriego Sahina spowodowały, że nawet Kobel nie miał szans uratować drużyny przed stratą bramki. Choć raz był blisko.
Pierwszy gol to długa piłka od Charalamposa Lykogiannisa za plecy obrońców Borussii. Zarówno Waldemar Anton, jak i Nico Schlotterbeck zgubili krycie swoich zawodników, co wykorzystał duet rezerwowych – Jens Odgaard i Thijs Dallinga. Ten pierwszy opanował podanie i dograł piłkę do kolegi, który nie miał problemu ze wpakowaniem jej do siatki. Borussia Dortmund dostała cios, który najwyraźniej ją mocno ogłuszył. Stoperzy znów zachowali się jak dzieci we mgle, a strzał Dallingi odbił Kobel. Ta jednak powędrowała pod nogi Samueal Ilinga Juniora, który dał prowadzenie.
Borussia w tarapatach! Samuel Iling-Junior daje prowadzenie @BolognaFC1909en! 🔥
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) January 21, 2025
📺 Mecz trwa w CANAL+ EXTRA 5 i w serwisie CANAL+: https://t.co/CSTjelgTPu pic.twitter.com/jRU3gQuiMQ
Piłkarze włoskiego zespołu do końca meczu nie dali już rozwinąć skrzydeł rywalom, a ich kolejne ataki wciąż nacierały na bramkę Borussii. Brakowało skuteczności, ale wynik się zgadzał aż do końcowego gwizdka. Tym samym Bologna z dużą pomocą od przeciwników zbliżyła się do wygrania pierwszego meczu Ligi Mistrzów w swojej historii.
Skorupski nie był najpewniejszym punktem drużyny
W podstawowym składzie ekipy prowadzonej przez Vincenzo Italiano wyszedł Łukasz Skorupski. Polak nie zanotował wybitnego meczu. Przy rzucie karnym miał piłkę na rękawicy, wcześniej i później często niepewnie interweniował. Najwięcej biedy Skorupski mógł sobie napytać przy wyjściu do jednego z dośrodkowań. Polak zaliczył tzw. pusty przelot przy wyniku 0:1 i tylko niecelny strzał Guirassy’ego uratował go od poważnego błędu. A później jego koledzy z ofensywy zrobili swoje, więc jego zła decyzja najprawdopodobniej popadnie w zapomnienie. Kacper Urbański natomiast nie powąchał murawy. Młody zawodnik pomimo przedłużenia kontraktu jakiś czas temu wciąż nie ma perspektyw na więcej minut.